„Przez tego sukinsyna Baszara musimy ciągle wpatrywać się w niebo” – mówi Khaled, jeden z bohaterów filmu „Ostatni w Aleppo”, o ochotnikach Syryjskiej Obrony Cywilnej, znanej światu jako Białe Hełmy, co nawiązuje do ich charakterystycznego nakrycia głowy z przytwierdzoną z przodu czołówką. Obserwacja nieba była – i w wielu miejscach w Syrii nadal jest – koniecznością. Dzięki temu ochotnicy Białych Hełmów mogą zlokalizować miejsce, gdzie spadnie bomba. Tylko szybka reakcja daje nadzieję, że spod gruzów uda się wydobyć żywe ofiary. Jak szacuje sama organizacja, do tej pory jej ochotnicy uratowali ok. 100 tys. osób.
Syryjska Obrona Cywilna zaczęła się formować na terenach zajętych przez opozycję wobec Baszara Asada wraz z postępującą brutalizacją wojny z końcem 2012 r. Pełną parą działała od 2014 r., dzięki wsparciu zachodnioeuropejskich rządów, ale także USA, Japonii i Turcji. W szczytowej fazie organizacja miała w Syrii 120 centrów i liczyła około trzech tysięcy ochotników. Przed wojną byli zwykłymi ludźmi: murarzami, krawcami, sklepikarzami, stolarzami, studentami.
Ich najważniejszą misją było Aleppo. W odciętej od świata wschodniej części miasta jesienią 2016 r. mieszkało ćwierć miliona osób. W zdewastowanych dzielnicach, w których nie było dosłownie niczego – prądu, leków, jedzenia – około 130 ochotników Białych Hełmów niosło pomoc, uwalniając ludzi spod ton gruzów lub – gdy było to niemożliwe – odszukując ich ciała. Sami również byli celem ataków – zdarzało się, że ich centra były wielokrotnie bombardowane, bomby spadały również na ochotników podczas akcji ratunkowych, pozbawiając tym samym potrzebujących szansy na ocalenie. W schyłkowym czasie bitwy o Aleppo członkowie Białych Hełmów stracili niemal cały sprzęt. Pracowali w morderczym 24-godzinnym systemie (doba pracy, doba odpoczynku), ścigając się z czasem. Ale nawet wtedy, gdy udawało im się dotrzeć do żywych ludzi, w kilku istniejących wówczas szpitalach brakowało leków, środków znieczulających, krwi do transfuzji, łóżek, paliwa do generatorów, a także lekarzy. Z czasem zabrakło również paliwa do ciężkiego sprzętu i karetek.
Dokument „Ostatni w Aleppo” skupia się przede wszystkim na dwóch ochotnikach Białych Hełmów. Khaled, mąż i ojciec, jest rozdarty między decyzją, czy zostać, czy wyjechać. Mahmud drży o życie brata, który podobnie jak on nosi biały hełm. Codzienna walka o przetrwanie zderza się z bezsilnością i poczuciem osamotnienia: „Gdzie jest cały świat? Gdzie są Arabowie? Nikomu już na nas nie zależy” – mówi gorzko jeden z bohaterów filmu. Namówienie ich do wystąpienia przed kamerą nie było proste, nie chcieli „się popisywać” i skupiać na sobie całej uwagi. W filmie to zakłopotanie widać doskonale w scenie, w której Mahmud odwiedza ocalonego chłopca. „Chciałem wytłumaczyć, że Białe Hełmy to coś więcej niż zakładanie hełmu na głowę i bieganie w scenach zniszczenia. Wierzę, że bohaterowie filmu robią to, ponieważ ochrona ludzi jest ich wyborem. Chciałem pokazać osobiste zniszczenie w każdym z tych ludzi, stratę generacyjną i tych, których zostawili za sobą – dzieci, braci, rodziny” – tłumaczył reżyser filmu Firas Fayyad w wywiadzie dla Deutsche Welle.
Dokument powstawał przez rok w niezwykle trudnych warunkach. Kiedy wjazd do Aleppo stał się niemożliwy, reżyserowi pomagali lokalni dziennikarze z Aleppo Media Center. Osobista historia samego Fayyada też jest wymowna. Na początku wojny, po nakręceniu filmu o syryjskim poecie mieszkającym w Czechach, został aresztowany przez syryjskie władze, oskarżono go o szpiegostwo na rzecz obcych rządów, był torturowany. W więzieniu spędził dziewięć miesięcy, później zmuszono go do wyjazdu z kraju.
W zeszłym roku Białe Hełmy zwróciły uwagę świata – poświęcono im okładki największych magazynów, wymieniano jako kandydatów do pokojowego Nobla. Tej nagrody wprawdzie nie dostali, ale wyróżniono ich m.in. prestiżową Right Livelihood Award, a film o tej organizacji zdobył Oscara w kategorii krótkometrażowy film dokumentalny. W tym roku o nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej w kategorii najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny walczy właśnie „Ostatni w Aleppo”. Zainteresowanie, jakie ten dokument zdobył, paradoksalnie jest również źródłem kłopotów. Firas Fayyad przyznał niedawno w „Guardianie”, że Rosja, tak jak ingerowała w amerykańskie wybory, tak teraz prowadzi kampanię przeciwko niemu, by zapobiec przyznaniu mu Oscara. W powiązanych z Kremlem mediach pojawiły się materiały opisujące film Fayyada jako „propagandę finansowaną przez zachodnie rządy”, a reżysera – także w mediach społecznościowych – oskarżono o promowanie terroryzmu. Jedno jest pewne: o filmie i o samych Białych Hełmach wciąż będzie głośno, bo wojna, a co za tym idzie – praca dla ochotników tej organizacji, jeszcze się nie skończyła.
***
Film „Ostatni w Aleppo” w reżyserii Firasa Fayyada, pokazywany na festiwalu Millennium Docs Against Gravity, będzie można kupić z POLITYKĄ (od 7 marca 2018 roku w sprzedaży w kioskach oraz na polityka.pl).
Partnerem cyklu jest Bank Millennium, sponsor tytularny festiwalu. Bank Millennium jest mecenasem kultury 360° od trzech dekad. Promuje sztukę w niemal wszystkich jej formach, m.in. muzykę, malarstwo, rzeźbę, film, teatr, fotografię, literaturę i performance. Bank z założenia jest partnerem długodystansowym. Wspiera wydarzenia niszowe i popularne.