Ale poza apelami rozsądnymi pojawiają się akcje piarowe, wymyślone przez korpospeców od wpływania na opinię publiczną, które z dala czuć podróbą. Jak niedawny artykuł w „Metro”: „Twórcy najpopularniejszych książek w Polsce ostrzegają, czym skończyłaby się upadłość Empiku”.
Wypowiada się czwórka autorów literatury komercyjnej: Kalicińska, Bonda, Kofta, Wiśniewski, stosując zresztą podobne argumenty. Po pierwsze – świętość. „Empik stał się komercyjną szklano-betonową świątynią książek” – mówi Janusz L. Wiśniewski (nie wspomniał, że to świątynia politeistyczna), po czym osiąga szczyty wazeliniarstwa i banału, rodem ze „Słownika komunałów” Flauberta. „Empik to już nie jest sklep, ale sposób na życie i bycie. Przychodzą tu młodzi ludzie i zaspokajają swoje kulturalne potrzeby” – donosi autor, który młodych ludzi zaspokajających kulturalne potrzeby zna może z filmów, może z opowieści osób trzecich lub piątych, bo ewidentnie nie ma o ich zwyczajach pojęcia.
Po drugie – wygoda. Świątynia jest dobra, bo jest dostępna. „My, klienci – mówi Kalicińska za nich, klientów – jesteśmy leniwi, chcemy mieć wszystko pod nosem. Koło salonów można zaparkować, są w centrach handlowych”. Wiśniewski dodaje, że zamknięcie salonów byłoby, uwaga, ciosem dla młodych ludzi. Którzy, jak wiadomo, nie opanowali obsługi internetu i wyszukiwarki cen.
Po trzecie – supermarkety. O których, co ciekawe, wspominają wszyscy: „Rynek przejęłyby zapewne supermarkety, ale one przecież sprzedają tylko bestsellerowych autorów” – ostrzega Kalicińska. „Co prawda supermarkety też sprzedają książki, ale tylko te bestsellerowe” – powtarza Kofta.