Claude Lanzmann uważał się za wyrocznię w sprawie martyrologii Żydów. Nakręcony przez niego w 1985 r. dziewięcioipółgodzinny film „Shoah” poświęcony ludobójstwu Żydów w czasie II wojny światowej to bezprecedensowe i przełomowe dzieło w historii kina. Coś więcej niż pomnik wystawiony milionom ofiar Holokaustu, który peerelowska propaganda komunistyczna paradoksalnie uważała za świadectwo antypolonizmu – gdyż ujawniało dwuznaczną rolę świadków, a także polskich współuczestników zbrodni. Słowo „shoah” zostało zaczerpnięte z Biblii, oznacza „katastrofę”, „zniszczenie”, „anihilację”. Film zdobył m.in. nagrodę nowojorskich krytyków dla najlepszego dzieła non-fiction i BAFTĘ w kategorii „pełnometrażowy dokument”.
W centrum zainteresowań: Holokaust, antysemityzm, walka o prawa człowieka
Urodzony w 1925 r. francuski reżyser, reporter i redaktor czasopisma polityczno-literackiego „Les Temps Modernes” był wyjątkowo wyczulony na wszelkie próby relatywizowania zbrodni popełnionej na Żydach. To on po francuskiej premierze „Korczaka” Andrzeja Wajdy zmieszał publicznie z błotem producenta filmu, a potem na łamach „Nouvel Observateur” napisał, że „Wajda naśladuje sceny nakręcane przez Propaganda Kompanien Wehrmachtu”, i oskarżył polskiego reżysera, że co najmniej brakuje mu empatii.
Wychował się w żydowskiej rodzinie. Walczył we francuskim ruchu oporu. Po wojnie studiował filozofię we Francji i w Niemczech. W latach 1948–49 był wykładowcą na Wolnym Uniwersytecie w Berlinie. Holokaust, antysemityzm i walka o prawa człowieka stały w centrum jego twórczości zarówno jako filmowca, jak i dziennikarza. W latach 50. Lanzmann związał się z francuską pisarką i filozofką Simone de Beauvoir. Był trzykrotnie żonaty: z francuską aktorką Judith Magre, z niemiecką pisarką i aktorką Angeliką Schrobsdorff, a następnie z Dominique Petithory.
„Shoah”, jedynie słuszny film
Lanzmann, wytrawny dziennikarz, sławny intelektualista i przyjaciel Sartre’a, zanim zdecydował się z kimś porozmawiać, upewniał się, czy ta osoba zna jego twórczość i jaki mam do niego stosunek. Według Lanzmanna Zagłada nie ma odpowiednika w historii ludzkości. To wydarzenie bez precedensu i jakakolwiek próba jej relatywizowania, porównywania do ludobójstwa w Kambodży, mordu na Tutsi czy na Ormianach na początku XX w. jest nieuprawniona. Wielogodzinny dokument pozbawiony materiałów archiwalnych, w całości nakręcony współcześnie, złożony m.in. z rozmów z nielicznymi naocznymi świadkami tragedii (w tym z Polakami kolaborującymi z Niemcami), nie tyle przedstawia antysemityzm jako zjawisko społeczne, ile – jak pisali recenzenci – stara się zbadać specyfikę tych miejsc, gdzie panowała śmierć, jakby wewnętrzny krąg piekieł.
Waga dzieła Lanzmanna jest bezdyskusyjna. Niemniej zdaniem Alaina Finkielkrauta problem z Lanzmannem polegał na tym, że każdy, kto nie oddawał czci Jedynie Słusznemu Filmowi „Shoah”, stawał się w oczach jego autora antysemitą.
Filmy poświęcone Żydom
W długiej, trwającej ponad pół wieku, burzliwej karierze Lanzmann nakręcił jeszcze wiele innych filmów poświęconych Żydom, m.in. o słynnym powstaniu więźniów w obozie zagłady w Sobiborze w 1943 r. A także „Dlaczego Izrael?” i „Tsahal”, w których dowodził konieczności powstania i istnienia państwa Izrael. W 2009 r. opublikował wspomnienia „Le lièvre de Patagonie”. Rok później zrealizował dokument „Raport Karskiego” o polskim delegacie rządu Sikorskiego, który w 1943 r. przedstawił prezydentowi Stanów Zjednoczonych Franklinowi Delano Rooseveltowi pełną informację o Holokauście. Zamieścił w nim pominięte w „Shoah” fragmenty wywiadów nagranych w 1978 r. z Janem Karskim dotyczące działalności Polskiego Państwa Podziemnego na polu ratowania Żydów.
Uważany za jednego z najwybitniejszych dokumentalistów, Lanzmann został uhonorowany w 2013 r. na Berlińskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Złotym Niedźwiedziem za całokształt twórczości. Później nakręcił jeszcze „Ostatniego niesprawiedliwego” o ostatnim przewodniczącym Rady Żydowskiej w getcie Theresienstadt na terenach okupowanego przez III Rzeszę Protektoratu Czech i Moraw, „Napalm” (2017 r.) oraz miniserial „Cztery siostry” (2018 r.). Miał 92 lata.