Po raz kolejny sprawdza się zasada, że serial satyryczny Showmaxa najlepszy jest wtedy, gdy karykatury prawdziwych postaci wpisuje w fikcyjne fabuły. Gdy coś opowiada, a nie odtwarza wydarzenia. Gorzej wypada zaś w odcinkach, w których de facto nic się nie dzieje poza tym, że Prezesa odwiedzają kolejni goście – ot, karuzela śmiesznych postaci.
Prezes przyjmuje gości
Niestety takim odcinkiem jest „Polska na kolanach”. Bo o czym opowiada? O niczym. Prezes w poprzednim epizodzie był w szpitalu i nadal w nim jest. Płaszczak jak przy nim czuwał, tak czuwa. Pani Basia jak siedziała na korytarzu i biadoliła, tak biadoli. Poza tym wpadają Jolanta Szczypińska i Marta Kaczyńska, są dzieci z podstawówki z kwiatami dla Prezesa, jest i Małgorzata Wasserman, donosząca, że komisja ds. Amber Gold osiąga swoje cele i właśnie szykuje się do przesłuchań najważniejszych świadków. Prezes rzecz jasna przypomina, by Donalda przesłuchać tuż przed wyborami.
Prezes stworzony ze sprzeczności
Odcinek trwa 17 minut – treści w tym niewiele i brak nowego przekazu. Wracamy do Prezesa jako jedynego normalnego w otoczeniu wariatów, kogoś z zapędami dyktatorskimi, ale generalnie troszczącego się o wizerunek państwa i szarych obywateli. Dlatego pyta o helikoptery dla wojska, samochody elektryczne, spór z Unią, a wreszcie o niepełnosprawnych. Słyszy na to od Płaszczaka, że helikoptery są, na ulicach wyłącznie auta elektryczne, Unia przeprosiła, Żydzi przeprosili, a niepełnosprawni dostali pieniądze, wyzdrowieli i poszli.
W „Uchu prezesa” tytułowy bohater jest stworzony ze sprzeczności. Z jednej strony jest tak potężny, że gdy go nie ma, państwo staje w miejscu – każdy boi się cokolwiek zrobić bez rozkazu z Nowogrodzkiej. Z drugiej strony – jest zamknięty przez swoich podwładnych w informacyjnej bańce, faszerowany tym, co oni sami chcą mu powiedzieć.
Czytaj także: W „Uchu” powstaje superprodukcja o Prezesie
„Uchu” przydałby się powiew świeżości
Produkcja Showmaxa trochę goni własny ogon, wracając do wątków, postaci, a nawet żartów, które już raz widzieliśmy. Dodatkowo często pojawia się tu humor bardziej slapstickowy, nieodwołujący się do polityki i niczego niekomentujący. Dostajemy raczej coś rodem z komedii z Jimem Carreyem – przykładem scena wieńcząca odcinek. Trzeba więc czekać na powiew świeżości.
Czytaj także: Powrót politycznej satyry