Kultura

Szary geniusz

Życie Bolesława Prusa

W powieściach Prusa okazuje się, że wiedza wcale nie czyni nas lepszymi i szczęśliwszymi, a co najwyżej skuteczniejszymi. W powieściach Prusa okazuje się, że wiedza wcale nie czyni nas lepszymi i szczęśliwszymi, a co najwyżej skuteczniejszymi. Muzeum Literatury / East News
Sto lat temu, 19 maja, zmarł Bolesław Prus. Jego życie nie chciało naśladować literatury.
„Lalka” to pierwsza polska powieść o nowym świecie, nowocześnie opisanym.Muzeum Literatury/East News „Lalka” to pierwsza polska powieść o nowym świecie, nowocześnie opisanym.
Tadeusz Fijewski jako Ignacy Rzecki w „Lalce” zekranizowanej przez Wojciecha Jerzego Hasa.POLFILM/East News Tadeusz Fijewski jako Ignacy Rzecki w „Lalce” zekranizowanej przez Wojciecha Jerzego Hasa.

Brak w tym życiu zdarzeń porównywalnych z trzema małżeństwami Sienkiewicza, brawurowym przemytem Traugutta dokonanym przez Orzeszkową czy kontrowersyjnym związkiem Konopnickiej z Pietrkiem, czyli Marią Dulębianką. Ożeniwszy się z kuzynką Oktawią Trembińską, w przeciwieństwie do tych trojga, nawet się nie rozwiódł. Biograf, zwłaszcza współczesny, załamuje ręce nad życiem, które poświęcone literaturze, nic nie chciało od niej przejąć. Wspomnienie o miłym, starszym panu, rozdającym cukierki dzieciom w Nałęczowie, dokończyło dzieła niwelacji realnego życia. Rozpięty na niepoliczonych egzemplarzach tego samego portretu, zawisł Prus w setkach szkolnych klas i zastygł tam, w binoklach i surducie, sympatyczny, staroświecki – Wielki Tato polskiej powieści. Nawet plotkarski Boy skapitulował przyznając, że „Prus nie ma biografii”. Uczyniliśmy więc z pisarza wcielenie najmilszej postaci, jaką spotykamy w jego powieściach – Ignacego Rzeckiego.

Szczęśliwie jedyny pewny sąd o rzeczywistości głosi, że jest inna. Nie należy zatem ufać pozornej poczciwości portretu literackiego. Ignacy Rzecki – subiekt doskonały, safandułowaty stary kawaler, naiwny politykier i nieudolny swat, jest najbardziej zamaskowaną i wielowarstwową postacią stworzoną przez Prusa. Najsamotniejszy z samotnych bohaterów „Lalki” wcale nie stroni od ludzi, obserwuje ich uważnie, słucha i podsłuchuje, zbiera informacje, robi notatki nie tylko w pamiętniku, ale w dziwnym katalogu, w którym zbiera informacje o subiektach i służących. Nawet wszechwiedzący narrator nie wie, skąd pan Ignacy dowiedział się, że Mraczewski był na „Hugonotach” z Matyldą i siedział w ósmym rzędzie.

Zapisana wiedza i domysły o życiu Aleksandra Głowackiego (Bolesława Prusa) pokazują, że obdzielił własnymi doświadczeniami i charakterem wielu swoich bohaterów. Wbrew przypisanej mu aurze pogodnego spokoju, pisarstwo Prusa napędzały zachłanność i depresja.

Pierwsza objawia się niewyczerpaną ciekawością świata. Niezaspokojony głód obserwacji daje perwersyjny styl, którym Prus obmacuje rzeczywistość. Ten niezdecydowany i niespełniony naukowiec odkrył obsceniczne prawo literatury, która pozwala nam patrzeć na sprawy, na które gapić się nie wypada. Neurozy jego bohaterów sprawiają, że narracja kieruje się ku rzeczywistości życia psychicznego. Prus nie udaje się tam z entuzjazmem, choć zawdzięczamy mu psychologizację polskiej prozy. Powody tej ostrożności są złożone, wskażemy więc tylko na dwa.

Życie na niby

Polski realizm powieściowy XIX w. przypomina postać Morfeusza w „Matriksie”, który z obsesyjnym uporem twierdzi, że rzeczywistość istnieje i jest osiągalna. Prus i jego pokolenie mają za plecami sto lat „życia na niby” w państwie, którego odrębność polityczna, geograficzna, gospodarcza i kulturalna znika na ich oczach, a literatura nie może nawet tego zamierania wypowiedzieć. Mimo to proza realistyczna przedstawia rzeczywistość, jak gdyby nigdy nic, jakby np. w Warszawie nie było Rosjan. To realizm schizofreniczny – im skuteczniej udaje życie, tym bardziej eksponuje nierzeczywistość tej symulacji. Drugi powód milczenia Prusa na temat własnego życia wewnętrznego jest jaśniejszy – on je opróżnił dla swoich postaci. Wszystkie wypowiadają jego marzenia, lęki i obsesje, ponieważ autor jest wielkim brzuchomówcą, który rzadko mówi swoim głosem.

Gdyby niektórzy dzisiejsi, co bardziej gorliwi, politycy historyczni naprawdę interesowali się historią, szybko doszliby do wniosku, że wszyscy pisarze pozytywistyczni byli kolaborantami, a Prus spośród nich największym. Lojalni wobec prawa, protestujący w jego granicach, cenzurowali własną twórczość, unikali oficjalnych wystąpień politycznych. Bali się i nie chcieli emigrować. Resztki złudzeń stracili podczas „styczniowej nocy”.

Niespełna szesnastoletni Oleś, jako jedyny z Wielkiej Trójki, zobaczył powstanie na własne oczy. Sienkiewicza mądry przywódca partii powstańczej potraktował jak dziecko i kazał wracać do domu, a Orzeszkowa była jeszcze zbyt niemądra, aby traktować konspiracyjną przygodę poważniej niż patriotyczny kulig. Wkrótce wszyscy stracą wiarę w sens martyrologicznej autodestrukcji, zwanej powstaniem narodowym, ale Olek przeżyje to najmocniej.

Kiedy dochodzi do siebie po epizodzie powstańczym, który przyniósł mu ranę głowy i więzienie, uświadamia sobie, że padł ofiarą społecznego oszustwa. Oto wmówiono mu, że idąc do powstania, czyni to dla ogólnego dobra, okazuje się jednak, że nikt tego nie chciał, a nawet uznaje się jego heroizm za czyn społecznie szkodliwy. Ale to półprawda. Racjonalny i „rachujący” młodzieniec poszedł do powstania przekonany o fatalności tej decyzji, a uczynił to pod wpływem starszego brata Leona, entuzjasty, który choć nie walczył, oszalał zobaczywszy na Litwie efekty terroru Murawiewa. Obłąkany do końca życia, miał podobno krzykiem reagować na widok Olka. Jakby nie dostrzegał rozsądnego pozytywisty, ale nawiedzające go widmo powstańczego koszmaru. Z intuicją szaleńca, krzykiem dotykał owego ciemnego miejsca, które jest nienazwanym tłem wielu epizodów w pisarstwie Prusa.

 

Po powrocie na studia Aleksander przekonuje się, że nie tylko brat, ale jego dawni koledzy widzą w nim coś groźnego. Urażony i rozczarowany wiedzie żywot mizantropa i śni o tym, że zostanie wielkim naukowcem: matematykiem, a jeszcze lepiej fizykiem lub chemikiem. Hoduje fantazmat sukcesu i sławy – myśl o zemście na obojętnym lub wrogim społeczeństwie. Dokona jej ponad 20 lat później na zupełnie innym polu, stwarzając bohatera, którego czytelnicy pokochają, choć ten pogardliwie odwróci się od zbiorowości.

Prus, jak Wokulski, nie tyle pragnie sukcesu, co uznania społecznego, więc zniecierpliwiony udziela go swemu bohaterowi na długo przedtem, zanim sam się go doczeka. Prowokacyjna wzgarda Prusa sięgnie szczytu, kiedy napisze, że dla Wokulskiego pobyt na zesłaniu miał większą wartość niż przeszłe i obecne życie w kraju. A już szczególnie niesprawiedliwe w powieści jest obarczanie społeczeństwa polskiego odpowiedzialnością za gospodarczy i edukacyjny niedowład i za życiowe rozczarowanie bohatera. O niewoli narodowej nie wspomina w ogóle.

W „Lalce” szczególnie okrutnie rozprawi się z rodziną – nie ma jej tam wcale, a jedynie wdowy, wdowcy, rozwodnicy, porzuceni, stare panny i kawalerowie, single. Dziesiątki bohaterów „Lalki” to galeria ludzi samotnych. Nie ma też żadnej innej skutecznej wspólnoty: proletariackiej, mieszczańskiej czy arystokratycznej. Świat „Lalki” jest zrujnowany tłumionym gniewem i rozgoryczeniem autora. Być może jedynie dzięki zdolności do fikcji Prus nie oszalał jak jego brat.

Straszne wspomnienia, lęki, upokorzenie i rozczarowanie powróciły gwałtownie 26 marca 1878 r. i nigdy już na dobre go nie opuściły. Tego dnia przed domem pisarza na placu Grzybowskim otoczyło Prusa dziewięciu studentów, a jeden z nich – Jan Sawicki – uderzył go bez ostrzeżenia w twarz. Była to reakcja na felieton, w którym Prus gniewnie szydził ze studentów oklaskujących krytyczne wypowiedzi Spasowicza o Wincentym Polu jako piewcy szlachetczyzny. Na policji Prus stwierdził, że to była pomyłka, ale pobicia nie wybaczył nawet po 20 latach, nie godząc się na przeprosiny: „Nie mogę. Życie mi złamali” – miał powiedzieć.

Morderca pozytywizmu

Pozytywiści byli pierwszą formacją inteligencką w Polsce, która stworzyła projekt przemiany narodu w społeczeństwo. A ponieważ zdawali sobie sprawę, że jedynym społeczeństwem był naród szlachecki, musieli szlachtę skłonić do udziału w rzeczywistości, która niesie zagładę jej formie życia, oraz dokonać powszechnej emancypacji ludu w obywateli.

Jak chcieli tego dokonać bez instytucji suwerennego państwa, w realiach Polski okupowanej przez zaborców oraz bez rewolucji socjalnej? Służyć miały ku temu dwa instrumenty: gazeta zastępująca szkołę średnią oraz literatura jako technologia wytwarzająca inteligenckie poczucie winy. Przejął ten mechanizm Żeromski i doprowadził do doskonałości. Na marginesie: jak straszliwa dokonała się kastracja tej prozy, skoro uznano, że opowieści o chłopcu zakatowanym kijem na śmierć albo o dziewczynce włożonej do pieca w celach leczniczych nadają się do czytania w szkole podstawowej. Literatura o dzieciach nie zawsze jest dla dzieci. Ta jest okrutna, perswazyjna, agresywna i zaangażowana – choć okres ten, zwany tendencyjnym, trwa krótko, a z całej idei „mało treści, a dużo śmiecia zostało w Warszawie” – napisze Prus gorzko w 1891 r. Wielką panoramą tej klęski, piękną katastrofą jest „Lalka”.

W tej powieści zaprojektowanym obiektem pozytywistycznego eksperymentu jest Izabela. To z niej chciałby Prus stworzyć człowieka za pomocą wiedzy o faktach. Ona ma się dowiedzieć wszystkiego o świecie i bohaterze, których nie zna i którymi pogardza. Prus lekceważy większość bohaterów powieści, powątpiewa w ich emancypację, czasem ostentacyjnie nimi gardzi. Fascynuje go natomiast istnienie wybitne, inteligencja zmarnowana, osobowość z defektem. Fascynuje go – jak parweniusza – arystokracja, którą chciałby uleczyć wiedzą o rzeczywistym świecie, ale to lekarstwo nie ma do niej dostępu albo nie działa.

 

Pozytywizm zaczął się w gazecie, a wykończyła go powieść pisana tą samą ręką co prasowe popularyzacje nauki. W powieściach Prusa okazuje się, że wiedza wcale nie czyni nas lepszymi i szczęśliwszymi, a co najwyżej skuteczniejszymi. Ostatecznie zaś – jak pouczali starożytni – nie wiedzie do odkrycia ładu i szczęścia, ale do tragedii. W jego trzech powieściach główni bohaterowie kończą fatalnie: zniknięcie bez śladu, samobójstwo, morderstwo.

Trzy powieści: „Lalka”, „Emancypantki”, „Faraon”. Niby niedużo, ale dość. Kafka i Joyce też po trzy, a Proust jedną, choć w siedmiu częściach. Prus był pisarzem długodystansowym, systematycznie powiększał dystans i formę: od prostych nowel, przez minipowieści, do wielkich fabuł realistycznych. A przy tym nie przestał być dziennikarzem, dzięki czemu stworzył arcydzieło felietonu – monumentalne „Kroniki tygodniowe” – swoją największą, pisaną przez 40 lat, powieść w odcinkach. Ta podwójność jest jeszcze jednym dowodem jego chorobliwego powikłania, kultywowania sprzeczności, tak widocznych w jego postaciach. Autor „Faraona” to genialny masochista, co dobrze obrazuje jego stosunek do pozytywizmu, sprywatyzowanej religii, którą w cichości wyznawał do końca życia, zajadle atakując jej innych kapłanów.

Czołówka ligi światowej

Jerzy Pilch podał kiedyś lapidarną definicję kanonu polskiej literatury, pisząc, że są to książki, których nikt nie czyta dobrowolnie. Zgoda, ale z dwoma wyjątkami. Sienkiewicz i Prus jako autorzy Trylogii i „Lalki” byli tymi, których czytało się przed i po szkole, niemniej jedynie do Prusa wypadało przyznać się inteligentowi. Trzeba też powiedzieć jasno: Sienkiewicz i Prus – w swoich gatunkach i w swoim czasie – to czołówka ligi światowej. „Jaka to niezwykła powieść! A postać Wokulskiego jest bardziej intrygująca od bohaterów Dostojewskiego!” – napisał niedawno po lekturze „Lalki” wybitny amerykański socjolog i teoretyk literatury Frederic Jameson w artykule: „A Businessman in Love”.

„Lalka” to pierwsza polska powieść o nowym świecie, nowocześnie opisanym. Przed Prusem narrator realistycznej powieści jest jak kustosz w muzeum, oprowadzający nic niewiedzące cielęta, a w dodatku nie kłamie. Tu nie dość, że jest ich dwóch, to jeszcze przeczą sobie, podają różne warianty biografii bohatera, ostentacyjnie udają niewiedzę (np.: „Skąd Rzecki znał podobne szczegóły z życia swych współpracowników? jest to tajemnica, z którą przed nikim się nie zwierzał”). Weźmy bohatera: 45-letni wdowiec zakochany w kobiecie młodszej o 20 lat, a nieśmieszny; patriota i powstaniec styczniowy, a z Ruskimi handluje bronią; głosi potrzebę ożywienia rodzimego handlu i przemysłu, a spekuluje na niekorzystnych dla rodzimego przemysłu cłach przywozowych. Mimo tych i wielu innych kontrowersji my go lubimy!

Albo takie nowoczesne dziwy, jak np. „lokowanie produktu” – Prus umieścił w powieści m.in. nazwy sklepów, które reklamowały się w „Kurierze Warszawskim”, gdzie ukazywała się w odcinkach powieść. A ilu rzeczy tam nie ma? Fabryk, Rosjan, robotników, powstania, Syberii, socjalistycznych wystąpień... I te niepokojące zagadki wydobyte przez maniackich badaczy: imię psa Ignacego Rzeckiego zrobione z inicjałów – IR; symetrie dalszych losów Izabeli i Stanisława; powtarzające się inicjały HS w rodzinie Stawskich; lustrzane lata: 1878 (czas akcji) – 1887 (czas pisania); dziwne skutki zaćmienia słońca w Mławie; portrety Szumana i Szlangbaumów, które ewoluują od empatycznego realizmu do antysemickiego pamfletu...

 

Liczne sprzeczności i niekonsekwencje w jego powieściach odpowiadają złożoności człowieka, który odkrywa w sobie niepasujące do siebie części. Nie wierzyłem Prusowi, kiedy upierał się, że tytuł powieści odnosi się jedynie do lalki, ciętej na kawałki przed sędziowskim trybunałem, aby odsłonić prawdę o jej pochodzeniu, czyli wypisane wewnątrz imię bohatera. Po latach lektury mu wierzę, ponieważ odkrycie Prusa i genialne przedstawienie tego odkrycia mówi, że człowiek nowoczesny, ten wielbiony przez niego self-made man, nie ma swojej istoty, jest tworem warunków społecznych i historycznych, ale może też sam się stworzyć; jest modelem do składania.

Na początku swej drogi myślowej i twórczej Prus widział w tym fenomen nowej wolności, która była dla jego pokolenia szansą na wyzwolenie się z fatalizmu polskiej historii, cywilizacyjnego zacofania, determinizmu urodzenia. Prus starszy przekonuje się, że te części (wiedza, biznes, miłość, lojalność wobec przegranej, postęp, użyteczność, pragnienie szczęścia, służba ogółowi...) nie tworzą całości, zgrzytają, nie pasują do siebie. Człowiek i powieść mają to samo imię. Co jest jego treścią? To zależy, co nam wyjdzie, bo to model do składania, w którym jest za dużo elementów.

Nowa epoka, modernizm, z jej koncentracją na jednostce sprawia, że starzejący się Prus jest niecierpliwy i zgryźliwy. Chce zmiany, a zarazem straszliwie obawia się rewolucji, jej niszczącego chaosu, konfliktu klas, który zniszczy jego wizję harmonijnego rozwoju społeczeństwa. Społeczeństwa, którego nie przestał się bać, zwłaszcza po 1905 r.

Starszy brat Dawkinsa i Houellebecqa

Projekt Prusa zrównoważenia romantyzmu pozytywizmem rozumiemy dziś lepiej dzięki Houellebecqowi. Obu pisarzy wkurza jednostka szantażująca społeczeństwo roszczeniem sobie prawa do absolutnej samorealizacji. Dla Prusa był to spadek po romantycznym bohaterze, który odmawia dostępu do siebie życiu innemu niż jego własne życie psychiczne. Houellebecq atakuje rozpętany kontrkulturą lat 60. nihilistyczny hedonizm lat 80. i 90. Prus przeczuwa, a Houellebecq wie, że wyzwolony wreszcie z ograniczeń politycznych i obyczajowych człowiek to samotna i żałosna maszyna do przyjemności, zaprogramowana ewolucją genetyczną. Ten właśnie problem dręczy Rzeckiego, który utknął jak mucha w sieci pająka-Darwina. – A co, jeśli ludzie to tylko chaotyczne zwierzęta z nadwyżką kultury? – medytuje nad sklepową ladą Rzecki-Dawkins – rozstawiając na początku i na końcu powieści, a naprawdę „po tysiączny raz w życiu”, nakręcane zabawki.

Sam siebie karcę za wielką dziurę w tej impresji o autorze „Lalki”. Przecież Prus był wspaniałym humorystą, klasykiem polskiej literatury dowcipnej, mistrzem ironicznej puenty, jadowitego sarkazmu, pogodnego żartu. To prawda, ale ja już nie umiem się z tego śmiać. Wydaje mi się, że czterdziestoletnią pracę zawodowego wesołka dobrze ilustruje ulubiony dowcip Groucho Marxa:

Do psychoanalityka przychodzi mężczyzna, który mówi, że nie ma po co żyć. Doktor, chcąc zaradzić jego melancholii, radzi, aby poszedł do cyrku, gdzie występuje najśmieszniejszy klaun świata, niejaki Grock: Po obejrzeniu jego występu zaraz poczuje się pan szczęśliwszy. Pacjent wstaje, patrzy przygnębiony na lekarza i zbiera się do wyjścia. Wtedy doktor pyta:

– A właściwie jak pan się nazywa?

Mężczyzna odwraca się i odpowiada:

– Jestem Grock.

Autor jest literaturoznawcą, pracuje na Uniwersytecie Śląskim. W 2010 r. otrzymał Nagrodę Literacką GDYNIA w kategorii eseistyka.

Polityka 21.2012 (2859) z dnia 23.05.2012; Kultura; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "Szary geniusz"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną