Podstawowym pojęciem w dziedzinie historii alternatywnych jest point of divergence, w skrócie POD, czyli moment, w którym kończą się fakty historyczne, a zaczyna fikcja. Impuls, który zmienia bieg autentycznych wydarzeń. Może to być coś dużego, jak np. przegrana przez Polskę w Bitwie Warszawskiej w 1920 r., pociągająca za sobą triumf ZSRR – efektem wizja Polski i Europy pod sowieckim jarzmem. Może to też jednak być coś drobnego, jak choćby promień słońca, który połaskotałby w listopadzie 1963 r. prezydenta Kennedy’ego w nos, sprawiając, że ten by kichnął, pochylając się, i w ten sposób cudem uniknął kuli zamachowca.
Światowa literatura zna wiele przykładów takich rozważań. Ostatnio, za sprawą świetnego serialu produkcji Amazona, przypomniano nam choćby o „Człowieku z Wysokiego Zamku” Philipa K. Dicka, gdzie to druga wojna światowa miała inny obrót, w efekcie czego Stany Zjednoczone w zasadzie nie istnieją, bo jedną ich część okupują naziści, a drugą Japończycy.
Gdybali najwięksi światowej literatury – choćby Philip Roth w „Spisku przeciwko Ameryce”, kreśląc wizję, w której Roosevelt przegrywa wybory z Charlesem Lindberghiem, co popycha Stany w stronę faszyzmu. Niemcy wyobrażali sobie, jak Hitler ginie w jednym z zamachów na jego życie („Byłem Aniołem Stróżem Hitlera” Dietera Kühna), Brytyjczycy z kolei w fabułach steampunkowych (zaawansowana technologia oparta na parze) pokazywali wizje odrodzonego wyspiarskiego imperium, tym razem przemierzającego świat nie na pokładach statków, ale sterowców. Tylko Chińczycy w tej dziedzinie milczeli, bo u nich podobno historie alternatywne są zakazane.
Inaczej Rosjanie, dla których snucie różnych wizji dziejów to chleb powszedni do tego stopnia, że – jak to ujął na łamach „Czasu Fantastyki” Paweł Laudański – tego typu publikacje zalewają półki tamtejszych księgarń.