Satyra jest zawsze nieczystym sumieniem władzy. Upadek Gomułki, Gnoma z operetki Szpotańskiego, powitało westchnienie ulgi. Nikt nie wierzył, że zachorował. Opowiadano, że najdłuższe przemówienie wygłosił do portiera w KC, domagając się wpuszczenia na odwołujące go plenum. Dodawano, że za towarzyszem Wiesławem tęsknią radzieccy. „Gomułka, ach ten to umiał całować!” – rozmarzają się, obserwując jego następcę. Którego, zdaniem dowcipnisiów, należało pokochać za to, że przyłączył Polskę do Śląska, a nie do ZSRR.
Efekt przyłączenia do Śląska ilustrowała opowiastka o dworcowym peronie, gdzie dudni komunikat: „Uwaga! Uwaga! Przyjeżdża ekspres z Katowic. Proszę odsunąć się od posad…”. Nowi, początkowo słabo rozpoznawani gospodarze gabinetów budzili nadzieję, że teraz będzie inaczej. Jan Tadeusz Stanisławski śpiewał kuplety z refrenem: „Narzekać jeszcze nie ma na co”, więc obserwator zachodzących zmian, popularny estradowiec Marian Załucki, nie narzekał, kiedy zwracał się do publiczności:
Sztandar dźwigam wysoko –
Duma na mym czole:
Oto mamy nareszcie w Polsce
Coca-colę!
Jak stwierdzili eksperci
Drogą żmudnych analiz,
Coca-cola przestała
Szkodzić na socjalizm.
Załucki komentował również wydarzenie obyczajowe: legalizację striptizu, traktowanego dotąd jako objaw moralnej zgnilizny Zachodu. Ten gest władzy zyskał entuzjastyczną aprobatę dotychczasowych świętoszków przemienionych w świntuszków. Komplementowali nowe porządki również palacze: w kioskach pojawiły się francuskie papierosy (za złotówki), na sklepowych półkach debiutowały produkty świadczące, że gonimy Europę. Kabareciarz Jan Pietrzak tak to odnotował w piosence:
Już wiemy, że „ketchup”,
Że „curry” przyprawa.
Już „party” robimy,
Jak Pan Bóg przykazał:
Tu „drinki”, tam „mule”,
„Barbecue” w ogrodzie…
Jednego nie wiemy:
Jak na to zarobić?
Na razie szydercy nie zajmowali się życiem na kredyt, na wiele kredytów. Ograniczali się do kpin z ceremoniałów i obrzędów – gospodarskich wizyt I sekretarza i czynów społecznych, gdy na przykład aparatczycy strzygli trawę i porządkowali alejki parków. „Grabią Polskę w czynie” – mówiono, patrząc na to widowisko. Kiedy ruszyła produkcja małego Fiata, Gierek wsiadał w dowcipie do malucha i nie mogąc z niego wyjść, wołał: „Pomożecie?”.
Parodiowanie sławnego pytania to sygnał, że zauroczenie mijało, obietnice traciły moc, mimo sączonej od rana do nocy propagandy sukcesu, działki zagospodarowanej w telewizji i radiu przez Krwawego Maćka, prezesa Szczepańskiego. Telewizja prezesa doczekała się podsumowania autorstwa Jacka Kleyffa:
Stal się leje, moc truchleje,
Na kombajnie chłop się szkoli,
Na dodatek wygrać może
Końcówkę od banderoli.
Usiasiusia, cepeliada,
W ogródeczku panna Mania,
Chmurka się przejęzyczyła,
Jaja nie do wytrzymania.
Patrzy prawy obywatel
Dzień po dniu, za dniem godzina,
A z nim razem na kanapie
Relaksuje się rodzina…
Rozmach nagłaśnianych wielkich budów to znowu ironiczna obserwacja Wojciecha Młynarskiego – droga jest na pozór prosta, „ale wyboista trochę”:
Lecz świeciła nam myśl główna,
Którą tak bym ujął tu
Przyjdzie walec i wyrówna,
Przyjdzie walec i wyró…
Dzienniki niezmiennie zaczynające się od słów – „pierwszy sekretarz”, lizusowskie relacje z wizyt Gierka za granicą, pochwały awansu społecznego (dwóch synów ekonomistów, trzeci syn energetyk) ujawniały to, co badacz zjawiska śmiechu Henri Bergson nazwał „sztywnością”, dowodząc: „Każda sztywność charakteru, umysłu, a nawet ciała będzie czymś podejrzanym dla społeczeństwa, bo jest przypuszczalnie oznaką jakiejś słabnącej siły. Owa sztywność jest komizmem, a śmiech jej skarceniem”.
Potwierdzają twierdzenie filozofa dowcipy, których celem stało się otoczenie Wielkiego Eda. A więc Szydlak oblał spóźnioną maturę. Zapytany o ciało lotne, odpowiedział: „Ptok”. Dobrano się także do Stasi Gierkowej. Ta zrobiła doktorat. Z czego? Z historii sztuki. Dumna z doktoratu zapowiedziała, że jak się uprze, to magisterium również zrobi! Inny żarcik zajął się synową Gierka. Jakie to szczęście – mówiono, że do rodziny weszła okulistka. Może dzięki niej teść przejrzy na oczy.
Pogarszająca się sytuacja gospodarcza, kolejki przed sklepami, puste półki i gołe haki stały się w końcu tematem numer jeden. Babcia starowinka odpytywała ekspedientkę: – Jest cielęcina? – Nie ma. – A schab? – Nie ma. – To może wołowina? – Nie ma. Starowinka zaszurała nogami, wyszła ze sklepu. Ekspedientka westchnęła: – Ta to ma pamięć…
O Gierku nie zapomniano. Kursowała zagadka: „Dlaczego kochają go dzieci? Ano, zdjął im kożuszek z mleka i pięknie opowiada bajki”. Wskaźnik nastrojów: w kabarecie Tey witał publiczność duet Smoleń i Laskowik:
Ludzie! Kochani! Rodacy!
Coście tacy smutni? Przecież k… jedziecie do pracy!
Za oknem świta, widać, że rozkwita
Rosną domy z lewej, z prawej będą też
Przecież to jest nasza Duma Pospolita.
Duma coraz częściej skłaniała do niewesołej zadumy. Owszem, można było wybrać wolność w Peweksie, pocieszyć się, że nie będzie gorzej, bo gdyby było to możliwe, to już by było, czy wchodząc do sklepu być świadomym, że jest to Izba Pamięci Narodowej. Ale to codzienność. Zjawiskiem nawiązującym do kampanii z Marca 1968 r. stał się wzrost wpływów ugrupowań nacjonalistycznych i antysemickich. Teatrzyk Eref Filipskiego, Stowarzyszenie Grunwald i zespół filmowy Profil Poręby hołubiono i otaczano opieką. Odpowiedzią na nienawistne szczucie był wiersz Jonasza Kofty oklaskiwany w Egidzie:
Wiem na pewno, że ze sobą wytrzymamy,
Chociaż życie nam układa się nieprosto.
Nie możemy rozstać się trzasnąwszy drzwiami
Moja wieczna, moja miła, moja Polsko.
Szeptanka, forma komunikacji nie przeoczyła przemilczanych zdarzeń. Liczne pożary w Warszawie uznano za podpalenia, wynik walk frakcyjnych w obozie władzy. Krzysztof Jaroszyński monologował: „Z Polski zrobił się strasznie łatwopalny kraj. Od czasu jak w stolicy spłonął magazyn z kamieniem budowlanym, tylko Wisła może się nie zająć…”.
Radom i Ursus, gdzie doszło do masowych wystąpień robotników, to wzbogacenie słownika ulicy o „ścieżki zdrowia” i zapowiedź, że gdy zabraknie papierosów, będzie się palić komitety. To również porównanie sytuacji do meczu piłkarskiego: Gierek w bramce, rząd w obronie, naród w ataku. Zwraca uwagę zmiana postrzegania ludzi władzy coraz częściej przypominających postacie z wodewilu. Oto Gierek pytany, czy cieszy się z wyboru Karola Wojtyły na papieża, po dłuższym namyśle odpowiada: „Wolałbym, żeby wybrali Babiucha”. Oto Sejm w piosence Macieja Zembatego:
Stuk stuk laską w podłogę
Sejm, sejm wyraża zgodę…
I metaforyczny obraz życia politycznego według Jana Kaczmarka:
Potęga królów, jak i cały ich
Królewski autorytet,
Zależy bowiem, ale o tym sza!
Od naciągaczy nitek!
Wspomniany Kaczmarek z kabaretu Elita zastąpił marzenie o Drugiej Polsce marzeniem o kurnej chacie. Napisana dawniej piosenka zyskała popularność w dniach nasilającego się kryzysu, kiedy coraz więcej rodaków szukało chaty możliwie najdalej od walącej się Ludowej. „Wszystko jedno dokąd się leci. I tak wyląduje się na Tempelhof” – powiadano w związku z porywaniem samolotów i ucieczkami na Zachód. „We wrześniu 1939 roku rząd uciekł, a naród pozostał. A dziś – dziś odwrotnie” – mówiłem w programie kabaretu pod Egidą.
Finał dekady Gierka doczekał się porównania z „Titanikiem”. Z jedną różnicą: na „Titanicu” orkiestra grała do końca.