Koślawość tutejszości
Kolejny komiks Jacka Świdzińskiego: tym razem jak z Mrożka
Nie ukończył jeszcze 30 lat, a ma już na koncie duże wyróżnienie i małą prowokację. 40 tys. zł, które wygrał w zeszłym roku, odbierając nagrodę im. Henryka Sienkiewicza za album „Zdarzenie 1908”, to wyjątek w polskiej kulturze. Po raz pierwszy to właśnie komiksiarz zdobył dobrze płatną nagrodę literacką i zostawił w tyle takie nazwiska, jak Sapkowski czy Orbitowski. Prowokacja jest natomiast starsza, ale też wyjątkowa. W 2008 r., czyli w czasach, gdy jak grzyby po deszczu powstawały kolejne historyczne albumy, Jacek Świdziński wraz z Michałem Rzecznikiem własnym sumptem wydali „Przygody Powstania Warszawskiego”, które były satyrą na polską politykę historyczną, a zarazem parodią antologii komiksowych rokrocznie publikowanych przez Muzeum Powstania Warszawskiego.
Tradycja komiksowa
Dość szybko Świdziński zaczął specjalizować się w komiksach o spiskowych teoriach dziejów. „A niech Cię Tesla” to rzecz o słynnym naukowcu, którego badania nad falami dźwiękowymi wpadają w niepowołane ręce. Z kolei wydane rok temu i nagrodzone Sienkiewiczem „Zdarzenie 1908” to osadzone w konwencji opowieści awanturniczej tomiszcze o pewnej drużynie śmiałków, obdarzonej bogatą przeszłością, która zamierza rozwikłać słynną tajemnicę meteorytu tunguskiego. Owa drużyna złożona z Lwa Tołstoja, Rasputina, Feliksa Dzierżyńskiego, carewicza Aleksego, a także legendarnego przewodnika Dersu Uzały i szalonego fotografa co prawda nie znajduje meteorytu, ale w tajdze natrafia na tajemnicze półdzikie plemię noszące czapki krakuski i mówiące cytatami z polskiej literatury romantycznej.
– Moje dwa wcześniejsze komiksy w zasadzie nie są o Polsce, ale rzeczywiście w rysunkach jest coś, co mi też wydaje się tutejsze. Ta koślawość, zgrzebność, niepełność postaci, która paradoksalnie stanowi podstawę ich konstrukcji, w jakimś sensie jest bardzo polska – mówi Jacek Świdziński.