Bohater poprzedniej naszej płyty Światosław Richter wielokrotnie grywał z Rostropowiczem, najwybitniejszym rosyjskim wiolonczelistą drugiej połowy XX w. Obaj dokonywali prawykonań utworów czołowych ówczesnych kompozytorów – Prokofiewa i Szostakowicza, z którymi znali się osobiście. Artyści mieli skrajnie odmienne usposobienia, choć – zabawny szczegół – ich imiona zdrabniano tak samo: Sława. Richter był introwertykiem, ekscentrykiem skupionym na muzyce; Rostropowicz uwielbiał kontakty towarzyskie, był dowcipny, sypał anegdotami, miał niewyczerpane pokłady energii.
Urodził się w 1927 r. w Baku, w rodzinie muzyków (wiolonczelistą był również jego ojciec, pianistką matka; siostra została skrzypaczką); talent jego ujawnił się wcześnie i wszechstronnie. W 1943 r. wstąpił do Konserwatorium Moskiewskiego, gdzie kształcił się nie tylko w zakresie gry na wiolonczeli, lecz także jako pianista i kompozytor. Do dyplomu stworzył m.in. dwa koncerty fortepianowe, a na występie, którym kończył studia pianistyczne, wykonał II Koncert fortepianowy Rachmaninowa. Jednak w końcu wybrał wiolonczelę, a swoją znakomitą pianistykę w przyszłości miał zarezerwować dla występów z żoną, wspaniałą śpiewaczką Galiną Wiszniewską, primadonną teatru Bolszoj.
Kompozycję zarzucił – wolał wykonywać dzieła innych kompozytorów, swoich przyjaciół (z różnych pokoleń zresztą); wiele z nich zostało napisanych specjalnie dla niego. Z polskich twórców, z którymi był w serdecznej przyjaźni, utwory poświęcili mu Witold Lutosławski (m.in. Koncert wiolonczelowy) i Krzysztof Penderecki. W sumie Rostropowicz brał udział w 120 prawykonaniach jako solista i w 70 jako dyrygent. Dyrygentura bowiem była jego kolejną pasją; za batutę chwycił na poważnie w 1961 r.
Wraz z Galiną Wiszniewską stanowili istotną część czołówki muzycznej ZSRR i, mimo narodzin dwóch córek, wciąż prowadzili swoje kariery bardzo intensywnie, zwłaszcza on, który był z natury pracoholikiem. Otrzymali wszelkie możliwe zaszczyty i odznaczenia. I naraz, z powodu jednego gestu, to wszystko się skończyło.
Polskie korzenie
Koncertując w Riazaniu Rostropowicz spotkał się z Aleksandrem Sołżenicynem; przeczytawszy wcześniej „Jeden dzień Iwana Denisowicza” zapragnął oddać autorowi uszanowanie. Gdy skonstatował z przykrością, że pisarz jest szykanowany i przymiera głodem, ale się nie poddaje, zaproponował mu zamieszkanie w domku ogrodnika na własnej działce w Żukowie. Sołżenicyn propozycję przyjął, zwłaszcza że dzięki niej mógł korzystać z moskiewskich bibliotek. W tym czasie też przyznano mu literacką Nagrodę Nobla, co przypłacił wyrzuceniem ze Związku Pisarzy. Rostropowicz napisał do władz związkowych protest i tym przypieczętował los swój i żony. Przestano go wypuszczać za granicę, a z czasem uniemożliwiono i występy krajowe. W 1974 r. deportowano z ZSRR Sołżenicyna. Wówczas i Rostropowiczowie postanowili wyjechać.
Na Zachodzie po początkowych trudnościach powrócili na szczyty. Występowali na całym świecie (poza blokiem wschodnim, gdzie – także w Polsce – ich nazwiska były objęte zapisem cenzury), Rostropowicz objął kierownictwo muzyczne National Symphony Orchestra w Waszyngtonie. Kiedy jednak nadeszła pierestrojka, muzycy nie mieli wątpliwości, że muszą do ojczyzny wrócić i jej pomagać. Wspierali finansowo młodych muzyków, dzieci, szkoły muzyczne, żołnierzy wycofanych z krajów bałtyckich. Dorzucili się nawet do odbudowy Soboru Chrystusa Zbawiciela w Moskwie. Gdy wracali, wielbiciele witali ich z transparentami „Gali i Sławie – Sława!”.
Rostropowicz miał ze strony ojca polskie korzenie. Jego ojciec jeszcze mówił po polsku; on sam nie znał naszego języka i nie wiedział wiele o swoim pochodzeniu. Gdy w 1997 r. przybył do Warszawy, by otrzymać Krzyż Komandorski Orderu Zasługi RP z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz doktorat honoris causa warszawskiej Akademii Muzycznej, udał się z rodziną pod Sochaczew, by obejrzeć dworek wybudowany przez jego przodka Hannibala Rostropowicza. Odwiedził też grób rodziny Rostropowiczów na Powązkach.
Zmarł w 2007 r., miesiąc po 80 urodzinach obchodzonych hucznie na Kremlu. Żegnały go tysiące.
Emocjonalny styl
Grywał bardzo szeroki repertuar, od Bacha (bardzo lubił wykonywać solowe suity) po, jak już wspomnieliśmy, muzykę współczesną. Ale jego emocjonalny styl predestynował go znakomicie do wykonywania muzyki romantycznej. Na wydanej przez nas płycie znajdziemy interpretacje dwóch kompozycji z tej epoki, bardzo popularnych i melodyjnych koncertów wiolonczelowych: Antonina Dvořáka i Roberta Schumanna. Towarzyszą mu: w pierwszym z nich London Philharmonic Orchestra pod dyrekcją Carla Marii Giuliniego, w drugim Orchestre National de France prowadzona przez Leonarda Bernsteina.
Mścisław Rostropowicz: Dvořák i Schumann – Koncerty wiolonczelowe, Srebrna Kolekcja POLITYKI „Wirtuozi muzyki poważnej”