Kultura

Kod Dantego

Kolejna książka Dana Browna w księgarniach

Autor na tle strony tytułowej swojej najnowszej książki Autor na tle strony tytułowej swojej najnowszej książki Maurizio Degli Innocenti/EPA / PAP
Nowa powieść Dana Browna już w Polsce. Tym razem powinno się obejść bez protestów Kościoła, bo „Inferno” to przede wszystkim hołd dla autora „Boskiej komedii”.
Pierwsza strona pierwszej księgi „Boskiej Komedii” Dantego - „Piekło”Wikipedia Pierwsza strona pierwszej księgi „Boskiej Komedii” Dantego - „Piekło”

Najgłośniejsza powieść Dana Browna sama stała się bohaterką kilkunastu książek. Do sukcesu „Kodu Leonarda da Vinci” oraz jego ekranizacji w reżyserii Rona Howarda w olbrzymim stopniu przyczynili się kościelni hierarchowie. Watykan potępił książkę i – mimo zapewnień autora, że to tylko nastawiona na dawanie rozrywki fikcja – uważał, że atakuje ona Kościół. Księża przestrzegali przed nią z ambony, nawet polski episkopat pokusił się o wydanie stosownego komunikatu, w którym zarzucał autorowi przekłamania i manipulacje, wprost nazywając dzieło antykatolickim. Efekt był oczywiście odwrotny do tego, jakiego życzyłby sobie Watykan. Książka sprzedała się na całym świecie w ponad 80 mln egzemplarzy – zaintrygowani ludzie ruszyli bowiem do księgarń i kin, by osobiście przekonać się o rzekomych diabelstwach.

Znaleźli opowieść o profesorze Harvardu, specjaliście od ikonografii, który wplątany zostaje w sprawę tajemniczego morderstwa, a w końcu – intrygi sięgającej samych korzeni chrześcijaństwa i Kościoła. Sęk w tym, że Dan Brown niekoniecznie trzymał się wersji historii akceptowanej przez chrześcijan, opisał między innymi „małżeństwo” Jezusa i Marii Magdaleny, którzy według pisarza mieli spłodzić dziecko, dające początek linii potomków Syna Bożego, od której wywodzili się między innymi pierwsi królowie Francji.

Była to druga powieść z prof. Robertem Langdonem w roli głównej, który zanim „zaatakował” Kościół swoimi rewelacjami na temat potomków Chrystusa, ocalił Watykan przed spiskiem zakonu iluminatów w „Aniołach i demonach”. W „Infernie” wszechwiedzący naukowiec z ejdetyczną pamięcią (jest w stanie z olbrzymią dokładnością przywołać obrazy ze swojej przeszłości, choćby bardzo odległej) powrócił po raz czwarty, bo w międzyczasie zmagał się z masonami w „Zaginionym symbolu”, który zresztą – podobnie jak „Kod…” oraz „Anioły i demony” – wkrótce doczeka się ekranizacji z Tomem Hanksem w roli głównej.

Sztuka zamiast religii

Oprócz ulubionego bohatera, w „Infernie” miłośnicy twórczości Dana Browna znajdą także wiele innych, charakterystycznych dla prozy Amerykanina elementów. W zasadzie można powiedzieć, że przez lata i kolejne powieści ukształtowało się coś, co można nazwać „kodem Browna”.

Zaczyna się – wedle słów samego autora – od określenia tematu, moralnego dylematu, który nie może łatwo poddawać się ocenie w kategoriach dobra i zła. Tym razem jest to kwestia przeludnienia Ziemi. Według genetyka Bertranda Zobrista, który w powieści jest powodem całego zamieszania, nieuchronnie zmierzamy ku własnej zagładzie i już za sto lat nasz gatunek po prostu wymrze z powodu wyczerpania zasobów środowiska. Ponieważ nikt nie słucha ostrzeżeń wybitnego naukowca, a dokładność jego wyliczeń jest kwestionowana, ten, rozgoryczony, postanawia wziąć sprawy we własne ręce i wspomóc Naturę w powrocie do starych technik regulowania liczebności populacji. Tworzy nowy zabójczy patogen, planując zesłać na ludzkość plagę, która zabije niemalże co drugiego mieszkańca Ziemi i w efekcie – wedle teorii naukowca – przywróci planecie równowagę. „Inferno” jest więc opowieścią o dylemacie, który da się zamknąć w pytaniu zadanym Robertowi Langdonowi przez jedną z bohaterek: „Czy byłbyś w stanie zabić połowę dzisiejszej populacji ludzi, tym samym ratując nasz gatunek przed całkowitym wyginięciem w przyszłości?”.

Dlaczego jednak w ogóle specjalista od symboli zostaje zamieszany w aferę z bioterroryzmem? Zobrist, prócz tego, że był genetykiem, w wolnych chwilach pracującym nad zabójczymi mikroorganizmami, był także fanatycznym miłośnikiem twórczości wielkiego włoskiego poety Dantego Alighieri. Dlatego też klucz do odnalezienia opracowanego przed swoją śmiercią patogenu ukrył pośród labiryntu zagadek i rebusów, wszystkich bez wyjątku związanych z „Boską komedią”, a dokładniej z częścią, w której opisane zostało Piekło. Mamy więc kolejny element „kodu Browna” – prof. Langdon zostaje poproszony o złamanie wymyślnego szyfru, przy czym okazuje się, że każda zagadka, której znaczenie udaje mu się odkryć, prowadzi do następnej.

Wszystko zaś przez to, że od wczesnej młodości autor i jego rodzeństwo zmagali się z wymyślnymi zadaniami przygotowywanymi przez ich ojca. Zamiast pod choinką, prezenty lądowały na końcu mapy, do której klucz stanowiło rozwiązanie wielu zagadek, zmaganie się z anagramami i rebusami. Podobnie było przy okazji urodzin i innych świąt.

Autor postanowił przenieść te doświadczenia do powieści, przez co znakiem firmowym jego książek stały się szalone gonitwy, od jednej słynnej historycznej okolicy do drugiej, od jednego dzieła sztuki do kolejnego, wszystko przy akompaniamencie ścigających profesora podejrzanych typów, w czasie nie dłuższym niż doba. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć również pięknej scenerii – zaczynamy we Florencji, później przenosimy się do innych czarujących miast – i równie atrakcyjnej towarzyszki profesora, w każdej kolejnej powieści znajdującego do pomocy równie mądre, co urodziwe niewiasty.

Jedynym elementem, którego mogliby się spodziewać ci, którzy czytali „Kod…” czy „Anioły…”, a którego w „Infernie” nie znajdą, jest krytyka Kościoła katolickiego. Wprawdzie raz czy dwa Brown daje biskupom prztyczka w nos, ganiąc ich za politykę w krajach Trzeciego Świata, która w dużej mierze przyczyniła się do nadmiernego przyrostu ludności. Nie ma jednak żadnych teologicznych rewelacji, Opus Dei czy teorii spiskowych, w ogóle kwestiom religii nie poświęca autor więcej niż dwa zdania. Na pierwszym miejscu jest sztuka, zwłaszcza ta powiązana z „Boską komedią”, ale także architektura kilku spośród najpiękniejszych europejskich miast.

Miejski Indiana Jones

„Inferno” doskonale sprawdziłoby się jako przewodnik. Co prawda, jeżeli tempo zwiedzania miałoby odpowiadać tempu przemieszczania się bohaterów, można by dostać zadyszki, jednak wycieczka po Florencji z komentarzem Dana Browna mogłaby być nie lada przeżyciem. Zapewne niedługo po premierze książki do oferty turystycznej włoskiego miasta dołączy opcja „Śladami Roberta Langdona”. Choć, aby doświadczenie było pełne, przydałoby się też, byśmy podczas pokonywania trasy od czasu do czasu stawali się celem ostrzału. Bo główny bohater „Inferna”, harwardzki profesor, nie ogranicza się wyłącznie do rozwiązywania rebusów i wynajdywania ukrytych w dziełach sztuki znaczeń. Niczym Indiana Jones bierze udział w pościgach, przemyka tajnymi przejściami, skacze po dachach, stosuje fortele, od słynnego poszukiwacza zaginionych skarbów różni go jedynie awersja do przemocy i miejska sceneria przeżywanych przez niego przygód.

W książce nie brakuje jednak komentarzy Langdona – czy to wygłaszanych na głos, czy to pojawiających się w formie retrospekcji – dotyczących dzieł sztuki czy też historycznych miejsc, w których toczy się akcja. Główny bohater to niewyczerpane źródło ciekawostek, którymi chętnie dzieli się z czytelnikami, dzięki czemu „Inferno” – jak zresztą każdą powieść Browna – czyta się niczym fabularyzowany artykuł o historii, tym razem z naciskiem na historię sztuki.

Znienawidzony przez krytyków

Dan Brown osiągnął status jednego z najpoczytniejszych pisarzy w historii. W 2005 r. magazyn „Time” umieścił go nawet na liście stu najbardziej wpływowych ludzi świata. Jednak nie tylko Kościół nie pała do niego sympatią. Krytycy nie zostawiają na jego książkach suchej nitki. O „Infernie” recenzent brytyjskiego dziennika „The Independent” napisał nawet, że Dante mógłby posługiwać się tekstem powieści do torturowania grzeszników w dziewiątym, najniższym kręgu opisanego przez siebie Piekła. Inni – choć doceniają kunszt autora w stopniowaniu napięcia – zgodnie podkreślają słabe umiejętności językowe Browna.

Rzeczywiście, w „Infernie” autor ucieka się do najprostszych zabiegów, fabuła to w zasadzie seria nieprawdopodobnych pościgów, przemieszanych z rozszyfrowywaniem zagadek, brak w niej więc miejsca chociażby na pełniejsze naszkicowanie bohaterów. W przypadku wszystkich pierwszoplanowych postaci Brown skupia się na jednej, góra dwóch charakterystycznych cechach, podkreślając je w każdym opisie danej osoby. I tak Robert Langdon nieodmiennie jest całkiem przystojnym brunetem, u towarzyszącej mu Sienny wszyscy dostrzegają albo smukłość sylwetki, albo blond kucyk, wspomniany Zobrist jest wysoki i ma zielone oczy, u innego bohatera dominuje mocna opalenizna, a pewna ważna kobieca postać składa się chyba wyłącznie ze srebrnych włosów.

Najbardziej charakterystyczną cechą stylu Browna pozostają jednak dialogi – bohaterowie, zwłaszcza Langdon, przemawiają tak, aby jak najbardziej podbijać napięcie. Każda kolejna rewelacja, którą mają się z kimś podzielić, poprzedzona jest kilkoma przygotowującymi czytelnika na mocne uderzenia ogólnikami, odgrywającymi rolę używanych w przedstawieniach werbli zwiastujących wielki finał. Wspomniane rewelacyjne odkrycia prawie zawsze zamykają kolejne rozdziały, tak by tekst urywał się w najbardziej dramatycznym momencie.

Proste sztuczki. Niemniej skuteczne – mimo słabych wartości literackich książka sprawia, że z niemalejącą ekscytacją czytelnik przewraca kolejne kartki – w języku angielskim tego typu pozycje określa się mianem page turnera.

Bez rozpalających dyskusje kontrowersji „Inferno” raczej nie powtórzy sukcesu „Kodu Leonarda da Vinci”. Ale Dan Brown daje swoim fanom dokładnie to, za co go pokochali.

Polityka 41.2013 (2928) z dnia 08.10.2013; Kultura; s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Kod Dantego"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną