Piotr Sarzyński: – Jeszcze kilka lat temu zdobywała pani pierwsze doświadczenia zawodowe w znanych pracowniach architektonicznych JEMS i Stefana Kuryłowicza. A podczas niedawnej gali naszych nagród stała pani obok nich, odbierając tę najważniejszą nagrodę – Grand Prix. Jakie to uczucie?
Natalia Paszkowska: – Bardzo dziwne. Bo znam oba te biura i wiem, ile nagród stoi u nich na półkach. To absolutna czołówka. O żadnej konkurencji nie można więc mówić. Tym bardziej że zawsze nas wspierali. JEMS i śp. prof. Stefan Kuryłowicz w przypadku moich początków, a Jakub Wacławek – w przypadku Marcina – to nasi pierwsi promotorzy. Mamy wobec nich duży dług wdzięczności. My oraz – niestety już nieżyjący – Wojciech Kakowski, z którym współpracowaliśmy przy naszym pierwszym wielkim projekcie, pawilonie wystawienniczym na Expo w Szanghaju.
To było prawdziwe wejście smoka. Prestiżowy projekt wygrywa dwójka nikomu nieznanych, świeżo upieczonych absolwentów architektury. Wasza ażurowa elewacja z motywami ludowych wycinanek zrobiła furorę. Expo było przełomem?
NP: – Absolutnym. Posypały się zamówienia na pawilony i inne obiekty tymczasowe – aranżacje wystaw i wnętrz, projekty scenograficzne. Zagospodarowaliśmy pewną niszę i nadal mamy w portfolio sporo takich projektów. Tym bardziej że w czasie pracy nad Expo poznaliśmy się z wybitnym scenografem Borisem Kudličką – dziś jesteśmy partnerami w pracowni, przyciągnął do nas wiele projektów z pogranicza architektury i sztuki.
A co było przełomowym wydarzeniem dla pracowni 137kilo?
Jan Sukiennik: – W 2008 r.