Gdy nastoletnia Rutu Modan wyznała ojcu – lekarzowi z Tel Awiwu – że wybiera się do szkoły artystycznej, tylko westchnął. Z takimi dłońmi byłaby przecież świetnym chirurgiem plastycznym.
Modan (rocznik 1966) to artystka doskonale znana nie tylko w świecie komiksowym, także literackim, ale w tym roku jest o niej wyjątkowo głośno za sprawą „Zaduszek” – albumu, którego akcja dzieje się we współczesnej Warszawie. Dużo mówiło się o nim na długo przed publikacją, a gdy się już ukazał, chwaliły go m.in. „Publishers Weekly” i „Guardian”. Ten ostatni sugerował nawet, że to kandydat do miana powieści graficznej roku.
Zagraniczne media podkreślały, jak wspaniale Modan przedstawiła współczesną Warszawę. Niewiele w tym prawdy. Warszawa jest tu zaledwie naszkicowanym tłem i dekoracją. Wartość „Zaduszek” polega na czymś zupełnie innym – żonglowaniu gatunkami, czarnym humorze, przełamywaniu stereotypów, a ponadto próbie wypisania się z tradycji przedstawiania polsko-żydowskiej historii jedynie w kontekście Holocaustu, która to tradycja w komiksie jest bardzo żywa i doskonale znana.
Myszy stawiają poprzeczkę
Tradycję tę znamy przede wszystkim z przełomowego dla historii komiksu i nagrodzonego Pulitzerem „Mausa” Arta Spiegelmana. Ten zawiesił poprzeczkę wysoko. Rzadko próbowali się z nią zmierzyć polscy rysownicy, a efekty prób bywały bardzo różne. Od niedocenionego zarówno w kraju, jak i za granicą, acz niezwykle oryginalnego „Achtung Zelig!”, po przeciętne „Epizody z Auschwitz”. Pierwszy z tych komiksów, stworzony przez Krystiana Rosińskiego i Krzysztofa Gawronkiewicza, przedstawia surrealistyczną wizję Holocaustu z ewidentnym ukłonem w stronę Spiegelmana.