Internet to więcej niż tylko medium komunikacyjne współczesnego człowieka; sieć stała się jednym z wymiarów ekosystemu, a dostęp do informacji równie oczywisty jak możliwość korzystania z powietrza. Nawet w dotkniętej wojną domową Syrii może brakować wody, lekarstw i żywności, jednak rzadko kiedy brakuje zasięgu telefonii komórkowej i dostępu do internetu. Tam gdzie jeszcze nie dotarła infrastruktura, dotrze w ciągu nadchodzących miesięcy za sprawą ofensywy globalnych korporacji cyfrowych (POLITYKA 16): każdy niepodłączony Ziemianin to strata dla Facebooka i Google’a.
Stawką zresztą nie jest jedynie połączenie z sobą 7 mld ludzi. Wraz z nimi swój adres IP (sposób identyfikacji w sieci) dostają też wykorzystywane przez nich urządzenia: samochody, zegarki, kamery i aparaty fotograficzne, telewizory. Analitycy prześcigają się w prognozach, ile dziesiątków miliardów urządzeń dołączy do internetu w ciągu dekady, dokładne liczby nie mają znaczenia. Trend jest jednoznaczny, częścią rozrastającego się Internetu Wszechrzeczy jest nawet Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.
Choć coraz bardziej jesteśmy od sieci uzależnieni, coraz mniej się nad nią zastanawiamy, choć z błogiej nieświadomości próbują nas co jakiś czas wyrywać katastrofiści, produkujący dzieła o końcu człowieka i kultury. Kilka próbek tytułów: „Internet. Czas się bać” Wojciecha Orlińskiego, „Kult amatora. Jak internet niszczy kulturę” Andrew Keena, „The Net Delusion” (Iluzja sieci) Jewgenija Morozowa, „Płytki umysł.