Kultura

Szybcy i płytcy

Biografie Adele Adkins

Karierę Adele śledzimy od momentu narodzin do chwili wypełniania zeznania podatkowego po jej wielkich sprzedażowych sukcesach. Karierę Adele śledzimy od momentu narodzin do chwili wypełniania zeznania podatkowego po jej wielkich sprzedażowych sukcesach. Armando Arorizo/ZUMA Press / Corbis
Liczba biografii Adele Adkins przewyższyła już liczbę jej płyt. Ale ona śpiewa lepiej niż o niej piszą.
Książka pióra Caroline Sanderson, „Być jak... Adele”.Dream Books/materiały prasowe Książka pióra Caroline Sanderson, „Być jak... Adele”.
Chas Newkey-Burden jest autorem przełożonej na polski książki „Adele. Dziewczyna, która rozkochała w sobie świat”.Pascal/materiały prasowe Chas Newkey-Burden jest autorem przełożonej na polski książki „Adele. Dziewczyna, która rozkochała w sobie świat”.

Jak tu pisać biografię, gdy tyle się dzieje? Weźmy ostatnie tygodnie: płyta „21” wyprzedziła w brytyjskich notowaniach wszech czasów słynną „Dark Side of the Moon” grupy Pink Floyd. I dalej sprzedaje się w niezłym tempie. Na polskiej liście bestsellerów OLiS zanotowała właśnie drobny spadek – z miejsca 3 na 4. I nie byłoby w tym nic wielkiego, gdyby nie to, że notowana jest na niej od 14 miesięcy i nie rusza się przez ten czas z czołówki.

Łącznie ostatniego albumu Adele sprzedało się na świecie ponad 18 mln egz., jest więc duże prawdopodobieństwo, że będzie popyt na biografię artystki, chociaż jej poważna kariera trwa pięć lat, a 5 maja Adele skończy ledwie 24 lata. Poza licznymi jak zwykle wydawnictwami z piosenkami do łatwego wykonania na fortepian czy gitarę wychodzą więc od kilku miesięcy biografie. W Wielkiej Brytanii aż cztery, z czego dwie właśnie pojawiły się w Polsce.

W takich sytuacjach biograf musi być szybszy od własnego cienia. I gdy trzeba, pracuje w grupie. Bywa wręcz anonimowym zespołem researcherów, jak w wypadku serii „Nieautoryzowanych biografii” wydawnictwa Belmont&Belcourt Books (ich książkę o Adele można kupić na Kindle), czymś pomiędzy rozbudowaną notą z Wikipedii a wypracowaniem szkolnym. Rozpoczyna się od słów: „Adele Laurie Blue Adkins urodziła się 5 maja 1988 roku w dzielnicy Tottenham w Północnym Londynie” i szczęśliwie nie pojawiło się w polskim przekładzie. Zresztą tyle już wiemy – podobnie jak to, że matką wokalistki była licealistka Penny Adkins, której odebrało to szansę podjęcia studiów, i znacznie mniej znany (ale ponoć rosły) Walijczyk Mark Evans, którego jedna z biografii opisuje jako hydraulika (zawód wykonywany). Inna podaje, że pracował na statkach (dawna profesja), a wszystkie przypominają, że leczył się z alkoholizmu, a Penny i Adele porzucił, gdy ta ostatnia miała trzy lata.

Postać ojca, który od czasu do czasu sprzedaje tabloidom swoją wersję wydarzeń, pozostaje w cieniu. Na szczęście rodzina Penny jest na tyle potężna, że materiału z samego omawiania jej członków starcza biografom na kilka stron. A każda jest na wagę złota – bo ileż można przepisywać cytaty z prasowych wywiadów i wyimki z recenzji?

Jak podłym zajęciem jest pisanie biografii tak młodej gwiazdy, przekonuje Chas Newkey-Burden, autor przełożonej na polski książki „Adele. Dziewczyna, która rozkochała w sobie świat”. Ten co rusz przypomina, że społeczność Tottenham jest bardzo międzynarodowa, a Adele – taka normalna i zwyczajna, ale za to wie, czego chce. „Urodziła się pod znakiem Byka, jednego z najbardziej charakterystycznych i wyrazistych znaków zodiaku” – czytamy. Po czym idzie krótka charakterystyka astrologiczna Byka i analiza cech osobowości Adele – co się zgadza, a co nie. Przez chwilę zastanawiamy się, czy zamiast biografii nie otworzyliśmy pisma plotkarskiego na losowej stronie. Autora – który napisał już biografie Michaela Jacksona, Amy Winehouse, Justina Biebera i 10 książek poświęconych klubowi Arsenal – trzeba zaliczyć do szczególnie szybkich. Trudniej do szczególnie lotnych.

Olśnienie na Oxford Street

Newkey-Burden to z pewnością biograf w pełni świadomy – przede wszystkim tego, że pominięcie dowolnego szczegółu oddala go od honorarium. Zamieszcza więc pełne zapisy komentarzy, dialogów i wystąpień Adele, skądkolwiek się da. Włącznie z tym, co z miejsca wywołuje ziewanie – pełnym tekstem podziękowań Adele na gali Brit Awards, przecytowanym bez ominięcia żadnego „cześć”, „o rany!” i „ehm”. Kształtowanie się fascynacji muzycznych Adele opisuje równie dokładnie: „Pewnego dnia w salonie HMV na Oxford Street kupiła w promocji, za pięć funtów, dwa albumy z największymi przebojami Elli Fitzgerald i Etty James”. Mało detali? „Było to w dziale jazzowym, co do dziś podkreśla. Jak trafiła tam tak młoda dziewczyna?”. O zgrozo, wygląda na to, że do działu jazzowego największego muzycznego sklepu w Londynie trudno trafić. Może nawet zamykają go dla niepełnoletnich? Na szczęście brawurowy biograf ma odpowiedź: „Twierdzi, że gdy już poznała nowoczesny rhythm and blues, bardziej klasyczny soul był naturalną drogą rozwoju”.

Na szczęście możemy z miejsca tę opowieść skonfrontować z inną biografią – znacznie ciekawszą – pióra Caroline Sanderson, „Być jak... Adele”. O albumie Etty James pisze ona: „Adele kupuje go wyłącznie po to, żeby pokazać swojej fryzjerce, jak chce być uczesana”. Fascynacja muzyką zmarłej niedawno amerykańskiej wokalistki bluesowej miała przyjść dopiero po powrocie od fryzjera. A o tym, że była ważna, świadczy dalsza relacja śpiewająca pięknym altem wokalistki: „Sama siebie nauczyłam, jak śpiewać, słuchając w domu Etty James. W szkole (słynnej BRIT School, o której pisaliśmy w POLITYCE 15/11) nauczyli mnie tylko, jak działa ten biznes”.

Książka Sanderson ma znacznie mniej chaotyczną konstrukcję. Opublikowana oryginalnie przez specjalizujące się w muzycznych biografiach wydawnictwo Omnibus Press, rozpoczyna się od opowieści o jednym z punktów zwrotnych w karierze wokalistki – występu na wręczeniu Brit Awards w londyńskiej sali O2 Arena, w czasie show tak spektakularnego, że jej prosty, skromny występ z akompaniamentem fortepianu kompletnie wszystkich zaskoczył i zauroczył.

Profil Adele

Sanderson bardzo porządnie relacjonuje przełom numer dwa: podpisanie przez ledwie 18-letnią Adele kontraktu fonograficznego. Przydała się ogólnie panująca atmosfera – rok wcześniej, w 2005 r., wielki sukces na listach bestsellerów odniosła grupa Arctic Monkeys, wytropiona przez łowców talentów w społecznościowym serwisie MySpace. Niedługo później to samo spotkało inną gwiazdę MySpace – Lily Allen. To dlatego Nick Huggett z wytwórni XL Recordings tak intensywnie przeszukiwał ten właśnie serwis. Chociaż profil Adele oraz jej piosenki znalazły się tam w zasadzie przez przypadek, dzięki inicjatywie jednego z jej kolegów, w skrzynce pojawiła się niebawem wiadomość od Huggetta.

Natychmiast uznała ją za zaczepkę „internetowego zboczeńca”, więc zamiast wyrazić zainteresowanie, odpisała „Czy mógłby pan już do mnie nie pisać?”. Na szczęście szybko całe nieporozumienie wyjaśnili, bo bez tego nie ukazałyby się płyty „19” (2008 r.) i zeszłoroczna „21” – a przynajmniej miałyby zupełnie inny charakter. Bo XL, niezależna wytwórnia, potrafiła uszanować proste w istocie pomysły Adele i utrzymać spontaniczny charakter jej działań.

Sanderson w „Być jak... Adele” sporo miejsca poświęca na to, by pokazać tło współczesnej kariery muzycznej. Choćby to, jak trudno jest się przebić na rynku amerykańskim, nawet brytyjskim wykonawcom. Albo poszukiwanie w wokalistach świadomie kierujących swoim repertuarem autorów – tendencję, w którą nieźle wpisuje się dziewczyna z Tottenhamu („Pierwsza płyta jest moja w 80 proc., druga w 60 proc.” – cytuje autorka biografii Adele).

Trzeci kluczowy punkt opisywany przez wszystkich to dramatyczne problemy z głosem, zabiegi chirurgiczne i zagrożenie dla dalszej kariery Adele. Czyli wszystko to, czym żyła prasa przez ostatnie miesiące. I tu górą jest Sanderson, która zagląda do Massachusetts Center for Laryngeal Surgery and Voice Rehabilitation, gdzie wokalistkę leczono. Obserwuje też nową generację specjalistów, którzy jeżdżąc z prywatnych konsultacji u gwiazd na nagrania amerykańskiej edycji „Idola” kręcą głowami i załamują ręce: „Dziesięć lat temu takie krwotoki widywało się dwa razy do roku, dziś zdarza się to raz w miesiącu” – mówi otolaryngolog z Beverly Hills, Shawn Nasseri, wspominając, że to efekt potężnej presji, jaką wywiera się dziś na wokalistów.

Sarah pieprzona Palin

Pozostaje nam jeszcze czwarty kluczowy moment kariery Adele, relacjonowany przez wszystkich. U Newkey-Burdena czytamy opowieść o zbiegu okoliczności, który mocno wpłynął na wzrost popularności Adele za Atlantykiem. Otóż gdy zaproszono ją do programu „Saturday Night Live” w listopadzie 2008 r., trafiła do tej samej edycji co pilnie obserwowana wówczas w Ameryce (kampania wyborcza!) republikańska kandydatka Sarah Palin. Oglądalność była więc najwyższa od dziesięciu lat – 17 mln widzów. Adele wykonała wówczas dwie piosenki, a jej debiutancka płyta „19” skoczyła po emisji w amerykańskich notowaniach o 35 pozycji. O ile Newkey-Burden czytał o występie w „SNL” w gazetach, Sanderson najwyraźniej siedziała w garderobie. „Jakaś szycha z tajnej służby puka do mojej przebieralni i pyta, czy Sarah Palin – Sarah pieprzona Palin – może mnie odwiedzić – przypomina komentarz Adele. – Problem w tym, że mój makijażysta i stylista są gejami i jej nienawidzą”. Odmówiła. Palin mimo wszystko przyszła ją odwiedzić już po występie i, pomimo znaczka Obamy na piersiach Adele, grzecznie pogratulowała w imieniu swoim i córek fanek.

Obie wydane w Polsce książki są typowymi dzisiejszymi biografiami gwiazd – opierają się na olbrzymim zbiorze materiałów źródłowych, niewiele jednak do niego wnosząc, i pozostają aktualne jak gazeta. Karierę Adele śledzimy od momentu narodzin do chwili wypełniania zeznania podatkowego po jej wielkich sprzedażowych sukcesach. Czyli trudnej chwili, gdy musi oddać fiskusowi 4 mln funtów. Wypisując zeznanie, oznajmiła głośno, że kraj ma kiepski transport publiczny, a „większość państwowych szkół jest gówniana”.

W takich momentach opinia na temat zwyczajności Adele ulatnia się błyskawicznie – zachowała się jak typowa gwiazda, zapominając, że sukces zawdzięcza w dużej mierze utrzymywanej z publicznych pieniędzy BRIT School. Tym bardziej że – jak przypomina Caroline Sanderson – chciała początkowo iść do prywatnej szkoły teatralnej. „Mojej mamy nie było jednak na nią stać” – żaliła się Adele. Więc może nie takie najgorsze te publiczne szkoły?

Jej uwagi na temat podatków doczekały się zresztą – co nieźle ilustruje fenomen tej gwiazdy – oficjalnego stanowiska Instytutu Adama Smitha, który głośno poparł wokalistkę. To przypomina treść listu przesłanego niegdyś Adele przez ówczesnego premiera Gordona Browna, gorącego zwolennika jej pierwszej płyty: „Pośród tych kłopotów finansowych, w jakich znalazł się kraj, jest Pani światełkiem w tunelu”. Owszem, po latach trzeba przyznać, że okazała się sporym wsparciem dla brytyjskiego budżetu. Ekonomiczna analiza jej niebywałego sukcesu czy w ogóle fenomen tej popularności – mimo tylu danych wciąż trudny do wytłumaczenia – to temat na prawdziwie ambitną książkę. Ta jednak na razie nie powstała. Za to historia życia Adele to ciągle co najwyżej temat na artykuł.

 

Caroline Sanderson „Być jak... Adele!”, Dream Books 2012 Chas Newkey-Burden „Adele. Dziewczyna, która rozkochała w sobie świat”, Pascal 2012

Polityka 15.2012 (2854) z dnia 11.04.2012; Kultura; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Szybcy i płytcy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama