Zwłaszcza wśród amatorek i amatorów pióra modne jest powoływanie się na J.K. Rowling, gdy od kolejnego wydawnictwa dostają odmowną odpowiedź w kwestii publikacji ich pierwszej książki. Wtedy to właśnie padają słowa typu „Pottera też odrzucali” czy „Na Rowling też nie od razu się poznali”. I choć jest to prawda, bo zanim „Kamień filozoficzny” trafił do księgarń, jego autorka zebrała niemało odmów od redaktorów, rzadko kiedy pamięta się o dosyć istotnym fakcie, a mianowicie o okolicznościach, w jakich Brytyjka próbowała przekonać wydawców do swojego debiutu. Bo Rowling tak naprawdę nie walczyła o to, by ktoś uwierzył w jej powieść, ale by uwierzono w dzieci i młodzież, w to, że mogą chcieć czytać.
Z perspektywy roku 2017 wydaje się to niedorzeczne, bo przecież literatura młodzieżowa, tzw. young adult czy po prostu YA, to choćby w Polsce od lat jedyny segment rynku książkowego, który notuje wzrosty. Obecnie żyjemy w rzeczywistości, w której wielu wydawców specjalizuje się wyłącznie w takich książkach, w roku 1997 wyglądało to jednak zgoła inaczej.
Historia literatury młodzieżowej (literatury w ogóle) musi więc dzielić się na czasy pre- i postpotterowskie.
Literatura młodzieżowa w rozkwicie
I teraz, gdy pierwsze zaczytujące się w przygodach Harry’ego pokolenie już dorosło i podsuwa te książki swoim dzieciom, sytuacja jest na tyle komfortowa, że gdy pociechy kończą ostatni, siódmy tom sagi Rowling, rodzice mogą wybierać spośród tysięcy świetnych tytułów, którymi karmić będą tę nowo wykwitłą miłość do książek. Chcą coś polskiego? Jest Rafał Kosik i „Felix, Net i Nika”. Coś z nutką grozy? Są niesamowite „Kroniki Wardstone” Delaneya. Magię, choć nieco inną, odnajdą w „Gildii magów” Trudi Canavan, Rick Riordan wymiesza ją z mitologią w serii o Percym Jacksonie, w „Igrzyskach śmierci” Collins dojdą nawet wątki dystopijne i polityczne. Można śmiało powiedzieć, że współczesny segment książek YA jest tak szeroki, że znajdzie się na tych półkach coś dla każdego.
To wszystko zaś wzięło się z Rowling.
To przecież ona pokazała, jak różnorodna i dojrzała może być proza kierowana w pierwszej kolejności do nastolatków – kolejne tomy serii „dojrzewają” wraz z odbiorcami, przechodzą od radosnej opowieści o cudach magii do niemalże horroru, od przygody w świecie pełnym czarów i milusich stworów do fabuły mrocznej, pełnej śmierci. W tych książkach odnajdziemy piękną opowieść o przyjaźni, miłości, poświęceniu, dostrzeżemy ukryte pod efektowną akcją warstwy, przesłania.
Między innymi dzięki temu dawno już umarł pogląd, że dla młodzieży pisać trzeba „prościej”, trzeba „pudrować” opisywany świat, by chronić młodych przed jego okropieństwami. Obecnie pisanie YA to dla twórców żadna ujma, za gatunek ten biorą się więc największe talenty. Taki Paolo Bacigalupi na przykład w „Zatopionych miastach” stworzył fenomenalną opowieść o okropieństwach wojny i ani naturalistycznie opisana przemoc, ani generalnie ponury ton książki nie sprawił, że ktokolwiek uznał, że nie nada się ona dla młodzieży.
Pokolenie Pottera nadal czyta książki młodzieżowe
Inna rzecz, że „pokolenie Pottera” dorosło i niekoniecznie przestało literaturę młodzieżową czytać – wręcz przeciwnie, okazuje się, że wciąż znajdują w tych książkach coś dla siebie (w tym właśnie zasługa autorów, którzy piszą tak, że i dorośli doceniają te opowieści). Ba, nie brakuje twórców, którzy od lat balansują na granicy między historiami dla dorosłych i młodzieży, niechętnie skłaniając się ku którejkolwiek z tych grup, z powodzeniem zadowalając obie – przykładem Neil Gaiman.
I znowu: to wszystko z Rowling, która przetarła ścieżki, wylała fundamenty. Dług wdzięczności mają więc u niej niezliczone rzesze pisarzy i pisarek, którzy na popularności literatury młodzieżowej, zbudowanej właśnie na przygodach Harry’ego Pottera, teraz tworzą swoje kariery.
Dług wreszcie też mają ci, którym J.K. Rowling pokazała, że książki mogą być radością i przywróciła ich, sponiewieranych przez szkolny kanon lektur, na łono literatury.
Wypada podziękować.