Zdzisław Pietrasik: – Która „Ida” dostanie Oscara: antypolska czy antysemicka?
Janusz Wróblewski: – Przeraża mnie, że inteligentni skądinąd ludzie są ślepi i głusi na bardziej skomplikowany przekaz. Wybitne dzieło sztuki, jakim jest „Ida”, wykorzystuje się do walki politycznej, zamienia w argument w ideologicznych sporach. To tak, jakby wielowymiarową, subtelną poezję chcieć zamknąć w stereotypach, które ona rozsadza.
ZP: – W drodze do redakcji widziałem wiszący na murze plakat sponsorowany przez Redutę Obrony Polskości, jeżeli dobrze przeczytałem z tramwaju. Trwa akcja zbierania podpisów pod petycją o dołączenie do filmu wstępu, w którym zostałoby napisane m.in., że Niemcy okupowali Polskę, pobudowali komory gazowe i mordowali Żydów. Pewnie nasze przewrażliwienie bierze się również stąd, że na Zachodzie wciąż jeszcze pojawiają się informacje o „polskich obozach”, lecz gdybyśmy nawet każdy nasz film dziejący się w czasie okupacji poprzedzali stosownym wstępem, ignoranci dalej będą wypisywać brednie. Z antypolskością „Idy” jest natomiast sytuacja paradoksalna, można było bowiem usłyszeć opinie, że jest to film antysemicki.
JW: – Nominowaną 40 lat temu do Oscara „Ziemię obiecaną” też oskarżano o antypolonizm i antysemityzm. To świadczy wyłącznie o kompleksach. Każdy naród ma swoje szkielety poukrywane w szafach.
ZP: – W przeszłości nasze kino nie zawsze potrafiło opowiadać o polskich losach w sposób zrozumiały dla zagranicznego widza. Pawlikowskiemu to się udało. Mamy wyraziste, pogłębione psychologicznie sylwetki głównych bohaterek, mamy odtworzone w sposób minimalistyczny, ale przekonujący, realia PRL początku lat 60.