Miał reputację lewicowego radykała, a poparł inwazję George’a Busha na Irak. Razem z zachodnimi komunistami robił kampanie przeciwko apartheidowi w RPA, lecz czasem wspierał też racje zimnowojennej prawicy przeciwko Moskwie. Bronił bośniackich Muzułmanów przed nacjonalizmem Serbów i Chorwatów, a zarazem ci, których bronił, traktowali go nieufnie z powodu zaangażowania w obronę Salmana Rushdiego, który obraził wyznawców islamu (ajatollah Chomeini rzucił na pisarza fatwę). Mimo klarownego poglądu na hańbę antysemityzmu bywał atakowany przez stronników polityki Izraela za popieranie dążeń Palestyńczyków.
Jest doskonała okazja, by przyjrzeć się myśleniu w poprzek Christophera Hitchensa (1949–2011) – eseisty politycznego, Brytyjczyka z urodzenia i Amerykanina z wyboru – bo właśnie wychodzi po polsku jego książka-credo „Listy do młodego kontestatora” (Karakter). Na przekór tytułowi – to książka nie tylko dla młodych. Wszak na krytyczne myślenie, rugowanie z głowy uprzedzeń i zastanych banałów, na intelektualne podróżowanie w nieznane nigdy nie jest za późno.
Aby być naprawdę kontestatorem – radzi Hitchens – „musisz brać pod uwagę, że twoje najgłębiej zakorzenione poglądy mogą się okazać niesłuszne”. Odrzuć letniość i mieszczańskie dyrdymały o prawdzie, co to niby leży pośrodku: prawda leży tam, gdzie leży. Tych, którzy chcieliby być neutralni w sytuacjach moralnego kryzysu, Hitchens wysyła – za autorem „Boskiej komedii” – do jednego z najgorętszych kręgów piekła. Strzeżcie się „symetryści” wszelkiej maści – Hitchens nadchodzi.
Nie ma jednego trafnego słowa na określenie intelektualnej postawy Hitcha, jak go nazywali znajomi i przyjaciele.