Kultura

Janusz Wróblewski: Jak nie zostałem dyrektorem festiwalu

Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni odbywa się każdego roku we wrześniu Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni odbywa się każdego roku we wrześniu materiały prasowe
W grudniu 2010 r. został ogłoszony konkurs na szefa artystycznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Komisja Konkursowa, po zapoznaniu się z projektami i po rozmowach z 10 kandydatami, w lutym 2011 r. ­rekomendowała mnie na to stano­wisko. Dyrektorem został jednak ktoś inny.
„Zanim jeszcze zdążyłem usiąść przed szanownym gronem, dowiedziałem się, że mam przeciwko sobie całe środowisko” - pisze Janusz WróblewskiMichał Mutor/Agencja Gazeta „Zanim jeszcze zdążyłem usiąść przed szanownym gronem, dowiedziałem się, że mam przeciwko sobie całe środowisko” - pisze Janusz Wróblewski

Nie rozpaczam. Ale historia wydaje się ciekawa i znamienna, nie tylko dla środowiska filmowców. A ponieważ wiele osób pyta mnie, co się stało, postano­wiłem zabrać głos, zdając sobie sprawę z pewnej niezręczności mojej sytuacji.

Nominację miał formalnie zatwierdzić Komitet Organizacyjny Festiwalu, ten sam, który powołał Komisję Konkursową oceniającą kandydatów. Komitet, w skład którego wchodzą przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Stowarzyszenia Filmowców Polskich, TVP, Canal Plus, Samorządu Województwa Pomorskiego oraz Gminy Gdynia, po spotkaniu ze mną nieoczekiwanie wezwał jeszcze na przesłuchanie innego kandydata, Michała Chacińskiego, który konkurs przegrał. Ostatecznie jego nazwisko polecono ministrowi Bogdanowi Zdrojewskiemu i on tę nominację podpisał. Sprawa zbulwersowała środowisko filmowe, odbiła się głośnym echem w prasie, powstało niezłe zamieszanie.

Oczywiście, to nie ja powinienem się wytłumaczyć, tylko Komitet Organizacyjny, który ośmieszył pracę niezależnej Komisji Konkursowej, jej niezawisłość, kompetencję. Nie po to powołuje się do oceny zgłaszanych projektów grono specjalistów i autorytetów, żeby później podważać ich wybór. Twierdzenie, że ze względu na wyrównany stosunek głosów (wygrałem przewagą 4 do 3) można odwrócić kolejność, jest kpiną ze zdrowego rozsądku. W rywalizacji sportowej wygrywa się z jeszcze mniejszą przewagą: setnej części sekundy albo ułamków centymetrów. Nikomu jednak do głowy nie przyjdzie, by unieważniać wyniki i ustawiać na podium wedle własnego widzimisię.

Udzielona rekomendacja nie oznacza automatycznie wyboru na szefa festiwalu, to prawda. Ostateczną decyzję podejmuje Komitet Organizacyjny. Temu służy finałowe przesłuchanie, które ma na celu omówienie projektu, uzgodnienie zasad współpracy i wynegocjowanie kontraktu z osobą rekomendowaną. W trakcie półtoragodzinnego spotkania ze mną ze strony Komitetu Organizacyjnego nie padło ani jedno zdanie na temat zasad współpracy. Zamiast tego starano mi się udowodnić, że nie powinienem był w ogóle startować, ponieważ „stoimy po dwóch stronach barykady”, „krytycy filmowi są szkodnikami polskiego kina”, „nie znają się na kinie światowym, więc Komisja chyba upadła na głowę, wystawiając taką rekomendację”. Oświadczono, że moja wizja zorganizowania skromnych, dwudniowych targów, specjalistycznych seminariów, powołania międzynarodowego jury i warsztatów mistrzowskich (master class), biletowania festiwalowych pokazów i uczynienia z Gdyni forum dyskusyjnego, w dużej mierze nakierowanego na pomoc młodym twórcom w zdobywaniu pieniędzy na międzynarodowe koprodukcje, nie mieści się w ramach budżetu imprezy. Zaś koncepcja współpracy z Warszawskim Festiwalem Filmowym jest bezcelowa, bo Stefan Laudyn nieskutecznie promuje za granicą polskie kino.

Ponadto, chcąc wybierać samodzielnie filmy do konkursu, narobię sobie wrogów i generalnie wszystko, co proponuję, już dawno zostało wymyślone, przećwiczone i – jak usłyszałem – „nie ma w tym nic świeżego”. Były też momenty całkiem nieoczekiwane. Kiedy argumentowałem, że krytyk jest przyjacielem polskiego kina, bo bezinteresownie walczy o jego jakość, odpowiadano mi, że dyrektorem powinien zostać uznany filmowiec, mimo że regulamin wykluczał powoływanie na to stanowisko twórców, by uniknąć konfliktu interesów. No i zanim jeszcze zdążyłem usiąść przed szanownym gronem, dowiedziałem się, że mam przeciwko sobie całe środowisko, o czym świadczy lawina maili do PISF i SFP, krytykująca werdykt Komisji Konkursowej. Pomijam fakt, że dysponuję równie długą listą gratulacji, które otrzymałem od znanych i wpływowych w środowisku osób, oraz że „Gazeta Wyborcza” opublikowała list protestacyjny przeciwko aroganckim metodom działania Komitetu, podpisany przez Feliksa Falka.

Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że podobne w sumie pomysły Michała Chacińskiego (nie krytyka, tylko dziennikarza TVP Kultura) nie wzbudzały już niczyich wątpliwości ani kontrowersji, a sądząc po jednomyślności członków Komitetu, spotkały się nawet z wręcz entuzjastycznym przyjęciem. O co w takim razie chodzi?

Kluczową sprawą dla każdego liczącego się festiwalu jest dobór konkursowych tytułów oraz skład jury. Wiadomo: jakie jury, taki werdykt, jakie filmy, taki festiwal. Z punktu widzenia decydentów, reszta – mówiąc brutalnie – mało ich obchodzi. Obie te najważniejsze kwestie mają wedle regulaminu podlegać wyłącznej decyzji szefa artystycznego Gdyni, co wydaje się logiczne i zgodne ze zgłaszanymi od dawna postulatami środowiska. Nareszcie, jawnie, ktoś weźmie na siebie ryzyko autentycznej selekcji. Nie będzie tajemniczych ciał doradczych, zaufanych telefonów, upychania na siłę nieudanych produkcji (ostatni jaskrawy przykład „Kołysanka” Juliusza Machulskiego) czy niezasłużonych laurów, jak niesławna Nagroda Specjalna Jury za „U Pana Boga w ogródku” dla Jacka Bromskiego. W razie niezadowolenia z autorskich pomysłów dyrektora zostało przewidziane stosowne wyjście. Można nie udzielić mu skwitowania i po zakończeniu festiwalu go zdymisjonować.

Teraz słyszę, że nowy szef Gdyni już zapowiada powołanie zaufanej Rady Artystycznej przy PISF, mającej mu pomagać przy selekcji.

Gratulując Michałowi Chacińskiemu nowej posady wierzę, że zależy mu na poprawie wizerunku polskiej kinematografii oraz rozwoju festiwalu.

Polityka 11.2011 (2798) z dnia 11.03.2011; Do i od Redakcji; s. 99
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną