Wieś wyłazi nam dziś z każdego kąta. Takiej wsi, jaka istniała jeszcze w latach 80. i wcześniej, już nie ma, a w literaturze jest jej coraz więcej. I nie jest to powierzchowna moda. Wystarczy policzyć, ile ukazało się takich książek: Wioletta Grzegorzewska „Guguły”, Maciej Płaza „Skoruń”, Andrzej Muszyński „Podkrzywdzie”, Jakub Małecki „Dygot”. Teraz dostaliśmy do rąk historyczną chłopską epopeję „Galicyanie”, brawurowy, pełen rozmachu debiut wrocławskiego dziennikarza Stanisława Aleksandra Nowaka. Ta awanturnicza powieść historyczna, rozgrywająca się między 1812 a 1915 r., pisana jest z perspektywy chłopskiej. Z kolei wielki awans społeczny ludzi ze wsi po drugiej wojnie światowej spróbował opisać Piotr Nesterowicz w książce „Każdy został człowiekiem”, opierając się na pamiętnikach wiejskich opublikowanych w latach 60. (takim pamiętnikiem zadebiutował m.in. Redliński, późniejszy autor „Konopielki”). Jednak dość rozczarowująca książka Nesterowicza zaledwie dotyka tematu, który jest kluczowy dla zrozumienia również dzisiejszej Polski. Bo przecież powojenna Polska jest w dużej mierze właśnie ze wsi.
Andrzej Leder nazwał ten czas gigantycznej migracji do miast i awansu społecznego (do 1956 r.) częścią „prześnionej” rewolucji – wypartej, wstydliwej, takiej, do której społeczeństwo nigdy się nie przyznało. To dlatego, że masy poszły do szkół, do wojska, milicji, a jednocześnie odbywało się niszczenie dawnych elit, rozmontowywanie dotychczasowych podziałów społecznych. Razem z tymi społecznymi zmianami wieś wkroczyła do literatury. Literatura portretowała tych, którzy ze wsi odeszli, ale i samą wieś, do której zaczynała docierać nowoczesność.
Nurt chłopski był jednym z najciekawszych prądów w powojennej literaturze, a lata 60.