To pewna nowość. Przez dziesięciolecia wolnej Polski politycy widzieli w kulturze głównie obciążenie w budżecie i fanaberię garstki wyborców. Co bardziej znani ludzie kultury przydawali się podczas kampanii wyborczych, ale potem byli raczej postrzegani jako petenci, beneficjenci budżetówki, wiecznie niezadowoleni z wysokości przyznawanych środków. Za rządów PO utarło się, że pokazanie się w teatrze czy z książką raczej odejmuje, niż dodaje w sondażach. I było to na długo, zanim ruszyła antyelitarna kampania PiS.
Rządy PiS pokazały, że wizja kultury to także wizja modelu życia społecznego. I że jako część ideologii jest ważna dla wyborców i, ostatecznie, wyniku wyborów. Dlatego partie i komitety wyborcze opozycyjne wobec PiS w ruszającej właśnie z siłą walce o elektorat sięgają chętniej – jak się wydaje – po kulturę. A znaczenie samorządu jest tym większe, że może być przez jakiś czas jedynym oparciem dla ludzi o innych niż narodowo-katolickie potrzebach ideologiczno-kulturalnych.
Najmocniej widać to oczywiście w stolicy. Miasto ma największy budżet, także na kulturę (w ubiegłym roku było to 555 mln zł), utrzymuje największą liczbę teatrów (18 scen). To tu wreszcie w ubiegłym roku odbyła się najgłośniejsza premiera teatralna ostatnich lat, piętnująca bezkarność (nie tylko w kwestii pedofilii) kleru w Polsce, słabość państwa wobec Kościoła i brak lewicowego oporu wobec narzucanej ideologii. Czyli premiera „Klątwy”.
Liberalna
Ostatnie wydarzenia pokazały jednak, że w relacjach warszawskich polityków i samorządowców z ludźmi kultury (czy rozrywki) do porozumienia daleko i łatwo wejść na minę. Przekonali się o tym boleśnie Jan Śpiewak, kandydat komitetu Wygra Warszawa, i Rafał Trzaskowski z Koalicji Obywatelskiej. Pierwszy jeszcze niedawno kpił, że drugiemu fotel europarlamentarzysty zapewniła kampania z udziałem gwiazd: Grzegorza Turnaua i Michała Żebrowskiego, a w ubiegłym tygodniu sam ściskał dłoń stołecznej gwiazdy rapu i telewizji Macieja Gnatowskiego, szerzej znanego jako Wujek Samo Zło. Miałby startować z ramienia komitetu Śpiewaka do rady dzielnicy Wola, a następnie zajmować się tam problemem dopalaczy. Internauci natychmiast przypomnieli Wujkowi, że jeszcze niedawno popierał Patryka Jakiego. Zdjęcie, na którym ściskają sobie ręce z wiceministrem sprawiedliwości PiS, Wujek podpisał: „Ja i przyszły prezydent stolicy”. Sieć nie zapomniała mu także niegdysiejszych okrzyków przez megafon w stronę uczestników wiecu KOD: „Słuchajcie, nie pomogą wam te flagi niebieskie z gwiazdkami. Tu jest Polska i zawsze była. Tutaj będą rządzić Polacy”.
W tym czasie Trzaskowski otrzymał parę ciosów od ludzi kultury, których sam zaprosił na spotkanie: Agnieszki Holland, Zygmunta Miłoszewskiego, Joanny Kos-Krauze i Andrzeja Saramonowicza. Nagrane po nim wideo zrobiło furorę na prawicowych portalach internetowych. Rozpoczyna je Holland słowami: „Mieliśmy do Platformy wiele pretensji, my, ludzie kultury, szczególnie o to, że kulturę olewała”.
Kolejnego zdania wygłoszonego przez reżyserkę prawicowe media już nie cytowały, a brzmiało: „Zastanawiam się, czy nie jest lepiej dla nas, jak rządzi formacja, która kulturę olewa, niż taka, która kulturą się zbytnio zajmuje”. W kolejnych wystąpieniach ton narzekania miesza się z bardzo ostrożnie wyrażaną nadzieją, że „Rafał Trzaskowski to pierwszy prezydent (mam nadzieję) od wielu lat, który jest człowiekiem kultury, kultura jest dla niego ważna, w związku z czym będzie potrafił zarządzać nią, współorganizować w taki sposób, że my, mieszkańcy Warszawy, będziemy z tego zadowoleni” (Saramonowicz). Sam Trzaskowski przysłuchuje się tym połajankom z kamienną twarzą, po czym podsumowuje: „Najważniejsze, że byliśmy w stanie rozmawiać w sposób absolutnie otwarty i dojść do kilku konkluzji: że Warszawa ma bardzo różnorodną ofertę kulturalną i to musi podtrzymać. Że powinna poszukać swojej specyfiki, jeśli chodzi o kulturę. Że powinna ją tworzyć dla wszystkich nas, warszawiaków, by każdy mógł z kultury korzystać”. Amen.
Trzaskowski, syn wybitnego jazzmana, przyjaciel aktora i teatralnego biznesmena Michała Żebrowskiego, zebrał razy za wieloletnią politykę kulturalną swojej partii. Twórcy długo nie zapomną PO odebrania im 50-proc. kosztów uzyskania przychodu. Sama Hanna Gronkiewicz-Waltz była nawet negatywną bohaterką spektaklu, „Tęczowej Trybuny 2012”, zrealizowanego przez Pawła Demirskiego i Monikę Strzępkę we wrocławskim Teatrze Polskim. W „Artystach”, serialu autorstwa tego duetu, stołeczny ratusz był siedliskiem korupcji i dzikiej prywatyzacji, a instytucji publicznych symbolizowanych przez teatr bronili wspólnie przed kapitalistycznym szałem samorządowców inteligenci i kibole.
Budżetowa
Za rządów PiS ten sam wrocławski Teatr Polski zniszczono. Rozpoczęła to co prawda dolnośląska koalicja PO-PSL, ale dokończył właśnie PiS, odpowiedzialny także za „dobrą zmianę” w krakowskim Starym Teatrze. A uciekinierzy z „odzyskanych” instytucji schronienie znaleźli w stołecznych teatrach. Warszawa dofinansowała rozpoczętą we Wrocławiu produkcję „Procesu” Krystiana Lupy. Podczas afery wokół „Klątwy” ratusz zdecydowanie zareagował na nawoływania Ministerstwa Kultury o odwołanie dyrekcji Teatru Powszechnego, karne obcięcie scenie dotacji albo wymuszenie zdjęcia spektaklu z afisza. Sprawę obrazy uczuć religijnych pozostawił prokuraturze (doniesienie złożył m.in. Roman Giertych, który spektaklu nie widział). Radni dołożyli trochę do budżetu Teatru Powszechnego, a jego dyrektorzy otrzymali przedłużenie kontraktów. Trudno o bardziej czytelny sygnał wysłany do ludzi kultury.
Do tego rosną nakłady na kulturę, budżet warszawskiego Biura Kultury w ubiegłym roku wynosił 297,4 mln zł, o ponad 75 mln więcej niż dwa lata temu. Największe środki miasto przeznacza na funkcjonowanie 18 teatrów, finansuje też 19 bibliotek, 5 muzeów, orkiestrę oraz ośrodki i domy kultury i współfinansuje działalność kulturalną organizacji pozarządowych. Od 1 sierpnia tego roku dokłada się (obok Polskiego Towarzystwa Chemicznego) także do budżetu Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie. I właśnie rozpisało konkurs na stanowisko dyrektora (lub dyrektorki) nowo powstałej instytucji – Centrum Kultury Filmowej im. Andrzeja Wajdy – która ma się zająć edukacją filmową, wspierać artystyczne projekty filmowe i „kształtować świadomą publiczność”.
W realizacji są ostatnie chyba – biorąc pod uwagę i topniejące środki z Unii Europejskiej, i zmianę nastrojów społecznych – tak duże inwestycje: budowa siedziby Sinfonii Varsovii na Pradze Południe (1850 miejsc na widowni sali koncertowej, koszt 265 mln zł), remont Sali Kongresowej (przeciąga się i drożeje, nowy termin oddania do użytku to 2023 r.) czy adaptacja kamienicy przy Próżnej 14 dla Teatru Żydowskiego za 150 mln zł (co z niedawną umową miasta z firmą Ghelamco, stawiającą biurowiec na miejscu dawnej siedziby teatru, na parterze którego miał być teatr?). Ale najwięcej emocji wzbudzają plany zagospodarowania placu Defilad.
Dla komfortu
Miasto planuje tam aleję z drzewami („zieloną aortę”) oraz inwestuje kolejne środki w przygotowania do budowy siedzib Muzeum Sztuki Nowoczesnej i TR Warszawa.
Rafał Trzaskowski swoje plany dla stołecznej kultury ogłosił już w końcu maja przed Teatrem Powszechnym – symbolicznie, by wzmocnić przekaz: „Kultura powinna być priorytetem. Powinna być taka jak to miasto: wolna, oryginalna, różnorodna. Czasem niepokorna”. Ale na „Klątwie” jeszcze – jak podkreśla w wywiadach – nie był. Odwiedził za to m.in. TR Warszawa. A wśród deklaracji na jego stronie internetowej pod hasłem „Warszawa wolnej kultury” znajdziemy m.in. i taką: „Chcę, by w Warszawie powstawało dużo nowoczesnych instytucji kultury”. Choć za przykład podaje tu Nowy Teatr, „łączący kulturę wysoką i otwarte miejsce dla mieszkańców”, można to odczytać także jako poparcie dla budowy nowej siedziby dla TR Warszawa.
Zresztą do niedawna nikt pomysłu budowy gmachów MSN i TR Warszawa nie kwestionował. Aż Jan Śpiewak ogłosił, że „koncepcja planująca powstanie tam [na pl. Defilad] placu centralnego z siedzibą Muzeum Sztuki Nowoczesnej przypomina sny urbanistów z Korei Północnej”. I ogłosił, że zamiast „zielonej aorty” wokół PKiN powinien powstać gęsto zadrzewiony Warszawski Park Centralny. Do MSN jakoś dał się w końcu przekonać, ale wobec TR jest nieugięty, zamiast nowego budynku proponuje mu pozostanie w dotychczasowej siedzibie w kamienicy przy Marszałkowskiej, obiecując odzyskanie przez miasto zreprywatyzowanego budynku.
Park Centralny to jeden z trzech priorytetów Śpiewaka w wyborach. Wpisuje się w hasło „komfortu życia” warszawiaków. Pozostałe (wymieniał je na niedawnym spotkaniu w OPZZ Mazowsze) to rozwój usług publicznych, czyli 50 tys. mieszkań na tani wynajem, budowanych wraz z infrastrukturą, wśród której wymienił żłobki, szkoły i punkty opieki zdrowotnej, ale już nie domy kultury czy teatry. Oraz zrównoważony rozwój miasta.
Idea Parku Centralnego wywołała polemiki, zyskała rozgłos porównywalny do licytacji na linie metra i mosty. Patryk Jaki, kandydat Zjednoczonej Prawicy, jeszcze się w tym temacie klarownie nie wypowiedział, choć wysyła pewne sygnały. Nie przyklasnął pomysłowi Antoniego Macierewicza, żeby w miejscu Pałacu Kultury i Nauki postawić Kolumnę Chwały Wojska Polskiego. „Nie będę popierał tego pomysłu. Mam swój” – zapewnił w Polsat News, ale z jego zdradzeniem zwleka. Za to w wywiadzie w „Kulturze Liberalnej” marzył, by „odbudować serce Warszawy w kształcie przedwojennym”. Historia zawsze przyciąga turystów z całego świata. Warszawa ma tu duży potencjał”. Tak.
Jaki potencjału Warszawy szuka w historii. Na jego stronie wyborczej zakładka „Warszawa patriotyczna” kipi od pomysłów, pełna jest też ta dotycząca sportu (m.in. odbudowa stadionu Skry, 4 proc. budżetu na sport do 2023 r., upodmiotowienie środowisk sportowych, wielkie imprezy sportowe). Tylko dwie zakładki są puste, po kliknięciu w nie wyświetla się komunikat „Wkrótce zaprezentujemy program”. To „Kultura” i „Ład przestrzenny”.
Rafałowi Trzaskowskiemu marzy się za to międzynarodowy rozmach. Warszawiacy powinni uczestniczyć w „wydarzeniach kulturalnych na międzynarodową skalę: koncertach wybitnych artystów, międzynarodowych festiwalach muzycznych, teatralnych i filmowych”, stolica powinna mieć festiwale „na międzynarodowym poziomie”, przyciągające też turystów, także ze świata. Ale też, podobnie jak Śpiewak, stawia na poprawę „komfortu życia” warszawiaków.
„W mojej ocenie Warszawa potrzebuje przełożenia wajchy w stronę tzw. miękkich działań. I stąd moja koncentracja na czymś, co nazywa się »przyjaznym miastem«. Otwieranie zielonych przestrzeni, sprawianie, że to miasto będzie miało odpowiednią ofertę kulturalną, bardziej dostępną, zróżnicowaną, w której nie będzie cenzury” – tłumaczył kandydat Koalicji Obywatelskiej. W „Newsweeku” deklarował: „Chcę kompletnie zakryć Wisłostradę na wysokości Starówki, przenieść samochody z placu Teatralnego do parkingu podziemnego. Chcę w ten sposób połączyć ze sobą plac Bankowy z bulwarami nad Wisłą, fizycznie zszyć ze sobą tę publiczną przestrzeń, zrobić z niej ulubione miejsce wszystkich warszawiaków”. Z podobną ideą „kultury i edukacji, jako wyznaczników nowoczesnej, otwartej i tolerancyjnej Warszawy” startuje w wyborach Jacek Wojciechowicz. Były członek PO i wieloletni zastępca Hanny Gronkiewicz-Waltz w ratuszu, zwolniony w 2016 r., ma poparcie m.in. artystów: Krystyny Prońko i Zbigniewa Hołdysa.
Niezależna
Dostępność kultury to dziś programowy fetysz, ale też realny problem – w rozwarstwionym społeczeństwie wielu nie stać na uczestnictwo, wielu też nie ma kompetencji, by w kulturze uczestniczyć. Miasto od kilku lat rozwija system edukacji kulturalnej, inwestuje w badania publiczności. Kandydaci dokładają pomysły.
Trzaskowski obiecuje nie tylko prężnie działający dom kultury w każdej z dzielnic i więcej „niebiletowanych, ale na wysokim poziomie imprez dla rodzin”. Chce zwiększać wydatki na projekty organizacji pozarządowych, także wieloletnie, oraz wspierać powstawanie niepublicznych instytucji kultury – jako „uspołecznioną, elastyczną i innowacyjną alternatywę dla tworzenia nowych instytucji miejskich”. Enigmatycznie brzmi zapis o prywatnych mecenasach kultury: „Czas by umożliwić również prywatnym podmiotom nie tylko inwestowanie w konkretne projekty, ale również tworzenie nowych miejsc kultury, z których będą korzystać mieszkańcy”.
Justyna Drath, kandydatka na wiceprezydentkę w ratuszu rządzonym przez Śpiewaka – polonistka, filmoznawczyni, nauczycielka – stwierdzała w „Krytyce Politycznej”: „Jestem za autonomią wypowiedzi artystycznej, brakiem strachu i przeciwko uzależnieniu od podsycanych przez koniunkturalnych polityków nastrojów”. Komitet Wygra Warszawa w trosce o dostęp do kultury postuluje stworzenie specjalnego funduszu, który pokryłby znaczną część kosztów biletów na odpłatne wydarzenia.
Patryk Jaki o kulturze wypowiada się rzadko, czemu trudno się dziwić – w jego elektoracie raczej mu to nie pomoże w zdobyciu głosów, a może odstraszyć wyborców przeciwnych cenzurze. Zrobił wyjątek dla „Klątwy”, zapytany przez wPolsce.pl, odparł: „Nigdy w życiu nie zgodzę się na spektakl, gdzie w tak ordynarny sposób obraża się takie symbole jak Jan Paweł II. Jak zostanę prezydentem Warszawy, nie wydam ani złotówki na ideologię”. Katolicyzmu za ideologię nie uznaje.