Spokojny, miły i wysportowany Szwed nieprzypadkowo wyglądem – i najprawdopodobniej również charakterem – przypomina bohatera swojego filmu „The Square”. Przystojnego, niebieskookiego, świeżo rozwiedzionego kuratora Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Współczesnej. Östlund też jest rozwiedziony, ma córki bliźniaczki, był kuratorem i współpracował z agencjami PR-owymi zajmującymi się m.in. viralami.
„The Square” to fantastycznie inteligentna satyra obnażająca lęki i frustracje szwedzkiej elity nieradzącej sobie z odpowiedzialnością za słowa i czyny. Wesoły, a przez to niesłychanie przygnębiający obraz doskonale zorganizowanego, bardzo tolerancyjnego społeczeństwa bez Boga, łatwo dającego się zastraszyć wrzaskiem lub samą manifestacją siły. Ale także zaskakująco nowoczesny, świecki moralitet o rodzących się wyrzutach sumienia i chęci poprawienia swoich błędów.
Na ekranie autor sprawdza granice politycznej poprawności, wyśmiewa protekcjonalną postawę w stosunku do imigrantów i hardość żebraków, bełkot postmodernistycznej sztuki oraz cynizm agencji marketingowych bazujących na skandalu (w promocyjnym filmiku uwagę przykuwać ma obraz rozrywanej na strzępy małej dziewczynki). – Uwielbiam analizować, co wolno, a czego nie wolno, co narusza zbiorową umowę. Obserwować reakcje na to – wyznaje reżyser. – To uzmysławia nasze ograniczenia, a jednocześnie wyzwala i prowokuje nowe myśli.
Swoją oryginalność film zawdzięcza błyskotliwej metaforze. Bezosobowym bohaterem „The Square” jest niewielka wyodrębniona w miejskiej przestrzeni powierzchnia w kształcie kwadratu symbolizująca wyspę ocalenia, na której wszyscy mają równe prawa. Dwa lata temu w muzeum Vandalorum w miejscowości Värnamo na południu Szwecji Ruben Östlund i jego producent Kalle Boman (współpracownik m.