Święto roku 1966 odbywało się w dwóch równoległych światach i w dwóch przeciwnych narracjach. Kościelnej, skupionej na wierze, walce o rząd dusz, zapewniającej, że oto czcimy wyłącznie rocznicę chrztu Mieszka I. Oraz państwowej, świeckiej i uparcie przekonującej, że czcimy tysiąclecie państwa polskiego. O fobiach władzy niech świadczy fakt, że w obszernej broszurze „Bilans Obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego” wydanej w 1967 r. przez Ogólnopolski Komitet Frontu Jedności Narodu (ta organizacja koordynowała przedsięwzięcie w skali kraju) ani razu nie pada nawet słowo „chrzest”.
Dla władz ta rocznica była jak gorący kartofel wyrzucony z ogniska historii wprost w ich ręce. By się więc zbyt mocno nie poparzyć, do sprawy zabrano się z podstępnym zmysłem strategicznym. Przede wszystkim uroczyste obchody zainaugurowano specjalną uchwałą Sejmu już w 1958 r., a więc na osiem lat przed datą „zero”. Nie było wyjścia, bo rok wcześniej prymas Polski kard. Stefan Wyszyński rozpoczął doroczną, celebrowaną w Częstochowie tzw. Wielką Nowennę. Niemniej ówczesna przezorność budzi podziw, szczególnie dziś, gdy Narodowe Centrum Kultury w styczniu ogłasza, a w połowie marca, na miesiąc przed centralnymi obchodami, rozstrzyga, komu przyzna dotacje na projekty artystyczne i edukacyjne nawiązujące do chrztu Polski. Zaś Senat RP także dopiero w styczniu przyjmuje w tej sprawie specjalną uchwałę.
Świeckie obchody chrztu Polski
Władze PRL dobrze wiedziały, że na gruncie historycznym jest grząsko, nie da się na nim bowiem ominąć znienawidzonego słowa „chrzest”. To sprawiło, że niezwykle ostrożnie inwestowano także w produkcje artystyczne i kulturalne, które mogłyby się okazać niewygodne dla władzy. Ciekawe, że w 1966 r. do kin weszła superprodukcja „Faraon”, a rok wcześniej „Popioły”, tymczasem filmowej opowieści o czasach pierwszych Piastów jakoś nikt nie wymyślił. W ogóle nie powstały wówczas żadne wielkie spektakle czy monumentalne utwory muzyczne nawiązujące do czasów Mieszka. I tylko jedna powieść historyczna osadzona w tamtej epoce – „Największy skarb” Kornelii Dobkiewiczowej.
Dziś można znaleźć dosłownie ślady ówczesnej artystycznej kreacji, a i to zwykle na obrzeżach kultury. Ukazała się więc jubileuszowa srebrna stuzłotowa moneta z wizerunkiem Mieszka i Dobrawy, kilka serii znaczków pocztowych z takimi motywami, jak historyczne stolice Polski, oraz – kuriozum – z datami „966–1944–1966” i hasłem „PRL spadkobierczynią tradycji tysiąclecia”.
Choć była szansa na wydarzenie kulturalne, które mogło się stać legendą – władze partyjne całkiem poważnie i nie zważając na ewentualne koszty, przymierzały się do sprowadzenia do Polski zespołu The Beatles. Miał on wystąpić 3 maja na błoniach pod Częstochową jako bezpośrednia konkurencja dla planowanych tego dnia centralnych uroczystości kościelnych. Zrezygnowano z tego pomysłu dopiero po zastrzeżeniach milicji, która uznała, że nie będzie w stanie zapanować równocześnie nad dwoma gigantycznymi falami ludzi, które niechybnie by na siebie wpadły.
Bezpośrednio z kulturą i jej popularyzacją wiązały się tylko dwa wydarzenia milenijne. Pierwszym był wielomiesięczny Festiwal Kulturalny Związków Zawodowych, w ramach którego odbyło się 5 tys. koncertów i spektakli. A drugim zorganizowany na zakończenie rocznych obchodów Kongres Kultury Polskiej, po którym ukazał się zresztą w POLITYCE obszerny tekst „1000 wniosków na 1000-lecie”. Od biedy do kategorii kultura masowa można też zaliczyć defiladę wojskową, ponoć największą w tamtych czasach w tej części Europy. Poprzebierani w historyczne mundury żołnierze oraz współczesne oddziały maszerowały lub przejeżdżały przez centrum Warszawy przez blisko 3,5 godziny.
Tysiąc szkół na Tysiąclecie
50 lat temu, zamiast grzebać w przeszłości, osadziliśmy Milenium w bezpieczniejszych dla władzy teraźniejszości i przyszłości. Zamiast projektów cywilizacyjno-kulturowych władze ludowe zajmowały się tym, czym chciały się chwalić: rozwojem kraju. We właściwej sobie socjalistycznej konwencji, w której wszystko musiało być pełne rozmachu, ogólnopolskie, centralnie sterowane.
Najbardziej znanym programem stało się oczywiście „Tysiąc Szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego”, w wyniku którego zbudowano ostatecznie ponad 1400 nowych obiektów. Była też krajowa rywalizacja o kuriozalnie brzmiący tytuł Brygady Pracy Socjalistycznej Tysiąclecia Państwa Polskiego, była wreszcie Sztafeta Tysiąclecia, która odwiedziła 100 miast i 8000 wsi oraz osiedli, a nawet wielka Sportowa Spartakiada Tysiąclecia. Wszystko w skali giga. Komunistyczne władze dumnie informowały, że np. w konkursie „Przez X wieków Polski” wzięły udział 4 mln obywateli. W ramach święta zalesiano nieużytki, sypano wały przeciwpowodziowe. Słowem, robiono rzeczy, którymi i tak należało się wcześniej czy później zająć. Podpięte pod Milenium niosły jednak dodatkowy przekaz: nie wykorzystujemy rocznicy do bezcelowego grzebania się w przeszłości, ale do budowania lepszej przyszłości.
Abstrahując od ewidentnie ideologicznego podłoża, trudno nie pozazdrościć tej koncepcji fetowania: długofalowej, zintegrowanej i nastawionej na poprawianie jakości życia. Tym bardziej że tegoroczne pomysły na jubileusz są całkowitym przeciwieństwem tych sprzed półwieku: zapatrzone w przeszłość, w dużym stopniu improwizowane i rozdrobnione.
Modły za Mieszka I
Chrzest sprzed 1050 lat świętować będziemy w tym roku na dwa sposoby. Pierwszy to oficjalne obchody – jak je nazwano – kościelno-państwowe. Będą krótkie (14–16 kwietnia), ale intensywne. Odbędą się w dwóch miastach: Gnieźnie i Poznaniu. Z pełnym zaangażowaniem Andrzeja Dudy, który będzie podążał za hierarchami przez wszystkie te dni i modlił się w podziękowaniu za słuszną decyzję Mieszka I. Na koniec trzydniówki odbędzie się wielki finał na poznańskim stadionie, w ramach którego zostanie wystawiony (gratulacje za niekonwencjonalny pomysł) musical „Jesus Christ Superstar” z 65-letnim Markiem Piekarczykiem w roli 33-letniego Syna Bożego. Uroczystość poprowadzi aktor Radosław Pazura, a dla uczestników przygotowano różne gadżety, m.in. szaliki kibicowskie (w końcu to stadion) z orłem i datą „966”. Atrakcją ma być także odśpiewanie przez 1050 chórzystów jubileuszowego hymnu „Gdzie chrzest, tam nadzieja”, skomponowanego w rytmie poloneza przez Leopolda „Poldka” Twardowskiego. Swą gotowość do wykonania hymnu zgłosili już m.in. Natalia Niemen, Robert Friedrich Litza z Arką Noego, Piotr Baron i Marcin Pospieszalski.
Z jubileuszowymi hymnami jest jednak lekkie zawirowanie, bo powstały jeszcze dwa inne, które będą wykonywane w ciągu tych trzech dni. A zatem „Ufni w Bogu” księżowskiej pary Dariusz Dąbrowski i Mariusz Białkowski. Oraz Roberta Jansona do słów Iwony Waksmundzkiej – „Tyś jest mój syn”. Utwór nagrano porządnie w Studiu Polskiego Radia im. Lutosławskiego z udziałem Sinfonii Varsovii, nakręcono wideoklip. „Melodia zwrotek miała być rodzajem pewnego przekroju 1050 lat naszego chrześcijaństwa, a były to przecież bunt, ból, powstania i zrywy” – zapewnia Janson.
Wybór jubileuszowych utworów jest zresztą dużo szerszy. Na przykład płyta „Symphony A.D. 966” Konrada Kucza. Kompozytor przyznał, że przy nagraniu inspirował się Karolem Szymanowskim, Krzysztofem Pendereckim, Henrykiem Mikołajem Góreckim oraz Wojciechem Kilarem. „Obecne czasy duchowego chaosu i kryzysu tożsamości kulturowej w szczególny sposób zasygnalizowały potrzebę stworzenia muzyki w oparciu o wybitne symbole naszej kultury” – czytamy w opisie dzieła. Można też posłuchać „Oratorium966.pl” autorstwa Jacka Sykulskiego, dyrektora Poznańskiego Chóru Chłopięcego. Ten, podobnie jak Janson, zapewnia, że w utworze „zawarte jest wszystko to, co w przestrzeni 1050 lat wydarzyło się w Polsce”.
Największy rozmach wydaje się jednak towarzyszyć projektowi muzycznemu Michała Lorenca. I on skomponował utwór na 1050-lecie, który został nagrany w legendarnym londyńskim studiu Abbey Road z udziałem nie mniej ważnej London Symphony Orchestra. Płytowa premiera – na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie, zaś koncertowa – na uroczystości poświęcenia Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Kto woli inne gatunki twórczości, zainteresuje się zapewne filmem „Mesco Dux Baptizatur” w reżyserii Macieja Pawlickiego lub odwiedzi w Gnieźnie wystawę „Wyzwalająca moc sztuki”, na której dzieła poświęcone rocznicy pokazuje 28 twórców, na czele z Gustawem Zemłą znanym z licznych statui Jana Pawła II. Będzie się działo.
Piastowskie rekonstrukcje
Instytucją odpowiedzialną za kształt przedsięwzięć kulturalnych towarzyszących jubileuszowi uczyniono Narodowe Centrum Kultury. Najważniejszym elementem owej odpowiedzialności stał się program dotacji „Chrzest 966”. W sytuacji powszechnego deficytu funduszy na kulturę okazało się, że imponująca jest przede wszystkim liczba instytucji, fundacji, stowarzyszeń, które nie marzą o niczym innym, jak tylko o tym, by godnie uczcić niegdysiejszy wybór życiowy Mieszka I.
W pierwszej transzy dotacji doceniono i wsparto 33 projekty, odmówiono zaś dofinansowania 440 kolejnym. W drugiej transzy na „tak” zaopiniowano 39 pomysłów, na „nie” – kolejnych 345. Wsparcie na łączną sumę 4,3 mln zł dostaną wydawnictwa, konferencje naukowe, spektakle teatralne, wystawy, kampanie edukacyjne, ale przede wszystkim różnego typu przedsięwzięcia muzyczne.
Głównym beneficjentem programu okazała się Fundacja Lux in Oriente – Lux ex Oriente związana z Archidiecezją Poznańską (199 tys. zł) oraz Teatr Muzyczny w Poznaniu, któremu przekazano 190 tys. zł na wspomniany musical. Kwoty po około 160 tys. zł dostały: Poznański Chór Chłopięcy, Stowarzyszenie Dzieje, Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena oraz Fundacja Świat Ma Sens. Największym zwycięzcą owego rozdania okazało się jednak Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, któremu na dwie wystawy przyznano łącznie 220 tys. W ogóle pieniądze poszły za obchodami centralnymi – zdecydowana większość dotacji trafiła do Poznania, Gniezna i innych miast w Wielkopolsce. Mnie ujął fakt, że w elitarnym gronie wyróżnionych znalazł się projekt „Florarium christianum – ewolucja znaczenia roślin po 966 roku”.
Niezależnie od dzielenia funduszy Narodowe Centrum Kultury utworzyło specjalną stronę internetową poświęconą jubileuszowi, ze szczególnym naciskiem na to, co dzieje się i dziać będzie w kulturze. Otóż gdyby poważnie traktować jej zawartość, to zdecydowanie najważniejszym twórcą związanym z Milenium +50 jest warszawski grafik Piotr Janowczyk. Na stronie internetowej z regularnością szwajcarskiego zegarka ukazują się jego kolejne rysunkowe fantazje z cyklu sagi „966 Książę Mesco”. „W swej pracy posługuję się językiem wizualnym typowym dla kultury masowej” – zapewnia autor. Nic dodać, nic ująć, 10-, 12-latki muszą być zachwycone. Ukazało się już 11 grafik, autor obiecuje kolejne. Na tej samej stronie oglądać możemy zwiastun filmu o księciu z pradziejów, którego scenarzystą i reżyserem jest… Piotr Janowczyk. Prawdziwy festiwal jednego autora.
Z cienia multimedialnego artysty próbują się przebić grafiki Elwiry Pawlikowskiej, także dedykowane zdecydowanie mało wymagającym estetycznie odbiorcom. Można też znaleźć tam komunikat o castingu na odtwórców roli Mieszka I i Dobrawy w widowisku plenerowym. Kandydat musi zdać egzamin z „dosiadu konia i sprawności bojowej”, a kandydatka z „zaśpiewu, wyplatania i szycia”. Obydwoje muszą się wykazać „autoprezentacją aktorską”. Rok temu koronowano Mieszka II i Bolesława Chrobrego, teraz przyszedł czas na ich poprzednika. Widowisko odbędzie się w Gnieźnie 30 lipca.
Ale wcześniej szykuje się w Wielkopolsce cała seria podobnych plenerowych atrakcji: 23 maja w Poznaniu („Księżna Dobrawa Matką Chrzestną Polski”), 28 maja w Lednicy („Dagome Iudex”, 15 czerwca ponownie w Poznaniu („Luminaria”) oraz 30 czerwca w Murowanej Goślinie („Orzeł i Krzyż”).
Piastowskie grupy rekonstrukcyjne nie będą miały chwili wytchnienia. Z okazji jubileuszu chrztu Polski tym razem nie zostanie oddana do użytku ani jedna szkoła, zasadzone ani jedno drzewo (choć jest wciąż szansa na to, że kilka tysięcy wytną w Puszczy Białowieskiej). Za to do syta będziemy mogli nasłuchać się hymnów i napatrzyć na facetów poprzebieranych w stroje dawnych wojów i na kobiety udające dawne białogłowy.