Prawie 700 stron, 7 lat pracy, w tym prawie dwa lata zbierania źródeł i referencji graficznych. Setki szkiców, wprawek, sterty zapisanych i zarysowanych notatników. Tak w skrócie wygląda kuchnia pracy nad „Habibi”. Każdy fan Craiga Thompsona mógł uchylić do niej drzwi, bo autor prowadzi blog, na którym na bieżąco przedstawiał postępy pracy nad swoim ostatnim projektem. A fanów ma wielu, większość z nich zdobył dzięki wcześniejszemu komiksowi „Blankets. Pod śnieżną kołderką”. To również było wyzwanie dla długodystansowca: blisko cztery lata pracy, które przyniosły ogromny sukces, nagrody i uznanie krytyki, włącznie z osobistymi gratulacjami od Arta Spiegelmana, autora słynnego „Maus”. Dziś jego prawie 600-stronicowa autobiograficzna opowieść o nastoletniej miłości i dorastaniu w konserwatywnej, chrześcijańskiej rodzinie jest wymieniana jednym tchem obok „Maus”, „Persepolis” czy „Black Hole” jako klasyka powieści graficznej (ang. graphic novel).
W samych Stanach Zjednoczonych „Blankets” sprzedał się jak dotąd w nakładzie ponad 600 tys. egzemplarzy, a pierwsza francuska edycja zniknęła z półek w ciągu dwóch miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że „Habibi” powtórzy ten sukces. Właśnie pojawiło się trzecie amerykańskie wydanie, bo dwa poprzednie, łącznie ponad 300 tys. egzemplarzy, prawie się skończyły. Thompson święci też triumfy na rynku frankofońskim, w Niemczech czy we Włoszech. Teraz „Habibi” trafiło do Polski.
– Wbrew temu, co powszechnie sądzi się o amerykańskich historiach obrazkowych, superbohaterskie serie, sprzedawane w specjalistycznych sklepach komiksowych, nie mają już takiego znaczenia dla całego rynku komiksowego. Liczą się tytuły dystrybuowane w księgarniach, a więc powieści graficzne – mówi Paweł Timofiejuk, polski wydawca Craiga Thompsona.