Pomysłodawca nagrody Zdzisław Pietrasik, najwyraźniej zapatrzony w oscarowy system swego ukochanego kina, zaproponował dwuetapową procedurę, która angażować będzie całe środowisko krytyki polskiej. To okazało się strzałem w dziesiątkę, podobnie jak pomysł, by wyróżnienie wręczać w kilku kategoriach odpowiadających najważniejszym segmentom rodzimej kultury. Nazwa nagrody sugerowała nasze preferencje; mamy honorować nie tych, którzy sukces już osiągnęli, ale tych, którzy dopiero czekają na przepustkę do międzynarodowej kariery. A były to czasy, gdy paszport nie był jeszcze dokumentem powszechnie trzymanym w domowych szufladach.
Wysoki prestiż, który z czasem zyskała nagroda, brał się z wielu okoliczności: nieulegania modom czy środowiskowym naciskom, uważnego wysupływania najbardziej wartościowych dokonań, ale i z przekonania, że młoda kultura jest dobrem, które nieustannie należy wspierać i promować. Zdarzały się wybory, które z perspektywy lat wydawać się mogą nie do końca trafne, ale to ryzyko związane z twórczym rozwojem: jedne osobowości cały czas pną się w górę i przekraczają kolejne granice, podczas gdy inne nie dają sobie rady z presją świata, oczekiwań, ambicji. Wśród laureatów przeważały na szczęście wybory trafione, perspektywiczne, a niekiedy nawet profetyczne, jak w przypadku dalszych światowych karier takich twórców, jak Mirosław Bałka, Piotr Anderszewski, Mariusz Treliński czy Krzysztof Warlikowski. Za debiutancką powieść nagrodziliśmy ledwie 19-letnią Dorotę Masłowską, która wspaniale rozwinęła później literacki talent. Ale kilka wybitnych postaci, niedocenionych przez nominujących albo niedoszacowanych przez kapitułę, Paszportom umknęło. W sztuce choćby Zbigniew Libera czy Wilhelm Sasnal, a w muzyce poważnej – rewelacyjni śpiewacy operowi Piotr Beczała, Mariusz Kwiecień i Tomasz Konieczny.