Gdyby czerpać informacje o polskiej muzyce wiejskiej wyłącznie za pośrednictwem pilota do telewizora, można by dostać na nią alergii jak na kocią sierść. Przez dekady kierownictwo telewizji publicznej – i nie tylko jej – sugerowało Polakom, że ich korzenie to zespoły pieśni i tańca albo okraszone pseudoludowymi wstawkami disco polo. Te pierwsze mogły odstraszać uszminkowaną, wypudrowaną imitacją „tradycji”, bo w rzeczywistości muzykę komponowano, teksty wypłukano z symboliki, choreografia była co najwyżej à la polska wieś. Te drugie tworzyły wrażenie, że polscy chłopi pasjami uwielbiali łupaną muzykę biesiadną, a śpiewali głównie o piciu alkoholu i podrywaniu hożych dziewuch.
– Stworzono w telewizji wrażenie, że istnieje widz, który taką papką chce się żywić. Wyobrażenie dużej części Polaków o tym, jaka nasza muzyka jest: koszmarna, przaśna, prymitywna, że lepiej się już zająć Afryką, Ameryką albo Indiami, to po części wina właśnie telewizji, choć nie tylko oczywiście – mówi Janusz Prusinowski, skrzypek, dyrektor festiwalu Wszystkie Mazurki Świata, prowadzący „Dziką muzykę” nadawaną w TVP2 od początku marca.
Prusinowski przyznaje, że odkąd pamięta, jakakolwiek próba przemycenia na wizję autentycznej rodzimej muzyki paliła na panewce. – Wcześniej po prostu nie odpowiadano na nasze maile. Nie liczę tu TVP Kultura, gdzie przecieraliśmy szlaki i nawiązaliśmy współpracę – tłumaczy. – Chlubnym wyjątkiem w TVP był emitowany w połowie lat 90. program „Swojskie klimaty”, który tematem muzyki tradycyjnej się nie brzydził. Aktualny szef telewizyjnej Dwójki Maciej Chmiel zna ten program bardzo dobrze, stąd zainteresowanie.