Kultura

Sen o Warszawie

Jak odtwarzano stolicę w filmie „Miasto 44”

W filmie zagrała m.in. ulica Stalowa na warszawskiej Pradze. Ustawiono tu specjalny zielony ekran, na który nałożono później wirtualny model Marszałkowskiej. W filmie zagrała m.in. ulica Stalowa na warszawskiej Pradze. Ustawiono tu specjalny zielony ekran, na który nałożono później wirtualny model Marszałkowskiej. Rafał Oleksiewicz / Reporter
„Miasto 44” to największa polska superprodukcja po 1989 r. Przełomowa także w odtwarzaniu zniszczeń Warszawy, której już nie ma. Jak powstało to filmowe miasto?
W „Mieście 44” sceny batalistyczne wypadły niemal tak efektownie jak w „Szeregowcu Ryanie”.Ola Grochowska/Kino Świat W „Mieście 44” sceny batalistyczne wypadły niemal tak efektownie jak w „Szeregowcu Ryanie”.
Dawnej Warszawy już nie ma. Zachowały się jedynie jej ślady. Cała sceneria została więc zbudowana lub zastąpiona podobną.Krystian Maj/Forum Dawnej Warszawy już nie ma. Zachowały się jedynie jej ślady. Cała sceneria została więc zbudowana lub zastąpiona podobną.

Widowisko wyreżyserowane przez 33-letniego Jana Komasę, jednego z najzdolniejszych twórców młodego pokolenia, powstawało osiem lat i było kręcone na społeczne zamówienie. Nie jest filmem historycznym ani dokumentem. Oddaje hołd walczącej stolicy, zaspokaja ciekawość na temat przebiegu powstania. W hiperdosłowny sposób. Z czysto filmowego punktu widzenia rozmach przedsięwzięcia jednak oszałamia. Czegoś takiego w polskim kinie jeszcze nie było.

Sama scenografia do „Miasta 44” pochłonęła aż 4 mln zł. To potężna suma, równa całemu budżetowi niejednego debiutu (poprzedni film Komasy „Sala samobójców” kosztował 2 mln więcej). Zwykle na scenografii się oszczędza. Zamiast budować drogie dekoracje w plenerze producenci naciskają, by twórcy ograniczyli się do wynajmu pomieszczeń lub do pracy na terenie wytwórni. Tu odwrotnie. Michał Kwieciński, producent i pomysłodawca „Miasta 44”, postawił na hollywoodzki rozmach.

Mimo chronicznego niedoinwestowania polskiej kinematografii sukces „Wałęsy”, „Kamieni na szaniec” i kilku innych wysokobudżetowych – jak na obecne warunki – produkcji przełamał opór wielu instytucji, które wystraszone porażkami finansowymi kina lektur nie spieszyły się z inwestycjami w niepewny biznes filmowy. Tym razem jednak zaryzykowały. W powstańcze widowisko, którego jakość zabezpieczał talent i pasja młodego reżysera, zaangażowały się m.in. banki, fundusze regionalne, spółki giełdowe, telewizje. Po ośmiu latach udało się zebrać niemal 25 mln zł. Więcej niż na wystawne dzieła zasłużonych mistrzów: „Katyń”, „Quo vadis” czy „1920 Bitwę Warszawską”. Przy założeniu, że „Miasto 44” obejrzy 3 mln Polaków, poniesione koszty się zwrócą.

Łódź i Wrocław grają Warszawę

Efekty specjalne były jak dotąd największą słabością krajowych produkcji. Tandetne, kiczowate niczym obrazki z przestarzałych gier komputerowych, wzbudzały raczej śmiech niż uznanie. W „Mieście 44” sceny batalistyczne wypadły niemal tak efektownie jak w „Szeregowcu Ryanie”. Są nowoczesne i zgodne z obowiązującą w popularnym kinie konwencją. Eksplozja czołgu pułapki i panorama płonącej lewobrzeżnej stolicy szokują realizmem. Tony pyłu i gruzu wręcz przytłaczają. W dużej mierze jest to zasługa operatora Mariana Prokopa oraz Richarda Baina, amerykańskiego specjalisty od CGI (efektów komputerowych), zatrudnionego w charakterze nadzorcy i koordynatora filmowej wizji. Bain, którego sztandarowym dziełem jest „Incepcja”, miał spore doświadczenie w rekonstrukcji innego nieistniejącego dziś miasta: XIX-wiecznego Paryża w musicalu „Les Misérables. Nędznicy” Toma Hoppera. Od niego czerpali inspirację Chińczycy przy dwóch głośnych superprodukcjach: „Mieście życia i śmierci” Chuan Lu i „Kwiecie wojny” Zhanga Yimou, poświęconych unicestwieniu letniej stolicy Nankin w 1937 r. przez japońską armię.

W „Mieście 44” niektóre przedstawione fakty mogą budzić wątpliwości. Na przykład wysadzenie w powietrze przez hitlerowców czterech przęseł mostu Poniatowskiego, na który wjeżdża kolumna radzieckich czołgów. Takiego wydarzenia nie było: mosty w Warszawie zostały zburzone, zanim do stolicy dotarli Rosjanie. Na pewno jednak sposób ukazania totalnej apokalipsy Warszawy zaskakuje, zapiera dech. To nowa jakość w polskim kinie. Standard, jakiego do tej pory brakowało. W jaki sposób go osiągnięto?

Dawnej Warszawy już nie ma. Zachowały się jedynie jej ślady. Cała sceneria została więc zbudowana lub zastąpiona podobną. Robotnicze dzielnice z czynszówkami na Woli znaleziono więc w Łodzi. Śródmiejskie ciągi ulic z ośmiokondygnacyjnymi kamienicami z charakterystycznymi dla zaboru rosyjskiego neoklasycystycznymi boniowaniami (poprzecznymi rowkami w tynku, nadającymi elewacji monumentalny charakter) odszukano z kolei we Wrocławiu. Tamtejsze kamienice przy ulicy Mierniczej zagrały w filmie okolice placu Trzech Krzyży. Ze współczesnej Warszawy jedynie plenery ulicy Mostowej na Starym Mieście nie musiały niczego udawać. Co nie znaczy, że filmowa Mostowa wiernie odwzorowuje oryginalny stan z czasu okupacji. Każdy dom został przerobiony, spatynowany, pomalowany na nowo. Na użytek filmu ulicę przedłużono. Nie kończy się na kościele paulinów pod wezwaniem św. Ducha. W głębi jeszcze jest nieistniejący w rzeczywistości szpital, zbombardowany w filmie przez Niemców. Historycy mogą się też czepiać, że Borg­ward B IV, czyli ów zmitologizowany nieco czołg pułapka (jego eksplozję historycy uznają dziś za tragiczny wypadek wywołany lekkomyślnością), nie wybuchł na Mostowej, tylko bliżej Kilińskiego. – Stworzyliśmy Warszawę według potrzeb filmowych, a nie pod dyktando historyków i varsavianistów. Liczyła się ogólna atmosfera, nie dosłowność i odwzorowanie w każdym szczególe – tłumaczy Kwieciński, podając jeszcze jeden przykład – banku w Śródmieściu, w którym chronią się powstańcy po ucieczce ze Starówki. Naprawdę nie istniał. Sceny filmowano w zabytkowych wnętrzach dawnego Banku Towarzystwa Wzajemnego Kredytu Przemysłowców Łódzkich przy ulicy Roosevelta, gdzie obecnie mieści się Sejmik Województwa Łódzkiego.

Oczywiście, w każdym filmie – nie tylko o powstaniu – najważniejsza jest psychologia, dobrze poprowadzona dramaturgia, wiarygodność postaci. Nie scenografia i efekty specjalne. Lecz bez zaawansowanej techniki filmowej cały wysiłek przedstawienia powstańczej traumy zostałby zaprzepaszczony. Komasie zależało, aby efekty nie zdominowały obrazu. – Cieszę się, że nie musieliśmy używać ich do filmowania pierwszego i drugiego planu. Za pomocą CGI powstawał tylko trzeci plan. Ujęć komputerowych jest prawie trzysta – zdradza reżyser. To dużo, ale w przeciętnej hollywoodzkiej produkcji wojennej jest ich przeważnie tyle samo. Nie kłują w oczy. Tworzą epicką atmosferę, dodają emocji, definiują estetykę filmu. Zdaniem Komasy trudność polegała na uchwyceniu ruchu. W wielu ujęciach zmienia się perspektywa, kamera nie stoi w miejscu. Żeby to płynnie oddać, potrzebna była makieta całego miasta w 3D z kubaturami budynków, co pomnażało koszty.

Stworzono taką Warszawę, jakiej nikomu do tej pory nie udało się sfilmować. Twórcy przekopali się przez niezliczoną ilość archiwaliów i danych. Musieli ustalić najpierw, jak to miasto wyglądało przed 1939 r., w czasie okupacji, a dopiero potem w trakcie walk. – Oglądaliśmy wszystkie możliwe filmy na ten temat oraz kroniki, zdjęcia. Najwięcej dały nam dokumenty z lat 40. Na ich podstawie mogliśmy sobie uzmysłowić skalę zniszczeń żywych jeszcze wtedy kamienic – tłumaczy Kwieciński. – Bo z samych gruzowisk nie da się wiele wyczytać.

Dzięki efektom komputerowym odtworzono wiele przedwojennych ulic, np. plac Napoleona z widokiem na Prudential. Najbardziej imponujący przykład to Marszałkowska – co do budynku pieczołowicie zrekonstruowana cyfrowo z nieistniejącymi dziś obiektami, m.in. słynnym gmachem Towarzystwa Ubezpieczeń Rossija, kamienicą Pinkusa Lothego, willą Henryka Marconiego, Hotelem Wiedeńskim itd. Dokonano tego na podstawie tysięcy zachowanych fotografii, dokumentów. Wielkim wsparciem okazał się projekt „Warszawa 1935” Tomasza Gomoła, krótkometrażowy film w 3D, prezentujący międzywojenną architekturę stolicy, nazywanej niegdyś Paryżem Wschodu.

Obraz zatłoczonego, czerwonego tramwaju jadącego wzdłuż Marszałkowskiej był nagrywany na ulicy Stalowej na Pradze, gdzie zachowały się szyny o odpowiedniej szerokości, wtopione w charakterystyczną kostkę brukową. Pierzeje zasłonięto. Wzdłuż krawężnika po boku na długości 300 m do wysokości człowieka ustawiono najdłuższy w polskim kinie, a może także światowym, zielony ekran (tzw. green screen). Później pod okiem Davida Vana z czeskiego studia UPP nałożono (wkluczowano) w to miejsce wirtualny model Marszałkowskiej. Zaś wystające zza niego górne kondygnacje budynków poddano obróbce komputerowej: usunięto je i zastąpiono właściwymi szczegółami architektonicznymi.

Kanały z filmowego studia

Z uwagi na skalę zniszczeń na otwartej przestrzeni najwięcej trudności stwarzały ruiny Powiśla, gdzie w małej enklawie w obrębie ulic Okrąg, Zagórnej i Czerniakowskiej broniły się niedobitki Zgrupowania Radosław (ostatnia część filmu). Tę dzielnicę odtworzono w Świebodzicach na Dolnym Śląsku, niedaleko Wałbrzycha, na trzyipółhektarowej działce dawnych Zakładów Przemysłu Lniarskiego Silena, przeznaczonych do rozbiórki. Właściciele zgodzili się, by zburzyła je po swojemu ekipa filmowa. Pofabryczne hale niespecjalnie nadawały się do imitowania kwartałów mieszkalnych. Zaczęły je przypominać dopiero, gdy ciężkim sprzętem wytyczono szlaki ulic. Pracowało nad tym ponad 80 osób. – Każdy najmniejszy detal – od koloru ścian, poprzez wiszące umywalki, szyldy, latarnie, drzwi, framugi oraz nadpalone więźby dachowe – to nasze dzieło – z dumą przyznaje drugi reżyser Nadia Lebik w jednym z krótkich filmów poświęconych produkcji, który można obejrzeć na facebookowym profilu „Miasta 44”. Narzędziami były kruszarki, koparki, kilofy. Teren zaczęto przygotowywać trzy miesiące przed rozpoczęciem zdjęć. Rekwizyty były gotowe siedem miesięcy wcześniej.

Aby ograniczyć koszty, nie projektować i nie mnożyć dodatkowo niepotrzebnych dekoracji, takich jak schody, korytarze, klatki schodowe, część ujęć nagrywano na warszawskiej Pradze. Przykładowo pokój, z którego okna powstańcy strzelają do niemieckiego czołgu Pantera (sprowadzonego z Żukowa koło Gdańska), przed którym idzie ludność cywilna, faktycznie znajduje się na Jagiellońskiej i tam tę scenę realizowano. Wyjątek stanowiły ujęcia pokazujące bezpośredni kontakt walczących stron. Kręcono je w ustawionej na palach na wysokości pierwszego piętra kopii tego pomieszczenia w Świebodzicach. – Zrezygnowaliśmy z green screenu. Dlatego prawda tej walki jest tak wstrząsająca – przekonuje Kwieciński.

Kanały, którymi po siedmiu dniach nieustannych bombardowań i zmasowanych ataków przerzucano dowództwo oraz akowców ze Starego Miasta do Śródmieścia, wybudowano w całości w jednym z warszawskich studiów filmowych. Z basenem, kafelkami, gęstą od brudów wodą, włazami. W arcydziele Andrzeja Wajdy sceny rozgrywające się w mroku zalanych nieczystościami kamiennych ścieków budziły egzystencjalną trwogę. U Komasy wywołują dreszcz jak w filmowym horrorze. Stylizacja nawiązuje do „Wstrętu” Polańskiego. Zaciskające się ściany to wizja spanikowanej Biedronki, jednej z głównych bohaterek „Miasta 44”, idealistki, która pragnie za wszelką cenę przeżyć (gra ją Zofia Wichłacz). Ściany poruszały się na płozach, cegły pokryte były specjalną włóczką, stroboskopowe światło podkręcało grozę sytuacji.

Cmentarz ewangelicko-augsburski na Woli, gdzie zostaje ranny zakochany w niej Stefan (Józef Pawłowski), też nie jest prawdziwym cmentarzem. Zamiast przy ulicy Młynarskiej zdjęcia były nagrywane w podwarszawskim lesie za Łomiankami. Tam znaleziono odpowiednią zieleń i wykonano repliki grobów z autentycznymi napisami, które mogły być bezkarnie niszczone.

„Miasto 44” nie jest wyjątkiem jako opowieść o zniszczonym mieście. W wyniku dywanowych nalotów aliantów dosłownie zmiecione zostało Drezno. W ułamku sekundy przestała istnieć Hiroszima, na którą zrzucono bombę atomową. Po ciężkich, trwających ponad pół roku walkach Stalingrad przypominał betonową pustynię. A stolica Filipin Manila, systematycznie bombardowana i niszczona przez Japończyków w lutym 1945 r., była identycznym gruzowiskiem jak Warszawa. Wojenny kataklizm nie ominął także Hamburga (trzy czwarte powierzchni zostało zrujnowane). Każde z tych miejsc pielęgnuje do dziś swoją legendę i powstają na ich temat filmy fabularne.

W tych ostatnio realizowanych obowiązuje nieznośna pop­kulturowa maniera, narzucona przez hollywoodzkie superprodukcje w rodzaju „Pearl Harbor” Michaela Baya. Krytycy narzekali na przykład, że sztandarowe dzieło Putinowskiej propagandy „Stalingrad” Fedora Bondarczuka „przypomina krzyżówkę socrealistycznego melodramatu i kiczowatego, superbohaterskiego komiksu”. „Miasto 44” na szczęście nie zamienia się w trywialny hollywoodzki cyrk.

Dbałość w przedstawieniu zrujnowanej Warszawy, którą pamiętają jeszcze żyjący świadkowie, nasuwa przede wszystkim skojarzenia z „Pianistą”. Allan Starski, tworząc dekoracje do dramatu Polańskiego, miał jednak ułatwione zadanie. Znalazł w Juteborgu pod Berlinem opuszczone, przeznaczone do wyburzenia, posowieckie koszary z masywnymi budynkami, które łatwo dały się zaadaptować. Nie musiał jeździć i szukać nowych lokacji. – Miał 3 km prawdziwej perspektywy, doskonale wyposażone studio w Babelsbergu i 60 mln euro budżetu. Jak się porówna końcowy efekt, nie widać wielkiej różnicy – mówi Kwieciński, chwaląc pomysłowość i profesjonalny wkład dwóch młodych scenografów „Miasta 44”: Marka Warszewskiego i Grzegorza Piątkowskiego.

Na pytanie, ile w sumie trwały zdjęcia, Komasa i Kwieciński kręcą z niedowierzaniem głowami. Dokładnie 63 dni. Tyle, ile trwało powstanie.

Polityka 38.2014 (2976) z dnia 16.09.2014; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Sen o Warszawie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną