Piotr Sarzyński: – Niektórzy twierdzą, że należy pani do wąskiej „grupy trzymającej władzę” w polskiej sztuce współczesnej.
Joanna Mytkowska: – Czy chodzi o władzę w czekającym na zburzenie byłym sklepie meblowym? Bo poważnie mówiąc, na co dzień zajmuje mnie raczej rozwiązywanie bieżących problemów i unikanie przyszłych. Prowadzenie młodej instytucji, która buduje swoją siedzibę, to proces dynamiczny, nie ma nic wspólnego ze statycznym konserwowaniem władzy. Zresztą muzeum, którym kieruję, jest instytucją wyjątkowo demokratyczną, większość decyzji programowych zapada kolegialnie.
Myślę, że w tych opiniach chodzi o coś więcej niż zarządzanie firmą; o wpływ na cały rodzimy „world art”. I przekonanie, że odbywa się jakieś ręczne sterowanie z zacisza dyrektorskich gabinetów.
Gdyby trzymać się zaproponowanej przez pana konwencji, to muszę donieść, że nie mam gabinetu w ścisłym znaczeniu tego terminu, dzielę pokój z innymi pracownikami, a naszą rozmowę przeprowadzamy w związku z tym w kawiarni. Tylko ktoś, kto nie zna różnorodności świata sztuki, może wpaść na tak anachroniczny pomysł, że obowiązuje tu jakaś dająca się kontrolować hierarchia. Mnie interesuje działalność kreatywna, eksperyment, nowe wyzwania. W nich się spełniam, a nie w posiadaniu władzy. Jeżeli prowadzone przeze mnie muzeum jest instytucją wpływową we współczesnej polskiej kulturze, to właśnie dlatego, że proponuje atrakcyjny, przemyślany i nowatorski program.
Zaczynaliście karierę jak bohaterowie „Ziemi obiecanej”, w trójkę, z Andrzejem Przywarą i Adamem Szymczykiem w Galerii Foksal.