Kultura

Bogusław Polch: Nie chciałem, żeby Żbik wyglądał jak ciamajda

Przykładowa plansza komiksu Przykładowa plansza komiksu Kultura Gniewu / materiały prasowe
Z Bogusławem Polchem, jednym z rysowników „Kapitana Żbika”, m.in. o tym, jak stylizował polskiego milicjanta na Jamesa Bonda, dzieciństwie spędzonym naprzeciw siedziby UB.
Bogusław Polch na Warszawskich Spotkaniach KomiksowychMichał Kołyga/REPORTER/East News Bogusław Polch na Warszawskich Spotkaniach Komiksowych

„Kapitan Żbik” to niewątpliwie najpopularniejsza i wciąż najbardziej pożądana przez kolekcjonerów seria komiksowa ukazująca się w czasach PRL. Wychodziła regularnie od 1967 do 1982 r. Pomysłodawcą oraz głównym scenarzystą był prawnik i milicjant Władysław Krupka. Serię naprzemiennie rysowało kilku plastyków, m.in. Rosiński, Wróblewski, a także Bogusław Polch, znany z komiksowej adaptacji „Wiedźmina” i serii „Funky Koval”. W 2003 r. na zamówienie „Bezpłatnego Tygodnika Poznańskiego” po 20 latach przerwy Polch i Krupka reanimują Żbika. Dziś serial prasowy po raz pierwszy ukazuje się w postaci zeszytu.

SEBASTIAN FRĄCKIEWICZ: – Jak został pan jednym z rysowników przygód Kapitana Żbika?
BOGUSŁAW POLCH: – Namówił mnie Grzegorz Rosiński, z którym znałem się jeszcze z czasów liceum plastycznego. Obaj mieliśmy fioła na punkcie komiksów i na szczęście obaj mieliśmy tę możliwość, by zajmować się rysowaniem profesjonalnie. Swojego pierwszego Żbika narysowałem w 1970 r. To był „»Złoty« Mauritius”. Rosiński pracował wówczas dla wydawnictwa Sport i Turystyka i robił dla nich wiele różnych komiksów i pomniejszych projektów. Przyszedł do mnie i powiedział: „Boguś, ja już się nie wyrabiam, rysuj tego Żbika za mną, będziemy to robić na zmianę”. Szukał kogoś, kto będzie rysował szybko, sprawnie, a do tego realistycznie, a nie tak łatwo było znaleźć wykształconego plastyka, który spełniałby wszystkie te warunki jednocześnie.

To była bardzo intensywna praca?
Owszem. Na narysowanie jednego 36-stronicowego zeszytu z przygodami Żbika miałem jakieś dwa–trzy miesiące. A pamiętajmy, że to były czasy bez komputerów i internetu. Najpierw rysunek w ołówku, potem tusz, następnie liternictwo.

Reklama