I to jest bardzo dobry werdykt, bo nagrodę otrzymała nie tylko książka świetna literacko, ale i ważna dla nas dzisiaj. Po raz pierwszy w historii Nike uhonorowano reportaż, a jest on wyjątkowy na tle innych książek z tego gatunku. To dlatego, że ta książka po prostu powinna była powstać, byliśmy to winni przeszłości – Łazarewicz przypomniał o zbrodni, za którą nikt nie wymierzył sprawiedliwości. I w dodatku jest to książka, która w czasach skrajnych podziałów połączyła rozmaite środowiska.
Cezary Łazarewicz, dziennikarz związany przez kilka lat z POLITYKĄ (pracował również m.in. w „Przekroju” i „Newsweeku”), przeprowadził prywatne śledztwo w sprawie zabójstwa Grzegorza Przemyka. Aż dziw, że przez tyle lat nikt nie zajął się tą sprawą. Ten temat czekał na Łazarewicza, rówieśnika Przemyka, którego nigdy nie poznał.
Na początku książki „Żeby nie było śladów” Łazarewicz cytuje list poetki Barbary Sadowskiej, matki Przemyka, znaleziony w aktach sprawy śmiertelnego pobicia jej syna: „Ludzie o miedzianym czole, utożsamiający milicję z władzą, postanowili poświęcić prawdę dla swoich doraźnych korzyści, skompromitować wymiar sprawiedliwości w Polsce cynicznymi manipulacjami, które będą kiedyś książkowym przykładem niesprawiedliwości. Nie przypuszczam, żeby nastąpiło to prędko. Będzie to w takich czasach, kiedy systematyczne bezczeszczenie grobu mojego świętej pamięci syna Grzegorza będzie już tylko haniebnym znakiem dzisiejszej rzeczywistości”.
„Poczułem – pisze Łazarewicz – że te trzy zdania są skierowane do mnie”. I tak powstała przejmująca książka, w której autor jest właściwie przezroczysty, ale cały czas czujemy jego obecność.
Cezary Łazarewicz pisze o zbrodni bez kary
To książka o zbrodni bez kary. Zbrodni doskonałej, bo właściwie wiemy, kto zabił, jak zabił, kto ochraniał zbrodniarzy. Łazarewicz wszystkich (poza jednym) bohaterów opisuje z imienia i nazwiska. Część z tych ludzi znamy. Jeszcze niedawno oglądaliśmy ich w telewizji. Cytuje ich listy, wystąpienia, notatki, stenogramy podsłuchów. Rzeczy, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Ale akurat tę szafę ubecy przeoczyli w czasie zacierania śladów. I po tych śladach Łazarewicz mistrzowsko prowadzi nas w swojej książce.
Warto dodać, że w siódemce nominowanych znalazło się sporo dobrych książek. 2016 nie był rokiem obfitującym w powieści, i to pokazały proporcje w nominacjach – znalazła się tu tylko jedna powieść Radki Franczak „Serce”. Nominowano też opowieść rodzinną, czyli „Fałszerzy pieprzu” Moniki Sznajderman, i dwie książki poetyckie, bardzo dobre zresztą: „Włos Breugeta” Jacka Podsiadły, uhonorowany już Nagrodą Silesius, i „Paraliż przysenny” Genowefy Jakubowskiej-Fijałkowskiej. Ta nominacja wydobyła z cienia mało znaną, a niezwykle ciekawą poetkę z Mikołowa. Jej wiersze o starzeniu się i cielesności są jak ładunki wybuchowe, bezkompromisowe i dosadne.
Wśród nominowanych znalazły się też dwie książki eseistyczne: Krzysztofa Środy „Las nie uprzedza” i Stanisława Łubieńskiego „12 srok za ogon”. Ta druga, książka o ptakach i obserwatorach ptaków, zdobyła nagrodę czytelników „Gazety Wyborczej”.