Z Duńczykami w jazzie mamy po drodze nie od dziś. Kontakty na tej linii były zażyłe już w latach 60., kiedy Kopenhaga stanowiła jeden z najważniejszych europejskich ośrodków tej muzyki. A wpływ na to mieli i wybitni skandynawscy artyści, prężnie działający promotorzy, i emigrujący do Danii Amerykanie: Ben Webster, Kenny Drew czy Dexter Gordon. To prowadzone w tym kraju wydawnictwo Metronome wydało w 1963 r. międzynarodowy kwintet Krzysztofa Komedy. Ten cieszył się w Danii szczególnymi względami, o czym świadczyły liczne koncerty (m.in. z Tomaszem Stańką i Michałem Urbaniakiem u boku), a także zlecenia od reżysera Henniga Carlsena. Filmowca, którego adaptacja powieści Knuta Hamsuna „Głód” z muzyką Komedy została nawet nominowana do Złotej Palmy. W tym czasie w popularnym kopenhaskim klubie Jazzhus Montmartre grywało także Studio Jazzowe prowadzone przez Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Polsko-duńskie relacje kultywowali później Stańko, Mikołaj Trzaska czy Leszek Możdżer.
Dziś te kontakty przeniosły się na pole edukacji. Młodzi polscy muzycy chętnie emigrują do duńskich konserwatoriów. Trend ten trwa już od dekady, ale dopiero teraz, za sprawą zespołów Szymona Gąsiorka, Franciszka Pospieszalskiego i Jędrzeja Łagodzińskiego, grupa studentów na obczyźnie skonsolidowała się w coś na kształt sceny. – Mój zespół brzmi tak, jak brzmi, bo zaprosiłem do niego Polaków, którzy studiowali w Danii – mówi kontrabasista Franciszek Pospieszalski. – Nie nagrałbym tego materiału z Duńczykami, ale nie nagrałbym go też w Polsce. I nie chodzi tu o umiejętności techniczne. Mamy po prostu charakterystyczny sznyt, którego nie ma nikt inny.
Zdolni dwudziestoletni
Artystycznie środowisko związane z kopenhaskim Rytmisk Musikkonservatorium nie jest jednorodne.