Kultura

Mrożek uciekł

Ostatnia ucieczka Sławomira Mrożka

Paweł Chara
W twórczości Sławomira Mrożka wciąż są tajemnice, które będziemy odkrywać.

Wyglądał podobnie jak na dawnych fotografiach Wojciecha Plewińskiego sprzed lat, jakby jego wiek zatrzymał się w latach 60. Był 2011 r., do restauracji w Nicei, gdzie mieliśmy się spotkać, wkroczył rześkim krokiem, choć był niedługo po skomplikowanej operacji serca. Trochę rozmawialiśmy, ale głównie wędrowaliśmy. Przez cały dzień. Oprowadzał po swoich trasach. Nie mogłam znaleźć hotelu i nie było taksówek. W końcu przez cały dzień Mrożek ciągnął moją walizkę – nie pozwalał jej sobie odebrać. Pod wieczór miałam wyrzuty sumienia, że wykończyłam go tą walizką. Obawiałam się telefonu od żony. Skończyło się dobrze. Mrożek przeżył walizkę.

Pasmo ucieczek

Przez ostatnie dwa lata sporo się udzielał: był w Polsce kilkakrotnie, jurorował w konkursach, uczestniczył w premierze swojej sztuki „Karnawał, czyli pierwsza żona Adama”, wychodziły kolejne tomy jego „Dziennika” i korespondencji. Niebawem ukaże się w Wydawnictwie Literackim korespondencja ze szwedzkim intelektualistą Gunnarem Brandellem i tom rysunków Mrożka w Oficynie Noir Sur Blanc.

Przed wizytą w Nicei oglądałam film Pawła Łozińskiego, nakręcony w Meksyku, tuż przed wyprowadzką Mrożka do Polski. Opowiadał o wszystkich swoich ucieczkach i próbach wyzwolenia od rodziny, od państwa, od sukcesu, siebie samego. Całe życie układało mu się w pasmo ucieczek. „Wyjechałem, bo nie wiedziałem, kim jestem” – mówi Łozińskiemu. Po to pisał dziennik, żeby dowiedzieć się, kim jest i czy można od siebie uciec?

Tak można patrzeć na ten wieloletni zapis bezlitosnej autoanalizy. Nie chciał być niczyją własnością – ani państwa, ani żadnej wspólnoty.

Polityka 34.2013 (2921) z dnia 20.08.2013; Pożegnanie; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Mrożek uciekł"
Reklama