Jacek Żakowski: – Sześćdziesiątka boli czy cieszy?
Krystyna Janda: – Magia liczb, i tyle.
Pani wierzy w tę magię?
Nie. Ale robi na mnie wrażenie takie okrągłe coś.
Czuje się pani kobietą dojrzałą?
Dorosłam. Nareszcie dobrze mi w mojej skórze.
Lepiej pani w tej skórze niż 40 lat temu?
Do niedawna wydawało mi się, że jestem niedorosła. Że ktoś za mnie decyduje. Że coś nie ode mnie zależy. Że nie do końca biorę odpowiedzialność za to, co obiecuję, że potem się poprawię, że jeszcze się wszystko zmieni. To przeszło.
Kiedy?
Z dziesięć lat temu.
Coś się stało?
Nic. Dorosłam do tego, żeby powiedzieć sobie: wszystko zależy ode mnie! Jak postanowię, to już się nie oglądam na innych. Nie czekam na telefony. Nie chcę być nikim innym. Wcześniej mi się zdawało, że może coś wiem gorzej, starsi są mądrzejsi. Teraz jestem najstarsza. Mam własne zdanie.
Dla pani to jest przyjemne?
Ani przyjemne, ani nieprzyjemne. Odeszły światy ludzi, którzy byli moimi drogowskazami. Wiem, że nie ma powrotu. Zostałam ja. Nie jestem na ich poziomie, ale trudno. Teraz są inne światy. Młodsze. Też nie mam do nich dostępu, dlatego muszę ich o wszystko pytać. Ale to już nie są pytania na wagę życia i śmierci. Dałabym radę bez tych odpowiedzi.
Nie znając jakiegoś skrótu trzyklawiszowego.
Bez tego się nie umiera. Próbujemy sztukę z Piotrem Machalicą. Jesteśmy mniej więcej w równym wieku. Dużo razem graliśmy. Pamiętamy wielkich dyrektorów i wielkie teatry. Mamy w kościach Hübnera, Warmińskiego, Bardiniego. I pełną świadomość, że z wielką przyjemnością robimy teatr z naszych czasów.