Kultura

Brudny Gary

Winston Churchill – najnowsza kreacja aktorska Gary’ego Oldmana

Gary’ego Oldmana cechuje rzadka zdolność przystosowywania się i upodabniania do różnych, często neurotycznych, osobowości. Gary’ego Oldmana cechuje rzadka zdolność przystosowywania się i upodabniania do różnych, często neurotycznych, osobowości. Focus Features
Gary Oldman zdobył Złoty Glob i jest faworytem w oscarowej rywalizacji o miano najlepszego aktora sezonu. Jego kreacja Churchilla w thrillerze politycznym „Czas mroku” przejdzie do historii kina.
Gary Oldman zagrał Sida Viciousa z zespołu Sex Pistols („Sid i Nancy”)Samuel Goldwyn/courtesy Everett Collection/East News Gary Oldman zagrał Sida Viciousa z zespołu Sex Pistols („Sid i Nancy”)
Gary Oldman w roli agenta MI6 w „Szpiegu”Archives du 7e Art/Studio Canal/BEW Gary Oldman w roli agenta MI6 w „Szpiegu”
Wraz z bieżącym numerem POLITYKI będzie można kupić „Pomocnik Historyczny – Churchill”.Polityka Wraz z bieżącym numerem POLITYKI będzie można kupić „Pomocnik Historyczny – Churchill”.

Trudno w ogóle rozpoznać Gary’ego Oldmana w charakterystycznej sylwetce Winstona Churchilla – z opasłym brzuchem, przygarbionego, z mocno zaokrągloną twarzą, podwójnym podbródkiem i resztką siwych włosów zaczesanych do tyłu. Żeby upodobnić się do 66-letniego brytyjskiego premiera, aktor spędzał cztery godziny w charakteryzatorni pod czujnym okiem słynnego Kazuhiro Tsuji, weterana make-upu. Zakładano mu maskę, dolepiano grube policzki, dodawano kilogramów, postarzano, codziennie na nowo starannie układając zmarszczki i blizny. Aktor zjawiał się w wytwórni Ealing jako pierwszy i po wyczerpującym dniu nagrań schodził z planu jako ostatni (usunięcie makijażu zabierało dodatkową godzinę). W sumie pracował po 18–20 godzin na dobę.

Reżyser Joe Wright, twórca takich przebojów, jak „Duma i uprzedzenie”, „Pokuta” czy „Anna Karenina”, zainteresował się projektem dwa lata temu, gdy przegłosowano brexit. W Europie narastała fala nacjonalizmów. Churchill ciekawił go jako człowiek z niezachwianą wolą pozbywający się wątpliwości w najtrudniejszych momentach. – Chciałem opowiedzieć historię człowieka, który popełnił mnóstwo błędów, w końcu jednak udowadnia, że to on ma rację – wyjaśnia brytyjski twórca. – Nie myślałem o nim jako o „tym” Churchillu. Postrzegałem go jako zabawnego, wrażliwego dziwaka twardo stąpającego po ziemi. I wyjątkowego mówcę, którego moc władania językiem zmieniła bieg historii. W trakcie realizacji docierały do nas coraz bardziej niepokojące wieści o kryzysie politycznym w Europie. Pojawiła się pokusa, by nasycić obraz aluzjami do współczesności, ale to tylko popsułoby film – dodaje, tłumacząc, że wybrał Oldmana, gdyż jedynie on się do tej roli nadawał.

W skórze legendy

Przez trzy miesiące reżyser widywał aktora wyłącznie w przebraniu. W przerwach pomiędzy ujęciami Oldman przechadzał się korytarzami, robiąc za żywą legendę, czym wzbudzał powszechną sensację. Statyści grający wartowników sztywnieli odruchowo na jego widok. Sekretarki dygały. Chociaż ograniczały go fizyczne parametry i cechy charakteru Churchilla, aktor miał sporo miejsca na improwizację. – Moje ja nie mogło po prostu oddzielić się i uciec – wyjaśnia. – Musiałem poczuć postać, zżyć się z nią, pozostając jednocześnie sobą. Aktor nie powinien naśladować mechanicznie słów i gestów. Unikałem też paraliżujących myśli, że to wielki mąż stanu, nieugięty przywódca, ikona XX w. Skupiałem się na szczegółach. Jak wyrazić konkretne emocje, co zrobić w danej chwili, by wyglądało to naturalnie.

Akcja filmu obejmuje krótki, lecz wyjątkowo dramatyczny okres od niespodziewanej nominacji Churchilla na urząd premiera 10 maja 1940 r. do 4 czerwca, to znaczy niemal całkowitej ewakuacji spod Dunkierki zagrożonych klęską wojsk brytyjskich (co stanowiło zapowiedź nieuchronnego upadku Francji). Świadom powagi chwili nowy premier Wielkiej Brytanii, uzbrojony w długopis i armię maszynistek oczekujących na każde jego skinienie, w sytuacji, gdy napaść straszliwego przeciwnika wydawała się kwestią godzin, przeżywał wyjątkowo trudny czas. Jedną z rozpatrywanych opcji była możliwość zawarcia przez brytyjski Gabinet Wojenny pokoju z Niemcami. Jak bliski był Churchill podjęcia rokowań z Hitlerem? Zarówno Anthony McCarten, autor książki „Czas mroku”, na podstawie której nakręcono wojenne widowisko, jak i autorzy filmu, utrzymują, że niebezpiecznie bliski.

Polaków zaskoczy zwłaszcza jedna scena. Wielki Winston Churchill, który przeszedł do historii jako zagorzały i nieugięty wróg Hitlera, oświadcza w niej swoim współpracownikom, że w zasadzie nie sprzeciwiałby się rozmowom pokojowym z Niemcami, „o ile Herr Hitler jest gotów do zawarcia pokoju na warunkach polegających na przywróceniu niemieckich kolonii i jego władania nad Europą Środkową”. Historycy dysponują dowodami, że 26 maja miał nawet oświadczyć, iż byłby wdzięczny za wykaraskanie się z tarapatów, „pod warunkiem, że zachowalibyśmy żywotne podstawy naszej potęgi, nawet kosztem ewentualnych ustępstw terytorialnych”. Z filmowego punktu widzenia nie rzuca to cienia na postępowanie Churchilla, bezwzględnie wierzącego, że musi samotnie prowadzić walkę, niewykluczone, że za cenę unicestwienia własnych sił zbrojnych, a może nawet całego narodu. Wszak ustępstwa dotyczyły prawdopodobnie nie tylko Polski, ale również terytoriów brytyjskich, takich jak Malta czy Gibraltar.

Churchill, w ocenie McCartena, stanowił prawdziwą zagadkę i kompilację cech zgoła nie do pogodzenia. „Showman lubiący zwracać na siebie uwagę, a nawet popisywać się, chwalipięta, poeta, dziennikarz, historyk, ryzykant, melancholik, zapewne alkoholik, bezsprzecznie w wieku emerytalnym, był symbolem niepowodzeń, uporczywie uprawiał nietrafione czarnowidztwo, zbyt często okrutnie się mylił – i to zbyt często wtedy, gdy absolutnie nie mógł sobie pozwolić na choćby najdrobniejszą pomyłkę”. Wszystko to udało się Oldmanowi połączyć w jeden spójny obraz mocnego człowieka desperacko owładniętego pragnieniem zbawienia imperium, a przy okazji świata.

Aktor, który znika

W ostatnich latach wielu znanych aktorów wniosło niemały wkład w imponującą galerię filmowych portretów brytyjskiego przywódcy, m.in. Brian Cox („Churchill”, 2017 r.), Michael Gambon („Sekret Churchilla”, 2016 r.), John Lithgow („Korona”, 2016 r.), Timothy Spall („Jak zostać królem”, 2010 r.) czy Brendan Gleeson („W czasie burzy”, 2009 r.). Na ich tle kreacja Oldmana wydaje się najbardziej kompletna i wiarygodna.

Jego osamotniony, trzeźwo myślący, wojowniczo nastawiony Churchill to żywa kopia oryginału, wyróżniająca się niespożytą energią życiową i intuicją. – Z materiałów archiwalnych wynikało, że Churchill był człowiekiem bardzo skupionym na sobie, zadaniowym. Ale każdego dnia miał mnóstwo pomysłów. Nie przejmował się, że 90 proc. z nich jest niewiele wartych – twierdzi Oldman.

Nie lekceważy przy tym słabości i ciemnych stron bohatera. Zdaniem Oldmana Churchill tłumił w sobie traumę z dzieciństwa i ból porzucenia. Często popadał w depresję, niewykluczone, że cierpiał z powodu zaburzeń dwubiegunowych. Złożoność jego charakteru widać zwłaszcza na przykładzie melodramatycznie poprowadzonego, fikcyjnego wątku Elizabeth Layton (Lily James), osobistej sekretarki Churchilla, która w rzeczywistości została nią dopiero w maju 1941 r. Starając się o pracę, wystraszona dziewczyna już w początkowej scenie „Czasu mroku” zostaje bezceremonialnie wyrzucona przez Churchilla za drzwi tylko z tego powodu, że robiąc notatki na maszynie, zapomniała zachować podwójne odstępy między linijkami tekstu. A potem bezgranicznie ulega jego czarowi.

Dla Oldmana nie była to jedyna rola, w której stał się prawie niewidoczny. Wcześniej nawet najwięksi fani mieli spore trudności z rozpoznaniem go, choćby w „Draculi”, gdy chłeptał krew jako siwowłosy, pomarszczony wampir. W „Prawdziwym romansie” otoczony gęstymi, tłustymi dredami, schowany za szpetnymi bliznami wydawał się nie do odróżnienia od wulgarnych ulicznych sutenerów. Równie gładko rozpłynął się w roli campowo demonicznego sprzedawcy broni w „Piątym elemencie”.

Ale Oldman potrafi też zaskakiwać zrzucaniem masek i póz, tworząc wycofane, dojrzałe psychologicznie kreacje oparte na bezruchu, introwertyzmie. Niemal na samym tylko magnetyzującym spojrzeniu. Taką właśnie próbę surowego aktorstwa zaproponował w „Szpiegu”, gdzie zagrał otoczonego wrogami, przeraźliwie smutnego, tropiącego międzynarodowy spisek agenta MI6. Jego twarz pokerzysty nigdy nie zdradza nawet cienia emocji. A przy tym zachowując daleko posuniętą powściągliwość, potrafił być w tym filmie wyrazisty jak cisza, która krzyczy. Nie mogło to ujść uwadze członków amerykańskiej Akademii, którzy przyznali mu wtedy pierwszą w jego karierze nominację do Oscara.

Nieobliczalny

Na początku drogi zawodowej Gary Oldman unikał wyrafinowanych środków polegających na redukowaniu mowy ciała, na niezdradzaniu głęboko ukrytych intencji. Był zwolennikiem otwartej, ekspresywnej gry. Doświadczenie zdobyte w londyńskich teatrach i telewizji w połowie lat 80. pozwoliło mu bez problemu przeobrażać się w kinie w złych chłopców z półświatka. Zresztą znał to środowisko na wylot. Jako najmłodszy z trojga rodzeństwa, syn spawacza i awanturującego się alkoholika, wychowany w biednej dzielnicy południowo-wschodniego Londynu, doznał w dzieciństwie wielu upokorzeń, łącznie z porzuceniem rodziny przez ojca.

Z wyczuciem wcielał się w podwórkowych chuliganów wyżywających się na słabszych i młodszych. W roztrzęsionych, wygolonych skinheadów urządzających jatki na stadionach. Spory rozgłos przyniosła mu rola rozkosznie smutnego, autodestrukcyjnego ćpuna Sida Viciousa, basisty punkrockowego zespołu Sex Pistols („Sid i Nancy”), do której schudł tak bardzo, że mdlał, prowadząc samochód, a lekarze ostrzegali, że skończy zawałem. Jednak najmocniej z tego okresu wrył się w pamięć portret bezczelnego, spragnionego sławy dramaturga-geja w „Nadstaw uszu”. Niegrzeszący skromnością Oldman dał tu popis w pełni kontrolowanego samozadowolenia, za co został uhonorowany nominacją do nagrody BAFTA.

Zainspirowany aktorstwem Malcolma McDowella, Oldman uczył się zawodu w Greenwich Young People’s Theatre. Na życie zarabiał, m.in. stojąc przy taśmie montażowej, sprzedając buty i pracując jako rzeźnik. Arogantem był zawsze. Osiągnąwszy pozycję na rodzimym, brytyjskim rynku, szybko stał się bywalcem nocnych pubów. Pełnymi garściami korzystał z życia, co przy jego skłonnościach do mocnych trunków nie wróżyło nic dobrego. Do tego doszły problemy z kobietami, zakończone czterema rozwodami. „Kiedyś byłem uzależniony od adrenaliny. Dziwiłem się, że Russell Crowe potrafi z nerwów rozbijać telefony komórkowe na głowach wkurzających go ludzi. Nigdy nie doprowadzałem się do takiego stanu. Ale do najspokojniejszych nie należałem” – wspominał w wywiadzie udzielonym niedawno magazynowi „GQ”.

Razem z Danielem Day-Lewisem i Timem Rothem został zaliczony do elitarnego grona najzdolniejszych aktorów pokolenia baby boomers. Nieobliczalny, gorzej wykształcony, bardziej od nich prymitywny, częściej zwracał na siebie uwagę. Gdy wypowiadał się w mediach, głównie sobie przypisywał sukcesy filmów, w których występował. Lojalność nie była jego najmocniejszą stroną. Doszło do tego, że reżyserzy, tacy jak Stephen Frears, Tom Stoppard, Philip Kaufman, nie chcieli kontynuować z nim współpracy. W połowie lat 90. wyniósł się więc do Stanów, gdzie nie rezygnował z hulaszczego życia. Wdawał się w przypadkowe romanse, ale w końcu musiał przystopować i poddać się leczeniu choroby alkoholowej.

Ukryty reżyser

Ciągłe przyjmowanie propozycji ról różnej maści sadystów i psychopatów w stylu skorumpowanego policjanta („Leon zawodowiec”), fanatycznego rosyjskiego terrorysty („Air Force One”) czy domniemanego zabójcy prezydenta Johna F. Kennedy’ego Lee Harveya Oswalda („JFK”) groziło Oldmanowi tym, że trudno mu się będzie wyrwać z niszy frustratów. Zupełnie nieoczekiwanie w 1997 r. objawił się światu jako w pełni dojrzały reżyser. – Byłem zdeterminowany. Wszyscy ostrzegali, że właśnie popełniam artystyczne samobójstwo, ale ja musiałem coś z siebie wyrzucić – tłumaczy dziś podjętą wtedy decyzję zrealizowania debiutanckiego, autobiograficznego dramatu „Nic doustnie”. W filmie prezentowanym na otwarcie festiwalu w Cannes pada rekordowa liczba przekleństw (ktoś policzył, że 470). To depresyjna historia o patologicznej rodzinie – podobna do tej, w której on sam się wychował – m.in. o narkotykach i agresywnym, bezrobotnym alkoholiku brutalnie znęcającym się nad swoją ciężarną żoną.

Przełom nastąpił w roku 2000. Oldman zachwycił wówczas nadzwyczaj udaną kreacją w thrillerze politycznym „Ukryta prawda”. Zagrał republikańskiego polityka, przewodniczącego senackiej komisji, który stara się nie dopuścić do wyboru na wiceprezydenta USA pierwszej w dziejach kobiety. W Hollywood rozeszła się plotka, że Oldman jest skrajnym prawicowcem o faszyzujących poglądach. Jego dalsza kariera zawisła na włosku. Życzliwy mu Dustin Hoffman zalecał daleko posuniętą ostrożność w deklarowaniu sympatii politycznych oraz zmianę wizerunku.

Oczywiście Oldman nie był radykałem, nigdy nawet nie przedstawiał się jako zwolennik partii republikańskiej, lecz chyba wyciągnął z tego nieporozumienia właściwe wnioski. Zróżnicował swój repertuar. Odmieniony, jako nieustraszony obrońca prawa stojący po stronie sprawiedliwości, pojawił się w dwóch sztandarowych superprodukcjach. W serii o przygodach Harry’ego Pottera wciela się w ofiarę Voldemorta Syriusza Blacka, ojca chrzestnego tytułowego bohatera, niesłusznie oskarżonego o zamordowanie jego rodziców. Natomiast w trylogii Christophera Nolana „Mroczny rycerz” gra nieprzekupnego porucznika Jamesa Gordona dzielnie walczącego u boku Batmana o porządek w zdegenerowanym Gotham City.

Zmienił się. W wieku 60 lat (skończy w marcu) nabrał dystansu do siebie. Stał się spokojniejszy. Spokorniał. – Często ludzie się dziwią, że miałem tylko jedną nominację do Oscara, że w ciągu 30 lat mojej kariery ani razu nie zostałem nominowany do Złotego Globu. Doceniono mnie dopiero teraz za „Czas mroku” – zastanawia się Oldman. – Proszę mi wierzyć, ale nie bardzo mnie to wszystko obchodzi. Praca – tylko ona się liczy. Dobre aktorstwo nie wymaga reklamy. Obroni się samo.

***

Wraz z kolejnym numerem POLITYKI będzie można kupić „Pomocnik Historyczny – Churchill”.

Polityka 4.2018 (3145) z dnia 23.01.2018; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Brudny Gary"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną