Ateny miały swoją historię. Pekin – bezprecedensowy rozmach. A Londyn? 11 amerykańskich Oscarów, osiem brytyjskich nagród BAFTA, niezliczone nominacje do konkurencyjnych nagród filmowych, teatralne Tony Awards i muzyczne Grammy. Wszystkie te trofea zdobył utytułowany pięcioosobowy zespół Danny’ego Boyle’a, reżysera kinowego hitu „Slumdog: Milioner z ulicy”, który kieruje kolejnym zespołem, już 450-osobowym. A ten z kolei przygotowuje ceremonię otwarcia olimpiady w Londynie. Tyle że gdy „Slumdoga” obejrzało kilkanaście milionów widzów, inaugurację igrzysk obserwować będzie ponad miliard osób z całego świata.
Nie będzie to ani początek, ani koniec pozasportowych atrakcji towarzyszących zawodom. Latem przez brytyjską stolicę przetoczy się festiwal London 2012, nieoficjalny finał zainaugurowanej już w 2008 r. Olimpiady Kulturalnej. Z ponad tysiącem zaplanowanych wydarzeń ma być największym przedsięwzięciem artystycznym w historii Wielkiej Brytanii. – Londyn jest tyglem ras, narodowości i kultur. I o tym także musimy światu przypomnieć – tłumaczy Ruth MacKenzie, szefowa Olimpiady Kulturalnej. – Zagraniczni goście zobaczą, jak kapitalny jest nasz sektor kreatywny, jak bogate mamy dziedzictwo kulturowe i jak niepowtarzalne walory turystyczne. Ale także ci, którzy będą oglądać igrzyska w swoich domach, powinni poczuć potrzebę odwiedzenia Wielkiej Brytanii – dodaje. Ile konkretnie osób ma tak pomyśleć? Brytyjski minister kultury Ed Vaizey ma sprecyzowany pogląd: cztery miliony dodatkowych turystów w ciągu następnych czterech lat.
Angielskie dzwony
Zachęcać potencjalnych turystów będą gwiazdy muzyki rozrywkowej (Damon Albarn, Leona Lewis, Plan B) i poważnej (Simon Rattle, Gustavo Dudamel), a także filmu (Jude Law, Mike Leigh oraz powracająca na brytyjskie sceny po 13 latach Cate Blanchett), sztuki (Damien Hirst, David Hockney, Yoko Ono czy Tracey Emin) oraz literatury (na czele z noblistką Toni Morrison). Światowy Festiwal Szekspirowski otworzy się w tym roku na interpretacje dzieł mistrza dramatu w wykonaniu aktorów z Tunezji czy Iraku. Saksofoniści z wszystkich krajów Europy zagrają jednocześnie z 200 okien monumentalnego Somerset House. A każdy z 205 krajów reprezentowanych na olimpiadzie sportowej oddeleguje także swoich przedstawicieli muzycznych na jedną z sześciu scen ulokowanych nad Tamizą w trakcie dwudniowego maratonu BT River of Music.
Muzyka na żywo towarzyszyć będzie także projekcji odrestaurowanych wczesnych dzieł Alfreda Hitchcocka. W londyńskich filharmoniach wybrzmi 20 zamówionych z okazji olimpiady kompozycji. Cały kraj obejmie zaś taneczny zryw Big Dance oraz filmowy projekt Ridleya Scotta, który z materiałów nadsyłanych przez zwykłych mieszkańców Wysp stworzy paradokument „Britain in a Day”. Innym konkurentem do Księgi rekordów Guinnessa jest Martin Creed, laureat Nagrody Turnera. Mobilizuje on rodaków, by w dniu otwarcia olimpiady równocześnie uderzyli we wszelkie dostępne dzwony i dzwonki: kościelne, domowe, rowerowe, pasterskie.
Skalę święta dało się odczuć już podczas Otwartego Weekendu, który w czerwcu 2011 r. rozpoczął odliczanie do finału Olimpiady Kulturalnej. Na setki imprez w całym kraju ściągnęło wówczas ponad milion osób. Odtąd organizatorzy jak mantrę powtarzają, że w całym tym zamieszaniu chodzi o „once in a lifetime experience”: doświadczenie, które zapamiętamy na całe życie. – Program artystyczny olimpiady moglibyśmy rozciągnąć na całe lata. Ale stracilibyśmy wówczas swoją szansę zapisania się w historii – tłumaczy MacKenzie. Otwarcie przyznaje, że chciałaby trwale wpłynąć na to, jak kulturę traktować będą gospodarze kolejnych igrzysk.
Po polsku
Na siedem tygodni przed igrzyskami w Londynie w Polsce i na Ukrainie rozpoczną się finały Euro 2012. Czy i tym razem mobilizacja kulturalna pójdzie w ślad za tą sportową, nie wspominając o infrastrukturalnej? Już wiemy, że nie.
W Gdańsku wystawy i inne wydarzenia kulturalne odbywać się będą „w normalnym rytmie”. Poznań rozpisał konkurs dla organizacji samorządowych na uatrakcyjnienie czasu mistrzostw, jednak konkrety poznamy dopiero pod koniec stycznia. W Warszawie główną część oprawy kulturalnej ma realizować Strefa Kibica zlokalizowana wokół Pałacu Kultury i Nauki, a prócz tego szykowana jest akcja malowania murali, podczas której młodzież zagrożona wykluczeniem społecznym spotka się z artystami z całej Europy.
We Wrocławiu również głównym miejscem zabawy ma być Strefa Kibica zlokalizowana wokół Rynku. – Zaprosimy do koncertowania lokalnych muzyków o różnej proweniencji muzycznej. Ponadto zorganizujemy Dzień Wrocławski poświęcony stolicy Dolnego Śląska: historii, klubom sportowym, muzyce i wrocławskiej nauce – mówi Magdalena Okulowska z Biura ds. Euro 2012 w wrocławskim Urzędzie Miejskim. Prócz tego Opera Wrocławska wystawi na Stadionie Olimpijskim „Bal maskowy” Verdiego.
Jak widać, ogólnokrajowego zrywu artystycznego w Polsce nawet nie rozważano, a kompletowanie oferty kulturalnej na szczeblu lokalnym idzie mozolnie. Jak przyznał nam urzędnik jednego z miast gospodarzy: tego typu sprawy załatwia się po polsku, czyli na ostatnią chwilę. I być może powinniśmy powiedzieć: na szczęście.
Kanadyjska klapa
– Po dwóch latach od jej zakończenia owoce Olimpiady Kulturalnej 2010 wyglądają niezwykle mizernie – mówi Duncan Low z kanadyjskiego Uniwersytetu Simona Frasera. Po zakończeniu igrzysk w Vancouver przygotował on 200-stronicowy raport, w którym dokładnie opisał wpływ Olimpiady Kulturalnej na pozycję Kanady w światowym obiegu kultury. – Zainteresowanie mediów zagranicznych było minimalne, wręcz żadne. Jeśli już ukazywały się na świecie artykuły na jej temat, to miały zabarwienie negatywne – dodaje.
Low zwraca ponadto uwagę na to, że w chwili zakończenia olimpiady władze regionu wprowadziły drastyczne cięcia wydatków na kulturę. Dla dedykowanych jej instytucji następne dwa lata okazały się szalenie trudne. Budżety wielu z nich wykazały potężne deficyty, publiczności w ogóle nie przybyło, a media jak były, tak pozostały obojętne.
W grudniu 2010 r. na prezentację wspomnianego raportu zaprosili Lowa organizatorzy brytyjskiej Olimpiady Kulturalnej. – Wyraźnie zaskoczyła ich informacja o braku zainteresowania zagranicznych dziennikarzy staraniami kanadyjskich artystów. Co zrobią z tą wiedzą, okaże się dopiero latem – mówi Low. – Jedyną rzeczą, do której Londyn na pewno podszedł inaczej niż Vancouver, była decyzja o zatrudnieniu rzeczników olimpiady w jedenastu regionach kraju. W ten sposób zapewnili sobie uwagę prasy lokalnej, dzięki czemu zwykli ludzie czują się częścią całego przedsięwzięcia. A tego zabrakło w Kanadzie – dodaje. Aprobata społeczna potrzebna jest komitetowi organizacyjnemu choćby do tego, by uzasadnić potężne wydatki na Olimpiadę Kulturalną. W ciągu niespełna czterech lat pochłonęła ona już prawie 100 mln funtów. A im bliżej wielkiego finału, tym entuzjazm mniejszy. Szczególnie wśród tych najbardziej zainteresowanych: instytucji kultury.
Kibic nie widz
O obawach londyńskich teatrów napisał pod koniec listopada „The Sunday Times”. Większość z nich rozważa zawieszenie działalności na czas igrzysk. Są przekonane, że regularna publiczność będzie wolała spędzić ten czas przed telewizorami, a goście z zagranicy udadzą się prosto na stadiony. Mało kto wierzy, że w przerwach między rozgrywkami kibice popędzą do teatrów lub kin. „Olimpiada nie jest wydarzeniem turystycznym – twierdził na łamach gazety Tom Jenkins, dyrektor European Tour Operators Association. – Jest wręcz antyturystyczna. Przyciąga fanów sportu, ale odstrasza wszystkich innych. Już teraz obserwujemy 50–60-proc. spadek rezerwacji z kluczowych dla nas rynków: Stanów Zjednoczonych i Japonii”. Zastój olimpijski poprzedzi ten spowodowany Euro 2012. Zdaniem Jenkinsa piłkarskie finały przykleją do odbiorników wielu potencjalnych turystów ze Starego Kontynentu. A wcześniej Brytyjczycy będą świętować 60 rocznicę koronacji Elżbiety II, która – podobnie jak kwietniowy ślub księcia Williama z Kate Middleton – znów odwróci ich uwagę od oferty kulturalnej.
„Czy wystarczy nam publiczności na wszystkie szykowane atrakcje?” – martwił się niedawno „Guardian”. „I czy po tym, jak organizacje artystyczne wyeksploatują swoją energię i budżety na projekty olimpijskie, w 2013 r. nie czeka nas dramatyczne załamanie kulturalne?”. Polsce przynajmniej podobny problem nie grozi.