Po znakomitych „Wikingach”, wyprodukowanych dla kanału History, widzowie HBO będą mieli okazję obejrzeć kolejny historyczny serial, tym razem opowiadający o templariuszach. Akcja „Knightfall” (w polskiej wersji: „Templariusze”) – jak sugeruje sam tytuł – toczy się w ostatnich latach istnienia zakonu, a główną osią fabuły jest poszukiwanie Graala, utraconego podczas oblężenia Akki. Grany przez Toma Cullena wielki mistrz – nieco zbyt przystojny i zbyt żwawo machający mieczem w stosunku do pierwowzoru, bo de Molay miał w chwili aresztowania niemal 70 lat – prowadzi własne śledztwo w sprawie zaginionej relikwii, znajdując też czas na udzielane królowi Francji lekcje szermierki i bardzo niebezpieczny romans. Telewizyjni templariusze chyba nawet do snu nie zdejmują kolczug i nie wypuszczają mieczy z dłoni, może po to, by stanąć do bitwy w obronie prześladowanych w Paryżu Żydów.
Nie jest to więc w ścisłym sensie serial historyczny, lecz fikcja odwołująca się do średniowiecznej legendy. Co ciekawe, sam Graal, tak mocno dziś obecny w kulturze, jest konceptem czysto literackim, wymyślonym przez żyjącego w XII w. francuskiego poetę Chrétiena de Troyes. Jego kontynuator, niemiecki rycerz i minnesinger Wolfram von Eschenbach, w swoim „Parzivalu” przedstawił templariuszy jako strażników kielicha Chrystusa, łącząc ich już na zawsze z tą owianą tysiącem tajemnic relikwią.
Choć dzieje zakonu same w sobie są niezmiernie ciekawe, szeroko pojęta kultura traktuje go przede wszystkim jako niewyczerpane źródło tajemniczych motywów i okazję do wymyślania coraz bardziej niezwykłych, choć wyssanych z palca, teorii spiskowych. Szkoda więc, że scenarzyści „Templariuszy”, eksploatując po raz kolejny znany motyw Graala, nie pokusili się, by osadzić go nieco mocniej w historii, zamiast żonglować bez umiaru faktami i wymagać przy tym od bohaterów, by mieli zupełnie współczesne motywacje.