Alfred Hitchcock wielkim reżyserem był. To on stał - choć częściej na planie siedział, a w tej pozycji nawet drzemał – za takimi filmami jak: „Psychoza”, „Ptaki”, „Zawrót głowy” czy „Północ - północny zachód”. Notabene, nie tylko reżyserował je, ale i pełnił rolę producenta. Wszakże są i inne powody, by nazywać go wielkim. Wprawdzie nie są one tej rangi, co jego filmy, dla niektórych - zwłaszcza tych, którzy się z nim zetknęli - owe dokonania nierzadko bywały mało przyjemne, czasem wręcz obrzydliwe, co nie znaczy to, że można uznać je za pospolite (a nawet jeśli, to w końcu popełnił je jeden z największych twórców kina...).
Hitchcocka za sprawą bardzo charakterystycznego wyglądu trudno zapomnieć – gruby (od dziecka) i łysiejący (dość szybko czoło zaczęło przesuwać mu się ku tyłowi głowy). Do tego odznaczał się wzrostem bardzo średnim, uzębieniem brzydkim, w połączeniu z oddechem nieświeżym. Za nieciekawą fizjonomią krył się geniusz o wielkim poczuciu humoru, w tym - czarnego. Dowcip, w tym skłonność do robienia kawałów i żartowania łączył z dystansem do samego siebie i świntuszeniem. A że lubił dobrze zjeść i wypić, nic więc dziwnego, iż niekiedy przywodził na myśl ludziom swego krajana, szekspirowskiego Falstaffa.
Niezły ptaszek
Przedstawiając się, Hitchcock cedził: „Jestem Hitch” i z rozkoszą kończył: „bez fiuta”. Druga część nazwiska, czyli cock, to po angielsku przede wszystkim kogut i... cóż, najlepszym tłumaczeniem będzie kutas. W tym przypadku sir Alfred miał na myśli naturalnie to drugie znaczenie.
A skoro o ptactwie mowa, to dystyngowanej Jessice Tandy przed sceną kluczowego ataku tytułowych „Ptaków” radził: „Jeśli któryś z nich wleci ci pod spódnicę, łap go! (...)”. Inne aktorki z nim pracujące też nie miały łatwo, z podobnych przyczyn. Na niejedną by wyprowadzić z równowagi i sprowokować do spontaniczną reakcji, zdarzało mu się na planie wrzasnąć: „Czy kiedykolwiek się z kimś przespałaś?”. Była i taka, której przez chłopca od klapsów filmowych przekazywał sprośności.
Do pań, które występowały w jego filmach miał zazwyczaj stosunek osobisty, o parę bywał co najmniej zazdrosny, inne chętnie popychał do bezwstydności. Późniejszemu znanemu reżyserowi Michaelowi Powellowi, który pracował dlań jako fotografik, Hitch w sprawie pewnej aktorki radził: „Nie rób jej tyle zdjęć, kiedy jest sama. Niech będzie z chłopcem na sianie i niech się do niego przytula, żeby poczuć jego fiuta na swojej nodze”.
Zainteresowanie „Mistrza suspensu” budziło życie seksualne jego aktorek, a informacji o nim nie pozostawiał dla siebie, bowiem realizował się także jako plotkarz. O jednej ze swych faworyt, późniejszej księżnej Monako Grace Kelly zakrzyknął w te słowa: „Grace! Pieprzyła się ze wszystkimi! Nawet z małym Freddiem, tym scenarzystą!”. Inna hitchcockowska aktorka Tallulah Bankhead na planie „Łodzi ratunkowej” z lubością obnosiła brak majtek.
Niektórym członkom ekipy, nawet paru panom to przeszkadzało, ale nie reżyserowi. Operator poskarżył się mu na ten nietypowy ambaras, na co Hitch rzekł głośno: „To nie mój problem. Wezwiemy fryzjera”. Zaś gdy inna pani z obsady „Łodzi...” Mary Anderson, nalegała by wymienił jej najmocniejszą stronę, usłyszała: „Moja droga – siedzisz na niej”.
Frywolności, czy wręcz - erotomanii nie łączył twórca „Zawrotu głowy” z sukcesami na polu ars amandi. Jak sam przyznawał, w wieku 24 lat pozostawał wciąż prawiczkiem. Do tego czasu nie tylko nie odbył żadnej randki, ale nawet i nie wiedział za wiele o seksie: „Nigdy nie byłem z kobietą i nie miałem najmniejszego pojęcia, co kobieta robi, żeby mieć dziecko”.
To zmieniło się najpewniej dopiero po ślubie w 1926 r. (co może znamienne, wtedy powstaje już jego trzeci film, ale pierwszy uznany także przez samego Hitchcocka za dojrzały, w nim to też po raz pierwszy pojawił się na ekranie, co od tej pory zostanie znakiem firmowym). Z tego związku w 1928 r. przyszło na świat jedyne dziecko Hitcha – Patrycja.
Pod koniec lat 60. zaczął nagminnie wspominać o swej wieloletniej impotencji. Nawet w obecności żony pozwalał sobie na żart: „Byłem tak gruby, że musiałem spłodzić Patrycję za pomocą wiecznego pióra”. Poczęcie córki - wedle słów Mistrza - miało być jego jedynym razem. Za to, gdy ślubnej nie było w pobliżu, a Hitch wypił za dużo - obmacywał kobiety, a przy pocałunku na pożegnanie wpychał im język w usta. Zdarzało mu się również składać aktorkom niestosowne propozycje.
Nienażarty
Zapewne brak sukcesów w skokach w bok i niesprawność seksualna Hitcha miały związek z tuszą. W okresie szczytowym ważył 150 kg przy 170 cm wzrostu. Po raz pierwszy wyjechał USA w 1937 r., wtedy jeszcze jego masa była mniejsza od rekordowej o 30 kg. Brytyjscy dziennikarze nie mieli w zwyczaju zajmować się czyimś ciężarem, a tym bardziej sobie z niego kpić. Ale nie Amerykanie, „New York Times” opisał Anglika tak: „żywy pomnik zasady bezgranicznego uzależnienia od kapłona, doskonałej wołowiny i piwa oraz podwójnej porcji lodów”. A on wcale nie krył, ile pochłania jedząc i pijąc przed dziennikarzami. Ot choćby podczas kolacji z żurnalistą w Nowym Jorku wsunął trzy steki i tyleż porcji lodów. Pałaszowanie na jawie mu nie wystarczało, z lubością czytywał książkę ze sławnymi przepisami kulinarnymi, wzdychając przy tym z żałością.
Pewien dramatopisarz wspominał obrazowo, że Hitchcock: „(...) poruszał się niezgrabnie, dźwigając się do każdego ruchu niczym przerośnięta foka, przesuwał się bokiem z miejsca na miejsce, jakby ziemia pod stopami nie stanowiła dla niego oparcia. Siedział przy stole, i chociaż się nie ruszał, rzekłbyś, że się rozprzestrzenia (...)”.
W 1943 r. Hitchcock postanowił schudnąć. Skłonił go do tego groteskowy wypadek – biegnąc do pociągu przewrócił się i przygniótł sobą własną rękę, zszokował go potworny ból, jaki to wywołało. Powstawała wtedy właśnie dziejąca się w szalupie ratunkowej „Łódź ratunkowa”. Hitch miał problem, by znaleźć w niej dla siebie tradycyjną epizodyczną rólkę. Ostatecznie uwiecznił swój profil w gazetowej reklamie gorsetu odchudzającego.
Hitchcock bywał lżejszy (i to sporo, nawet o 70 kg), i to przez niekrótki czas swojej kariery. Ale generalnie był niepoprawny, np. bawiąc w Jugosławii - z wielkim zapałem korzystał z miejscowej kuchni. Stwierdził, że skoro jest na wakacjach z polecenia lekarzy, jest także na wakacjach od poleceń lekarzy. Nadmierne ilości jedzenia i alkohol - pity często i w dużych ilościach – miały wpływ na stan zdrowia. A ten na starość nie był dobry, m.in. cierpiał na artretyzm (ang. arthritis), o którym mówił „mój przyjaciel Artur”.
Żartował ze swej tuszy, nazywając ją na przykład zbroją z tłuszczu albo wykorzystując do wykonania popisowego tańca brzucha, jednakowoż z równym zapałem płatał figle innym. Potrafił gościom na oficjalnych przyjęciach serwować jedzenie zabarwione na niebiesko, pod siedzeniami nadętych ważniaków umieszczać poduszki wydające dźwięki kojarzące się jednoznacznie. Albo - dajmy na to - przyczepić do zderzaka samochodu ławicę wędzonych śledzi czy zsypać na próg domu ciężarówkę węgla.
Kawały Hitcha nie omijały najbliższych - gdy Pat była podrostkiem, w czasie snu wymalował jej twarz. Pierwsze spojrzenie w lustro napędziło jej niezłego pietra. To dowcip bardzo w stylu tego filmowca, który bawił - strasząc. „Psychozę” podsumował tak: „Zabrałem publiczność na wycieczkę do domu w wesołym miasteczku – domu, w którym straszy”
***
Pisząc niniejszy artykuł korzystałem przede wszystkim z biografii autorstwa Patricka McGilligana „Alfred Hitchcock. Życie w ciemności i pełnym świetle”, Twój Styl Warszawa 2005. Z niej pochodzi większość cytatów.