Spróbujmy wyobrazić sobie następującą sytuację. Scena, kamery, kolorowe światła. Publika o czerwonych twarzach, rozgrzanych od emocji. Na scenie skórzany tron, kanapy i mównica, a przy niej jakiś znany polski raper. Na tronie kandydat na prezydenta – tę rolę obsadźmy wedle własnych preferencji, pamiętając jedynie, że rzecz powinna się dziać przed oficjalnym rozpoczęciem kampanii wyborczej. Na kanapach znane postaci świata mediów, aktorzy, celebryci, sportowcy. Teraz możemy przejść do części zasadniczej, czyli grillowania, zwanego z angielska roastem.
Na czym to polega? Otóż nasz wyimaginowany bohater stojący przy mównicy zaczyna wulgarnie wyśmiewać pozostałych gości, by na końcu posłać soczystą wiązankę w stronę kandydata na prezydenta, w której nie szczędzi obraźliwych i zupełnie nieprzystojnych uwag pod adresem małżonki i nastoletnich córek, a publiczność zanosi się niemal histerycznym śmiechem. Dominujące tematy – rozwiązłość seksualna (skuteczna w grillowaniu kobiet), homoseksualizm (zdaje egzamin w wypadku mężczyzn), starość, choroby, Żydzi, niepełnosprawni, narkotyki, uchodźcy. Kończąc swój występ, raper nieoczekiwanie zmienia ton i składa serdeczne życzenia pomyślności i powodzenia w nadchodzących wyborach. Po czym jego miejsce przy mikrofonie zajmuje kolejny gość, i tak aż do ostatniego monologu, czyli utrzymanego w tym samym tonie przemówienia „solenizanta”.
Brzmi prawdopodobnie? Nie bardzo. Jednak gdybyśmy postanowili przenieść nasz program do USA, w roli bohaterów obsadzając tamtejsze gwiazdy, okaże się, że taka sytuacja jest nie tyle możliwa, co zdążyła się już wydarzyć. Mowa o zrealizowanym przez stację Comedy Central roaście (przyjęliśmy spolszczoną odmianę) Donalda Trumpa, już po ogłoszonej w 2011 r. decyzji o starcie kontrowersyjnego miliardera w następnych wyborach prezydenckich.