Czekano na ten utwór z ciekawością, ale i niepokojem. Wiadomo było, że zmarły w 2010 r. Henryk Mikołaj Górecki pozostawił go w wersji skróconej partytury, ze wskazówkami dla syna Mikołaja, również kompozytora, którego zobowiązał do rozpisania pełnej wersji. Oryginał widziało niewielu, m.in. Janis Susskind z firmy Boosey&Hawkes, wydawcy Góreckiego. – Materiał muzyczny w całości jest autorstwa ojca, a instrukcje dotyczące temp, dynamiki czy instrumentacji są bardzo dokładne – zapewnia.
Patrząc na partyturę i widząc powtórzenia akordów i sekwencji, można pomyśleć, że ta muzyka jest zbyt prosta. Ale to pozory; tak zresztą jest z wieloma utworami Góreckiego. Ponoć muzycy London Philharmonic Orchestra, kiedy otrzymali nuty, byli rozczarowani, jednak gdy wgłębili się w nie na próbach, przekonali się całkowicie. Ku zadowoleniu dyrygenta Andrzeja Boreyki. Obecny na koncercie Robert Hurwitz z firmy płytowej Nonesuch, tej samej, dzięki której III Symfonia odniosła w latach 90. tak wielki sukces (ponad milion sprzedanych egzemplarzy na świecie), zapowiedział, że wyda również Czwartą. Kolejne zaś wykonania odbędą się w pozostałych miejscach, które zamówiły symfonię: w Los Angeles Philharmonic, w Amsterdamie w Concertgebouw, a nazajutrz po Amsterdamie – w Łodzi.
Historię powstania symfonii opisaliśmy w POLITYCE 38/13. W skrócie: do napisania nowego utworu przez kilka lat namawiał Góreckiego Andrzej Wendland, gitarzysta i muzykolog, który od lat organizuje w Łodzi festiwale i konkursy imienia Aleksandra Tansmana, wybitnego twórcy neoklasycznego urodzonego w tym mieście.