Seksi teatr narodowy
W Belwederze o polskim teatrze: ma być narodowo, po chrześcijańsku. I seksi
Podczas debaty o przyszłości polskiego teatru, zorganizowanej przez kancelarię prezydenta Dudy w obecności ministra kultury Piotra Glińskiego i podsekretarz stanu w ministerstwie kultury Wandy Zwinogrodzkiej, wyznaczono kierunek rozwoju polskiej sztuki.
Ma budować wspólnotę: polską, narodową, katolicką i antyeuropejską. W sposób atrakcyjny dla młodych pokoleń.
Na zaproszenie Pałacu Prezydenckiego w debacie brali udział: Antoni Libera (tłumacz dramatów Samuela Becketta i okazjonalny ich reżyser, autor powieści „Madame”), szefowa Teatru TVP Ewa Millies-Lacroix, Dariusz Karłowicz (badacz chrześcijaństwa, redaktor naczelny „Teologii Politycznej”, publicysta prawicowych mediów) oraz polonista i wicedyrektor zespołu szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu Antoni Buchała, a prowadził Jakub Moroz, teatrolog i religioznawca, od niedawna wicedyrektor TVP Kultura.
Gości witał Wojciech Kolarski, podsekretarz stanu w kancelarii prezydenckiej (prezydent Duda jest w delegacji w Nowym Jorku). Przywołał fragment orędzia na międzynarodowy dzień teatru, które w tym roku napisała francuska wybitna aktorka Isabelle Huppert: o wspólnocie, która rodzi się między sceną a widownią. W Polsce – jak zaznaczył – teatr kreuje wspólnotę narodową. Dlatego dzisiaj rodzi takie emocje.
W stronę samobójstwa cywilizacji
Jak wyjaśnił zgromadzonym Antoni Libera: „Polska znów jest zagrożona i cały konflikt, który najsilniej wyraża się w kulturze, a szczególnie w teatrze, jest funkcją tej sytuacji”. Zagrożenie płynie z dwóch stron: ze strony putinowskiej Rosji oraz Unii Europejskiej, „do której formalnie należymy” i gdzie „mamy do czynienia z ideologią, która nie przedstawia się jako ideologia i to jest nowa jakość (…), mówi się »polityczna poprawność«, ale to nie wyczerpuje sprawy”. To „pewna koncepcja człowieka, oparta na absolutnej, nieodpowiedzialnej i dowolnej idei wolności, wolności nieograniczonej, która stawia sobie za cel przezwyciężenie myślenia o człowieku w kategoriach sakralnych, religijnych. (…) Człowiek jest twórcą swojego losu”. A to prosta droga do samobójstwa cywilizacji.
Przy okazji nie pozostawiał złudzeń: Unia to, rzecz jasna, Niemcy. Nie udało im się podbić Europy poprzez działania wojenne, to „uczyli się od Rosjan, od Stalina, znaleźli formułę i w habicie św. Franciszka będą uszczęśliwiać Europę swoimi pomysłami”…
Spektakle narodowo-religijno-państwowe
Olgierdowi Łukaszewiczowi, szefowi ZASP, który z widowni próbował oponować, twierdząc, że projekt UE dał Polsce szansę skoku cywilizacyjnego, dofinansowanego przez m.in. podatnika niemieckiego, i wzywał: „Nie labidźmy z Mickiewiczem, że Europa wciąga na krzyż nasz naród i nam urąga (…), rozmawiajmy z Unią”, podając jednocześnie własny przykład: zjeździł z „Psalmami Dawida”, religijnym spektaklem, Niemcy i miał „pełne widownie i mądrzejsze recenzje niż w Polsce” – wytłumaczono, że jest naiwny. Otóż dawna Unia już nie istnieje, zdradziła swoje ideały. Dzisiaj to tylko bezduszne procedury.
Dariusz Karłowicz za wzór współczesnemu polskiemu teatrowi postawił teatr antyczny – spektakle mają być wydarzeniami narodowo-religijno-państwowymi. Mają dotyczyć jakiejś niesprecyzowanej całości, wszystkich, z której to grupy jednak wykluczył od razu ludzi dziś tworzących teatr (według niego „polityczny i ideologiczny”, „niemający nic wspólnego z Dionizosem”) i ich widownię, którą określił jako „zblazowaną garstkę”.
Teatr Telewizji „odzyskał niepodległość”
Ewa Millies-Lacroix swoją wypowiedź zaczęła od stwierdzenia, że Teatr Telewizji – tak jak Polska w 1918 r. – odzyskał niepodległość, po wielu latach. Przez dwa najbliższe sezony będzie obchodził stulecie niepodległości przy pomocy sztuk polskich, poświęconym patronom roku 2017. Dość specyficznie zresztą ujętym. Tadeusza Kościuszkę na przykład mamy poznać poprzez „jego ogromny konflikt z Bonapartem”, co ma być przyczynkiem do „rozmowy o miejscu Polski w Europie”. Losy Josepha Conrada mają z kolei być okazją do „spojrzenia na największą tragedię naszych czasów, czyli terroryzm”. Do tego św. Albert Chmielowski w inscenizacji sztuki Karola Wojtyły „Brat naszego Boga” oraz Józef Piłsudski jako pretekst do rozważań, czym jest polska państwowość.
Rocznie Teatr TVP zamierza produkować docelowo 20–30 spektakli, dominować mają klasyczne inscenizacje polskiej klasyki, od Kochanowskiego przez romantyzm. Gdyż „zaniechań, tego czwartego sposobu grzeszenia, było dużo”, jak religijną frazą skomentowała nowa dyrektor puste pola w repertuarze Teatru TVP za czasów swoich poprzedników.
Równie konkretna była Wanda Zwinogrodzka, podsekretarz stanu w ministerstwie kultury. Podsumowując dyskusję, przeciwstawiała „wspólnotę narodową” silnej, zorganizowanej, „ponadnarodowej komunie artystów”, która od lat opisuje naród krytycznie, jako opresję. „Trzeba by się zastanowić, jak na to odpowiedzieć – nawoływała. – Jak to zrobić, by wspólnota narodowa stała się atrakcyjna dla młodzieży, żeby to nie był powrót do XIX wieku”. I podpowiadała: „Brakuje tekstów czy spektakli, które definiują opresyjność sytuacji, w której jednostka jest wyrzucona ze swojej tradycji kulturowej, ze swojej tożsamości narodowej”. Apelowała o teatralny „krytycyzm wobec idei czy utopii ponadnarodowej”.
Oraz takie zdefiniowanie wspólnoty narodowej, „żeby teatr, który się do niej zwraca i przez który emanuje, był artystycznie dziełem XXI wieku, atrakcyjnym, czy jak to mawiają młodzi ludzie – seksi”.
Nacjonalizm i ksenofobia w wersji seksi – oto przyszłość polskiej kultury w wersji pisowskiej.