Kultura

Nachalna promocja

Jeszcze chwilę, a zostanę męczennicą liter, jakąś Matką Boską Książkową.

Dzień dobry, to może mały coming out na okoliczność Światowego Dnia Książki – jestem z wykształcenia technikiem księgarzem (forma żeńska jest skomplikowana). Wiem, brzmi to jak bednarz czy rymarz. Zawód wymierający i egzotyczny. Ktoś pewnie powie: niepotrzebny. Poświęciłam pięć lat na edukację w liceum księgarskim, pracowałam w księgarniach w Polsce i Ameryce. Jestem również pisarką i promotorką czytelnictwa. Współprowadzę program telewizyjny o literaturze oraz rubrykę w poczytnym magazynie. Angażuję się w kampanie społeczne. Zachęcałam poprzez warsztaty i zajęcia do czytania i pisania różne grupy społeczne: seniorów, młode mamy, więźniów i gimnazjalistów. Staram się przekazać moim studentom i studentkom, że najwięcej wiadomości znajdą spisanych na papierze. Staram się przekazać mojemu synowi, że czytanie nie jest największą nudą na świecie.

Nasze dzieci nie czytają, bo tekst nie rusza się, nie wydaje dźwięków i nie strzela. Podprogowo obkładam więc mieszkanie woluminami, żeby nachalna promocja czytelnictwa była w każdym zakątku. Żeby dzieciak, gdziekolwiek zerknie, miał przed sobą stosy papieru. Nie wiem, przypuszczalnie wygarnie to za jakiś czas na sesji terapeutycznej, narobi mi wstydu. Wtedy się wyda, jak często szantażowałam go, że jeśli nie przeczyta kilku stron lektury, to nie pogra na komputerze. Wiem, żenujące rozwiązanie. Wszystko to potraktujmy jako desperację hobbystki, która uparła się na epatowanie zajęciem niszczącym oczy, mało spektakularnym i nieopłacalnym. Jeszcze chwilę, a zostanę męczennicą liter, jakąś Matką Boską Książkową.

A tu wciąż szok niedowierzanie – Polacy i Polki nadal mało czytają. Wydaje się, że przestały ich interesować litery. Wgapiają się w ekrany komórek i oglądają kolejny film o śmiesznym kotku, który wpadł do toalety.

Polityka 17.2016 (3056) z dnia 19.04.2016; Kultura; s. 95
Reklama