Kultura

Nie jestem głosem

Aktor Krzysztof Gosztyła o swoim życiu i miłości do słowa

Krzysztof Gosztyła podczas finałowej gali XV festiwalu „Dwa Teatry”. To na niej aktor otrzymał nagrodę za główną rolę męską w słuchowisku PR „Jesienny wieczór”, Sopot, czerwiec 2015 r. Krzysztof Gosztyła podczas finałowej gali XV festiwalu „Dwa Teatry”. To na niej aktor otrzymał nagrodę za główną rolę męską w słuchowisku PR „Jesienny wieczór”, Sopot, czerwiec 2015 r. Łukasz Dejnarowicz / Forum
Rozmowa z Krzysztofem Gosztyłą, aktorem i ulubionym w Polsce wykonawcą audiobooków, o życiu i wadze słowa.
Krzysztof Gosztyła na planie serialu „Blondynka”. Obok niego (od lewej): Krzysztof Kiersznowski i Sławomir Zapała.Krzysztof Jarosz/Forum Krzysztof Gosztyła na planie serialu „Blondynka”. Obok niego (od lewej): Krzysztof Kiersznowski i Sławomir Zapała.

Juliusz Ćwieluch: – Pamięta pan swoją pierwszą wiolonczelę?
Krzysztof Gosztyła: – Trudno pamiętać. Raczej ją sobie wyobrażam. Zresztą, one się zmieniały. Na wiolonczeli mogą grać już małe dzieci, dlatego instrument musi rosnąć wraz z dzieckiem. Najdłużej grałem i najlepiej pamiętam wiolonczelę wykonaną przez tatrzańskiego lutnika o nazwisku Marduła-Gał. Rozstając się z edukacją muzyczną, rozstałem się również z tym instrumentem.

Mocno pan nadgonił. A ja chciałbym się dowiedzieć, jak to się stało, że przedstawiam pana dziś jako aktora, a nie muzyka. Bo pana pierwszym wyborem życiowym były studia muzyczne.
A w ilu zdaniach mam panu opowiedzieć te prawie 20 lat mojego życia?

Kilku, bo zostanie jeszcze kolejnych 40 do opowiedzenia.
Mieszkanie przy ulicy Nowolipki miało 36,5 m kw. Mieszkała w nim moja mama, mój starszy brat, moja babcia, ja, no i wiolonczela…

Jest instrument, a nie ma ojca?
Nie ma, bo na Muranów przeprowadziliśmy się już po rozwodzie z ojcem. Po rozwodzie, po którym moje, a właściwie nasze kontakty z ojcem zupełnie zniknęły. Kompletnie. Z bratem uznaliśmy, że rodzina Gosztyłów to tylko my. I nigdy nie interesowaliśmy się ani nie kontaktowaliśmy się z tą drugą stroną rodziny. To był i jest zamknięty temat, więc postawmy tu kropkę.

I, jak już powiedziałem, na wiolonczeli zacząłem grać jako dziecko. W przedszkolu stwierdzono, że mam świetny słuch, i uznano, że szkoda byłoby ten słuch zmarnować. A z instrumentami smyczkowymi jest jak z głosem – trzeba mieć bardzo dobry słuch, żeby wiedzieć, czy się nie fałszuje.

I wielki upór, żeby to ciągnąć.
W podstawowej szkole muzycznej przy każdej zmianie profesora zmieniano mi ustawienie prawej ręki.

Polityka 51/52.2015 (3040) z dnia 15.12.2015; Kultura; s. 126
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie jestem głosem"
Reklama