Kultura

Wieczna starość

55 lat Kabaretu Starszych Panów

Twórczość spółki Przybora-Wasowski stała się wzorcem piosenki kabaretowo-literackiej. Twórczość spółki Przybora-Wasowski stała się wzorcem piosenki kabaretowo-literackiej. Zygmunt Januszewski / PAP
Stulecie urodzin Jerzego Wasowskiego i 55 lat Kabaretu Starszych Panów przypominają paradoks: ciągłe powroty do tych starych piosenek biorą się stąd, że nigdy nie były modne.
Starsi Panowie dwaj - dzieło Mariana Molendy na wzgórzu uniwersyteckim w Opolu.Rodak/Wikipedia Starsi Panowie dwaj - dzieło Mariana Molendy na wzgórzu uniwersyteckim w Opolu.
materiały prasowe

We wrześniu TVP wyemitowała „Pamiętnik pani Hanki” – telewizyjną ekranizację musicalu napisanego w latach 70. przez Antoniego Marianowicza, do którego muzykę skomponował Jerzy Wasowski. Niedługo po emisji ukazała się płyta z tymi piosenkami. W książeczce dołączonej do płyty aranżer i producent zamieszczonej tam muzyki Grzech Piotrowski napisał: „Jedyną wskazówką były oryginały nagrań Pana Jerzego śpiewającego i grającego na lekko rozstrojonym pianinie. Urocze. Przeniosłem się zatem do epoki swingu, gigantów jazzu”.

Skojarzenie kompozycji Wasowskiego ze starym jazzem nie jest bezzasadne, choć kiedy z okazji podwójnej rocznicy – jego urodzin i powstania Kabaretu Starszych Panów – radio przez całą jesień przypominało tamte piosenki i nadawało audycje wspomnieniowe, mówiło się w nich nie o stylu i gatunku, ale o warsztacie kompozytorskim i kulturze muzycznej.

Za każdym razem, kiedy w polskiej muzyce rozrywkowej pojawia się kolejna fala powrotów do przeszłości, podaje się przykład piosenek z Kabaretu Starszych Panów. I traktuje się je na dwa sposoby: jako uniwersalny, ale niedościgły wzorzec rozrywki ambitnej oraz jako ucieleśnienie idealnej formy. Nigdy przy tej okazji nie pojawia się refleksja o tym, że dawna piosenka różni się od dzisiejszej nie tylko i nie zawsze jakościowo i że podlega presji historii – jak wszystko, co człowiek tworzy i wytwarza. Czy da się porównać Beatlesów do Adele? Owszem, i oni, i ona mogą być klasyfikowani jako reprezentanci muzyki pop. Ale Beatlesi zdali się na ryzyko i współtworzyli nową formułę rocka wyraźnie różną od tej amerykańskiej z lat 50., zaś Adele trzyma się klasycznych wzorców wypracowanych dawno temu.

W repertuarze Kabaretu Starszych Panów da się odnaleźć niemal ścisłe odwzorowania skodyfikowanych form muzycznych, na przykład tanecznych jak tango („Kat”), cha-cha („Prysły zmysły”), shimmy („Szuja”), ale są też ballady, piosenki liryczne, wodewilowe, a nawet nawiązania do kupletów i przedwojennych pieśni półświatka (vide: „Tanie dranie” w brawurowym wykonaniu Mieczysława Czechowicza i Wiesława Michnikowskiego). Jedno jest wspólne: słuchając tych utworów, odnosi się wrażenie archaiczności, emocjonalnego dotknięcia jakiejś odległej epoki. I o to właśnie chodziło ich twórcom: miały być stare z założenia.

Archaizm kryptopolityczny

Pierwsze edycje Kabaretu powstały w 1958 r. W Warszawie, już po doświadczeniach festiwalu sopockiego, ruszyła wtedy supermodna – i międzynarodowa – impreza cykliczna Jazz Jamboree. Na świecie szalał rock’n’roll, który wkrótce dotarł też nad Wisłę. Pierwszy w historii rodzimy zespół rock’n’rollowy Rythm and Blues zadebiutował w marcu 1959 r., ale działał tylko do czerwca 1960 r., bo Ministerstwo Kultury wydało mu zakaz występów z uwagi na ekscesy nieustannie towarzyszące koncertom.

Kompozycje Wasowskiego miewały – i owszem – proweniencję jazzową, ale niekoniecznie (jak chciałby cytowany wcześniej Piotrowski) bezpośrednio związaną z jazzem amerykańskim. Prędzej już z przedwojennymi nagraniami big bandu Henryka Warsa, twórczością Adiego Rosnera czy „swingowymi” piosenkami Jerzego Petersburskiego. Weźmy choćby niezapomniany hit Kaliny Jędrusik „Bo we mnie jest seks” – chciałoby się powiedzieć, że to kongenialne odbicie piosenek swingującej Marilyn Monroe, a przecież podobne melodie grywano w latach 30. w Warszawie. Odniesieniem jest tu zatem Hanka Ordonówna, a nie Marilyn Monroe.

Pomysł z Kabaretem Starszych Panów – jak wynika z wyznań samych jego autorów – zrodził się jednak nie jako kontrapunkt dla tych nowinek zaimportowanych z Zachodu, ale jako reakcja na urawniłowkę i brak kindersztuby charakterystyczne dla realiów ustroju tak zwanej demokracji ludowej. Rzeczony archaizm miał więc charakter kryptopolityczny!

Problem w tym, że ta postawa kompletnie rozmijała się z tym, co zauważała i ceniła telewizyjna (wówczas w sporej części inteligencka) publiczność. Ta widziała w Kabarecie głównie specyficzne, zaprawione ironią poczucie humoru.

W rzeczywistości piosenki Jerzego Wasowskiego, szczególnie te komponowane dla Kabaretu, z tekstami Jeremiego Przybory, mają charakter wybitnie przyliteracki, dokładnie tak jak kawałki wykonywane w przedwojennym Qui Pro Quo czy Cyruliku Warszawskim. Znów – niepasujący do klimatu epoki. Klimat ten lepiej oddawał wówczas serial Jerzego Gruzy „Wojna domowa”. Bardzo często porównuje się go z Kabaretem Starszych Panów jako „niedościgłe ucieleśnienie wzoru ambitnej rozrywki”, a także dlatego, że był emitowany w latach 1965–66, czyli wtedy, kiedy jeszcze gościł w TVP Kabaret Przybory i Wasowskiego. Różnica jest jednak fundamentalna. Widać ją w scenie z jednego z odcinków „Wojny...”, gdy Paweł i Anula zakładają zespół bigbitowy i przygotowują piosenkę na konkursowy przegląd młodych talentów. Szukają rymu do „szaro” i znajdują… „makaron”.

Gruza ze scenarzystką (skądinąd felietonistką „Przekroju”) Marią Zientarową bezbłędnie uchwycili to, co było dominującą cechą wczesnego rock’n’rolla: tekst mógł być całkowicie bagatelny, nawet głupawy, bo najbardziej liczył się rytm, brzmienie, melodia i energia muzyczna, która miała udzielać się słuchaczom. W rzeczonym utworze zespołu Pawła i Anuli świetnie wypada partia basu, rytm porywa do tańca, a wokale układają się w łatwo wpadające w ucho harmonie. Dokładnie tak jak to było z wczesnymi piosenkami Beatlesów. Nie ma tu żadnej literatury, jest za to mocna dynamika – agitato i con forza. W sferze muzycznej Starsi Panowie i „Wojna domowa” (w której słyszymy nie tylko „Tak mi źle, tak mi szaro”, ale też hity w rodzaju „Nie bądź taki szybki Bill” z wokalem Kasi Sobczyk) prezentują dwa skrajnie różne idiomy muzyczne. Z jednej strony powściągliwość i muzyczna erudycja, z drugiej spontaniczność oraz infantylizm.

Ślepy zaułek?

Twórczość spółki Przybora-Wasowski stała się wzorcem piosenki kabaretowo-literackiej, wykorzystującym, jako się rzekło, rozmaite konwencje piosenki i – generalnie – muzyki popularnej. Wzorcem o wielkiej – wydawałoby się – produktywności. Tymczasem nie ma nadmiaru nowych wersji piosenek Kabaretu. Wykonywali je Grzegorz Turnau, Ewa Bem oraz śpiewający aktorzy, teraz – na mocno reklamowanej płycie „Wasowski odnaleziony” – zmierzą się z nim współczesne wokalistki, m.in. Anna Maria Jopek i Dorota Miśkiewicz. Wskazać kreatywnych kontynuatorów byłoby jeszcze trudniej – mawia się przy tej okazji o Grechucie, współczesnej piosence literackiej, ale niby-swingu kompozycji Wasowskiego połączonego z poczuciem humoru Przybory nikt w nowej formie nie powtórzył.

Dlaczego więc piosenki Starszych Panów są bezustannie, i to niezależnie od rocznic i jubileuszy, powtarzane w telewizji i zamieszczane na płytach?

Zanim odpowiemy na to pytanie, warto przywołać modne przykłady zza Oceanu. Choćby działającą w Los Angeles wytwórnię płytową Not Not Fun, która specjalizuje się w ambitnej muzyce (np. zespołów Pocahaunted, Peaking Lights czy Sun Araw) i ogłasza się jako „analogowa opozycja wobec cyfrowej tandety”.

Brytyjski publicysta Simon Reynolds, autor m.in. słynnej książki o „powrotach” dawnych mód muzycznych „Retromania”, opublikował dwa lata temu w magazynie „The Wire” artykuł na temat Not Not Fun, pokazując, że firma wpisuje się w kontekst estetyki vintage, mody na kupowanie płyt winylowych i kaset, pisanie na maszynie (a nie na komputerze) czy fascynacji starym wzornictwem przemysłowym.

Krótko mówiąc – Not Not Fun to jeden z przykładów kultury hipsterskiej, odrzucającej nowy, masowo produkowany pop, i realizujących ideę „zrób to sam”. Paradoksalnie – wyrazem tej samej „analogowej” kultury jest amerykański internetowy serwis ETSY, który sprzedaje online różne produkty rękodzielnicze dla snobów.

Nieustająca popularność Starszych Panów też znajduje potwierdzenie w Internecie. Na YouTube mamy prawie komplet piosenek z Kabaretu Przybory i Wasowskiego. A jednak różnica pomiędzy takimi zjawiskami jak Not Not Fun i ETSY a fenomenem naszego Kabaretu Starszych Panów jest gigantyczna. Stare polskie piosenki ignorujące rock’n’rollową rewolucję nie tylko nie mogły wejść w żaden alians z awangardą, ale też nie mogły być definiowane w kategoriach mody. Nawet komponowane na użytek masowej publiki piosenki Wasowskiego takie jak „Po ten kwiat czerwony” nie miały nic wspólnego z modernistyczną rewolucją muzyki pop, jaką zachodnia kultura masowa przeżywała w latach 50. i 60.

Reynolds w swojej „Retromanii” pisał o tym, że współczesny pop uzależnił się od swojej przeszłości, co przejawia się głównie w reaktywacjach starych zespołów rockowych i nawiązaniach do starego rocka albo jazzu. Dlaczego zatem z Kabaretu Starszych Panów nie można zrobić polskiej mody retro? Głównie dlatego, że oryginalne piosenki Wasowskiego – by jeszcze raz powtórzyć – z założenia miały być niemodne. Jeśli stare amerykańskie szlagiery śpiewane na nowo przez Roda Stewarta wyznaczały kiedyś supermodne trendy show-biznesu, to piosenki z Kabaretu były pastiszami konkretnych stylów i dystansowały się od mody jako takiej. „Retromania” reynoldsowska to powtórzenie mody, nie zaś antymody odwołującej się do inteligenckiej wrażliwości i nawyków korzystania z kultury literackiej, jak było z twórczością Wasowskiego i Przybory.

Bibelot

Odpowiedź na pytanie o powód stałej obecności w mediach piosenek Wasowskiego i Przybory, tak samo zresztą jak piosenek Niemena czy Grechuty, jest prosta: nie chodzi tu o żadne mody retro, ale o nostalgię. Te piosenki – mimo czynionych niekiedy prób – nie nadają się do tego, by ilustrować nimi jakiś postmodernistyczny zwrot ku przeszłości. Nie nadają się choćby dlatego, że kiedy powstawały, nie były znakiem jakiejkolwiek rewolty i chyba w ogóle, nawet w najmniejszym stopniu, nie były znakiem czasu, nawiązaniem do epoki, którą wciąż definiuje się poprzez takie zjawiska jak beatlemania czy rewolucja obyczajowa.

Jeśli więc teraz zachwycamy się seks­apilem głosu Kaliny Jędrusik śpiewającej „Romeo, czy jesteś na dole?”, to przede wszystkim dlatego, że ten głos i ta piosenka są jak bibelot z odległej przeszłości. Intrygujący, prawie egzotyczny, z inteligenckiej kultury popularnej czasów PRL, z której tak niewiele zostało w pamięci zbiorowej.

Polityka 48.2013 (2935) z dnia 26.11.2013; Kultura; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Wieczna starość"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Trump bierze Biały Dom, u Harris nastroje minorowe. Dlaczego cud się nie zdarzył?

Donald Trump ponownie zostanie prezydentem USA, wygrał we wszystkich stanach swingujących. Republikanie przejmą poza tym większość w Senacie. Co zadecydowało o takim wyniku wyborów?

Tomasz Zalewski z Waszyngtonu
06.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną