Aż echo niosło kroki pani Wiesławy, która podążała na zaplecze. W ręku trzymała dwie paczki, zawiesiła je sobie za sznurek na palcu i teraz dwie spore koperty dyndały we wszystkie strony jak odważniki. Pan Zenon nie miał śmiałości, aby prosić koleżankę o zrobienie kawy, w ogóle z kobietami to tak różnie szło. Niby rozmawiał z nimi normalnie, ale niskie poczucie wartości malowało mu na policzkach rumieńce i grało na strunach głosowych, aż każda wypowiedź drżała jak na wietrze. To już pięć krzyżyków na karku, a kobity w domu nie ma. Wieczory dłużą się i wpędzają w sentymentalne nastroje. Bo to ani człowiek w telewizję nie popatrzy w skupieniu, ani radia nie posłucha z zainteresowaniem. Myśli krążą po pokoju, odbijając się od sufitu i opadając na siwiejącą głowę. Skórki wokół paznokci poobgryzane do krwi, aż wstyd takie zjedzone palce ludziom na poczcie pokazywać czy resztę wydawać. Dlatego Zenon walczy z wewnętrznymi demonami za pomocą alkoholu i zaczyna być coraz bardziej zadowolony z takiego rozwiązania. Wódka na przykład przenosi go do świata ludzi eleganckich i pewnych siebie. Znowu piwo przysparza refleksji natury zabawowej i beztroskiej. A wino przywodzi na myśl dalekie kraje i życie pozbawione zawodowego uniformu. Kto wie, może ciało w takim życiu nosi na sobie miękki szlafrok i jedwabne piżamki? Baraszkując w dobrze zaopatrzonym barku, czuje się tak dobrze jak w wyprofilowanej wannie, w której kiedyś leżał na zaproszenie sprzedawcy ekskluzywnych hydromasaży. „Pan się położy w ubraniu, o, w tym dżakuzi, pan poczuje inne życie od razu, to jest inny komfort, jak w Dynastii!”. Sprzedawca zachwalał sprzęt równowartości rocznej pensji Zenona, a ten starał się wyciskać z chwili wszystko to, co mogłoby być zapamiętane i schowane na dnie wrażliwego, lecz sponiewieranego serca.