Artykuł w wersji audio
Damskie pośladki wbite w obcisłe dżinsowe spodenki nieco nieudolnie starają się tańczyć twerk, czyli trząść w rytm muzyki. Niby znajomej, bo ten internetowy klip to nowa wersja popularnego tanecznego hitu ukraińskiej grupy Mirami „Seksualna”, tyle że ze zmienionym tekstem. „Sensualna, pożyteczna/Katoliczka zawsze jest stateczna” – śpiewa właścicielka pośladków i wystającego z kieszeni różańca Ada Karczmarczyk, pseudonim Adu, rocznik 1985. Artystka multimedialna, wokalistka, skandalistka, katoliczka.
Na artystkę ma papiery – ukończoną ASP w Poznaniu, kilka autorskich wystaw (ostatnia – „Bóg i dziewczyna” w poznańskim Arsenale), trochę nagród, w tym prestiżowe drugie miejsce w organizowanym przez Zachętę konkursie „Spojrzenia 2015”. Ma też inspirującą historię – jak z ekscentrycznej wideoblogerki stać się nadal ekscentryczną, ale jednak bohaterką okładek popularnych pism, z różnych stron światopoglądowej barykady, od „Wysokich Obcasów” po „Frondę Lux”.
W historii Ady najważniejszy wydaje się motyw przemiany, który będzie powracał w życiorysach innych artystów. Tak się jakoś składa, że sztuka katolicka, a przynajmniej ta mniej konwencjonalna, jest domeną cudownie nawróconych biblijnych Szawłów, dla których religia jest nie tyle naturalną drogą, którą podążali od dziecka, ile świadomym dojrzałym wyborem, zwykle nawet ratunkiem. W wypadku Karczmarczyk – przed depresją, imprezami i innymi niebezpieczeństwami, jakie czekają na nadwrażliwe dziewczęta w wielkich miastach.
Na przykład szaleństwem platonicznej miłości, z którego zwierza się Zofii Krawiec w książce „Miłosny performans”. Skrywane uczucie do uznanego artysty Oskara Dawickiego było też pierwszym wyzwaniem w jej misji ewangelizacyjnej, chociaż w tym czasie jeszcze nie traktowała tego w ten sposób. Chciała po prostu Oskara uratować i wydobyć z mroku, w tym celu wysyłając mu przerobione rozdziały powieści „W połowie puste”, opartej po części na jego biografii, po części fikcyjnej. Zamiast w ciemność Ada kierowała bohatera książki w stronę światła. I chociaż on sam nigdy nie wypowiedział się na ten temat, misja ratunkowa zbiegła się z ponownym odkryciem przez Karczmarczyk chrześcijaństwa (wychowywała się w katolickiej rodzinie, ale wiarę porzuciła) i narodzinami Adu.
Kamp katolicki
Punkt wyjścia był taki, że tradycyjny język Kościoła jest najczęściej anachroniczny i nie trafia do młodych ludzi. Ada, fanka Madonny i Lady Gagi, postanowiła nieść świadectwo jako katolicka gwiazda pop, natykając się jednak na bardzo przyziemne problemy. Popularna metoda „zrób to sam” nie najlepiej sprawdza się w przypadku gatunku, który niejako z definicji wymaga wysokonakładowych teledysków i profesjonalnej produkcji.
Zamieszczanym w sieci amatorskim nagraniom bliżej było estetyki kampu, czyli zamierzonego kiczu i przerysowania, który dla wielu osób pachniał parodią i kpiną z religii. A z pewnością dla felietonistki ultraprawicowej „Warszawskiej Gazety” (hasło: „Doprowadzamy lewactwo do wściekłości i jesteśmy z tego dumni”), która w liście otwartym do Jacka Kurskiego dramatycznie apelowała, by postąpił z artystką tak jak Putin z Pussy Riot. Czyli zesłał do łagru w imię wiary.
Trudno się jednak dziwić skrajnym reakcjom, bo twórczość Karczmarczyk jest daleka od tego, co zwykle nazywamy sztuką religijną. Nie bez przyczyny przy każdym nagraniu zamieszczona jest informacja, że film został nakręcony po przemianie duchowej autorki. W swoich teledyskach Adu chwali Pana, tańcząc ramię w ramię z dmuchanymi sekslalkami, goni obrazek Jezusa pod taneczny bit z refrenem „Idź do światła i nie pierdol” albo odgrywa teatrzyk kukiełkami-embrionami na biało-czerwonym tle.
Ostatecznym przekroczeniem granicy dobrego smaku wydaje się najpopularniejszy utwór „Czysta pipa” – hymn pochwalny na cześć wstrzemięźliwości seksualnej, w którym „czysta pipa nie swędzi”, a „brudna wali cała grzybem i wodą ze sracza”. Tłumaczenia artystki, że pod dosadnym językiem kryje się wartościowy przekaz, nie okazały się wystarczające i Adu zdecydowała się utwór z sieci usunąć, chociaż nadal można trafić na jego nieoficjalne kopie.
Głośno było również o piosence „Jaraj się Marią”, która zainspirowała popularnego rapera Tedego do napisania kawałka „Najaraj się marią”, retrospektywnej historii o kłopotach ze zdobyciem marihuany w początkach lat 90. Adu nie pozostała dłużna, nagrywając odpowiedź (w slangu hiphopowym – diss) zatytułowaną „Co ty wiesz o Marii”. „Kiedy byłeś przedszkolakiem, ja z Marią wciągałam papier/ze świętego pisma napęd by trenować swój charakter”. Jako że Tede nie odważył się odpowiedzieć, zwycięstwo w tym rapowym pojedynku przypada Adzie.
Bóg i dziewczyna
Internetowa działalność Karczmarczyk spychała ją do niszy, gdzie była co prawda adorowana, ale głównie przez amatorów sieciowego kiczu. Sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec ubiegłego roku, po nagrodzonym w konkursie „Spojrzenia” projekcie „Oblubienice”, w którym próbowała przedstawić kobiecą twarz Kościoła.
Następna wystawa, „Bóg i dziewczyna” w poznańskim Arsenale (motywy przewodnie – Jezus i róż), zakończyła się już kilkugodzinną debatą na temat intencji artystki, która w międzyczasie została powtórnie ochrzczona, tym razem przez media, jako „gwiazda hipster prawicy”. Bo chociaż marzeniem Adu jest być artystką wszystkich Polaków, przyznaje, że jednak ideologicznie najbliżej jest jej do środowiska, któremu przewodzi Mateusz Matyszkowicz, były naczelny „Frondy Lux”, obecnie dyrektor TVP Kultura.
Dla tej stacji Karczmarczyk przygotowała kilka autorskich odcinków programu „Wielka rozgrzewka narodowa”, w którym udowadnia, że brokatowa scenografia jest idealnym tłem dla ćwiczeń fizycznych prezentowanych przez dwóch umięśnionych „orłów” z biało-czerwonymi szalikami.
Kościół z piosenek i wystaw Ady to Kościół liberalny, otwarty na sztukę i mniejszości – taki, który potrafi zaakceptować artystkę występującą w różowej papieskiej mitrze. Różni się zdecydowanie od tego, który wyłania się z przekazu bodaj najbardziej uduchowionego nurtu muzycznego w Polsce, czyli hip-hopu. Związek polskiego rapu z Kościołem często jest relacją trudną, najpełniej zamykającą się w tekście przeboju grupy Hemp Gru: „jebać policję, tylko Bóg może nas sądzić” („Sami swoi”). Z jednej strony – przywiązanie do tradycyjnych katolickich wartości jak przyjaźń, rodzina i religia, z drugiej – nienawiść do policji („tak zostałem wychowany”), marihuana i raczej hedonizm niż nadstawianie drugiego policzka. Popularny raper Sobota, nagrywając płytę „Dziesięć przykazań”, ściśle odnoszącą się do zapisów Dekalogu, promował ją teledyskiem z wyginającymi się w jednoznacznych pozach skąpo ubranymi modelkami. O Bogu przypominał refren: „Panie, zmiłuj się nad nami”.
Są jednak wykonawcy, którzy do tematu wiary podchodzą radykalnie, traktując swoją muzykę w kategoriach misyjnych. Chrześcijański hip-hop to nie tylko znany z telewizji śniadaniowych rapujący ksiądz Jakub Bartczak, ale także artyści wywodzący się z ulicznego rapu. Arkadio, Bęsiu, Dobromir „Mak” Makowski czy Poison dają świadectwo swojego nawrócenia w luźnych kolorowych ciuchach. „Będę repował (reprezentował – przyp. aut.) Chrystusa aż do swojej śmierci, będę Mu służył, bo On jest ekstremalnie wielki” – rymuje Bęsiu w utworze „Fanatyk” (ponad 200 tys. wyświetleń na YouTube), a w komentarzach młodzież gimnazjalna chwali się, że słuchała rapera na lekcji religii.
Wspomniani twórcy działają jednak na obrzeżach sceny hiphopowej, natomiast z całą pewnością w jej ścisłym centrum znajduje się Piotr Kowalczyk, pseudonim Tau, wcześniej znany jako Medium. Jego oficjalny debiut w renomowanej wytwórni Asfalt Records z 2011 r. został okrzyknięty odkryciem roku przez branżowy portal Popkiller, a dalej było tylko lepiej – krążek „Remedium” zadebiutował na czwartym miejscu listy sprzedaży OLiS, osiągając pułap złotej płyty, co było zarazem największym sukcesem muzyki religijnej od czasu pierwszych płyt Arki Noego. Muzyki religijnej, bo chociaż Tau jest uznanym raperem i producentem, nie ma wątpliwości, jakiej tematyce oddaje się całkowicie.
Listonosze Boga
„Krzyż”, „Bóg rapu”, „Miłosierdzie”, „Zmartwychwstanie” – twórczość Tau to muzyczne rekolekcje podane w nowoczesnej, atrakcyjnej formie. Czasem bardziej metaforyczne („Jestem listonoszem Boga, noszę wiarę po domach/Nie wchodzę po schodach, częściej po częstotliwościach” – rapuje w „Liście motywacyjnym”), czasem zupełnie wprost („Śmiał się cały kraj, gdy szukałem drogi/Opluli mi twarz, umyłem im nogi/Ja muszę iść do nieba, muszę widzieć drogę/Słyszeć głosy serca, pojednać się z Bogiem” – „Krzyż”). Jest też rozliczeniem z własną przeszłością – muzyka artysty zawsze była uduchowiona, ale jako Medium raper częściej zadawał pytania i szukał prawdy (sam wspomina o eksperymentach z okultyzmem czy doświadczeniach eksterioryzacji – przebywania poza ciałem), Tau zaś udziela jasnych odpowiedzi. Także dawnemu sobie, jak w utworze „Remedium”, w którym odpowiada na własne wersy pisane kilka lat wcześniej: „Nie wiesz, jak powstało życie?/Otwórz Biblię, pomódl się chwilę, zamiast jarać tyle/ […] Ciekawe ile lat ma Wszechświat? Nie wiesz znów/Jeden Bóg wie, Ty się lepiej módl”.
Oprócz porad czysto religijnych, raper zabiera głos również w sprawach politycznych i społecznych. Czy to w kwestii mniejszości seksualnych („Homoseksualizm to dewiacja mózgu, co to za społeczeństwo, co nie przedłuża gatunku?/ […] Tolerancja? To wymysł szatana, aby na placach zabaw/Siadał pan i całował pana!” – „Rząd dusz”) czy patriotyzmu („Ci patrioci to obrońcy, Ty widzisz w nich tylko kiboli/I siostry w czapkach z wełny z kóz angorskich” – „Wielokropek”).
Mieszane reakcje wśród fanów wywołało także umieszczenie zdjęcia prezydenckiej pary na oficjalnym profilu artysty, z okazji rocznicy wygrania wyborów przez Andrzeja Dudę. Zdarzało mu się pisać również o poprzedniej władzy, bynajmniej nie w superlatywach („Rząd uchwalił ustawę o przymusie szczepień/To oznacza, że wstrzykną Ci wszystko, co będą chcieli/Nie szczep się!” – radzi w utworze „Rząd dusz”). I chociaż dla wielu słuchaczy przekaz Tau bywa zbyt radykalny, podoba się Kościołowi – w tym roku artysta odebrał nagrodę dla najbardziej popularnego polskiego muzyka chrześcijańskiego z rąk arcybiskupa Kazimierza Nycza, jest też jednym z ambasadorów tegorocznych Światowych Dni Młodzieży.
Hipster katolicy
Nie każdy jednak ma możliwości lub aspiracje, aby wyrażać swoją wiarę poprzez sztukę. Każdy za to może założyć bloga, a najlepiej też kanał na YouTubie. Jak Jola Szymańska, znana jako „Hipster katoliczka”, która stara się udowodnić, że chrześcijaństwo może być atrakcyjne nie tylko duchowo, ale też wizualnie. A przy tym nie musi oznaczać rezygnacji z codziennych przyjemności.
Jola poleca zatem przepis na koktajl bananowo-pietruszkowy (oczywiście z dodatkiem mleka sojowego), dzieli się wrażeniami po lekturze „Sońki” Karpowicza i wzbogaca zasoby Instagramu o zdjęcia swoich kaw, ciasteczek i butów. A jednocześnie daje przecież rady praktyczne, nie tak popularne w blogosferze – jak się modlić, gdy brakuje na to czasu, dobrze przygotować do spowiedzi albo motywuje do wstawania na roraty. Przez cały adwent, codziennie. No i przede wszystkim próbuje złamać stereotyp, który ciąży na słowie „katoliczka”. – Nie mam kompleksów z powodu swojej wiary i na co dzień nie potrzebuję na siłę udowadniać, że katoliczka może być też normalną dziewczyną, ale czasem zdarza mi się być traktowaną w taki sposób, że opadają mi ręce. Bywa, że ludzie rozmawiają ze mną jak z kimś niedojrzałym i ograniczonym, w dodatku z góry zakładając moje intencje i poglądy – mówi.
Rzeczywiście, zakładanie z góry intencji religijnej blogerki, która potrafi wymienić rzeczy, które chciałaby zrobić, gdyby nie była wierząca (m.in. sprzątanie w niedzielę i joga), porównuje papieża Franciszka do Emmy Watson czy poleca czytelnikom kanał homoseksualnej youtuberki, jest pomysłem co najmniej nierozsądnym.
Nieco łatwiej z Mikołajem Kapustą, autorem bloga DobraNowina.net. Jola dzieli się z widzami swoimi wątpliwościami, a jej wpisy i filmy są zwykle osobiste, jak pamiętnik zwyczajnej koleżanki z osiedla, która wyróżnia się tym, że po sobotniej imprezie zawsze potrafi wstać na niedzielną mszę świętą.
Tymczasem Mikołaj specjalizuje się we wskazywaniu drogi za pomocą biblijnych cytatów. Wychowany we wspólnocie charyzmatycznej student teologii zajmuje się wyłącznie kwestiami religijnymi – wyjaśnia, czym są „zaśnięcia w Duchu Świętym” (do tej pory najpopularniejszy materiał, ok. 170 tys. wyświetleń), uczy rozpoznawać wolę Bożą i tłumaczy, dlaczego należy chrzcić dzieci. A jeśli już bierze się za recenzję filmu, wybiera „Zmartwychwstałego”, punktując momenty, w których fabuła nie zgadza się Pismem. Przy okazji nagrywa też materiały motywujące do samorozwoju, jest jednak coachem specyficznym – zamiast „możesz wszystko”, namawia – „nie wierz w siebie”. Oczywiście, podpierając się odpowiednimi fragmentami ze „światowego bestsellera nr 1”.
Sam pomysł, by mówiąc o religii, używać niekonwencjonalnych metod, nie jest niczym zaskakującym – związany z tym zjawiskiem termin „nowa ewangelizacja” został użyty już przez Jana Pawła II w końcu lat 70., a 10 lat temu sporo kontrowersji wywołała „Dobra czytanka wg św. zioma Janka”, przekład Biblii na slang hiphopowy.
Ksiądz Andrzej Draguła, badający związki religii ze sztuką współczesną, w artykule z „Tygodnika Powszechnego” poświęconym twórczości Karczmarczyk wyjaśniał, że „język wiary jest wypadkową języka i wiary. To, w jaki sposób mówimy o Bogu, zależeć będzie od zasobów naszego języka i od rodzaju doświadczenia religijnego, które posiadamy”. I chociaż nie do każdego katolika przemówią opisane wyżej postawy, to cel jest wspólny. Jak go określa Karczmarczyk: „Niszczyć szatana łaską Pana”. Trudno dziś o bardziej prawomyślny przekaz.