Piłka nożna to gra dżentelmenów, w którą grają chuligani, a rugby to gra chuliganów, w której uczestniczą dżentelmeni. Ta popularna w brytyjskich kręgach rugby maksyma, ponoć autorstwa Oscara Wilde’a, pada w najnowszym filmie Clinta Eastwooda, „Invictus”. Film pokazuje, jak Nelson Mandela, świeżo wybrany prezydent Południowej Afryki, szuka w kapitanie zespołu rugby – sportu uwielbianego przez białych i znienawidzonego przez czarnych – sojusznika dla budowy narodowego pojednania. Mandelę gra Morgan Freeman, który poprzednio dwukrotnie wcielał się w Boga, więc i z tym wyzwaniem dobrze sobie poradził.
Myślę, że nasi politycy mogą się wiele nauczyć od Mandeli, który jak Chrystus potrafił wybaczać – tłumaczy Eastwood. Kapitan reprezentacji Afryki Południowej w rugby – gra go Matt Damon – mówi z mieszanką podziwu i niedowierzania swej dziewczynie po zwiedzaniu celi na Robben Island, gdzie przez wiele lat więziono Mandelę i dokąd w przeddzień arcyważnego meczu zabiera swój team: „Wyobraź sobie, że on przebaczył tym, którzy go tu trzymali”.
Tytuł filmu, „Invictus”, to tytuł wiersza Williama Ernesta Henleya, który Mandela cytuje i który pomógł mu przetrwać. „Jestem władcą mego losu, jestem kapitanem mojej duszy”. Czego mogą się nauczyć widzowie? Możemy być dużo bardziej tolerancyjni, mówi Eastwood, jeśli zechcemy.
Leniwy macho
W Hollywood Eastwood należy do wyjątków. Nigdy nie pociągały go narkotyki. Jak sam mówi, dekady lat 60. i 70. umiliło mu piwo. Jego młodzieńcze pasje to szybkie samochody i łatwe kobiety. Prawdziwą miłość – powiada – znalazł, gdy miał 65 lat. Co doradza synom? Żeby dawali kobiecie pierwszeństwo w przejściu przez drzwi. Dlaczego? Bo są silniejsi. To ich obowiązek jako mężczyzn. A tego się dziś nie uczy. Kiedyś, wspomina z nostalgią, nie trzeba było przewracać krzeseł i wydzielać testosteronu, aby udowodnić swą męskość. Lubi opowiadać o spotkaniu z Rocky Marciano, jedynym niepokonanym w swej karierze zawodowej mistrzem świata w boksie. Uścisnęli sobie ręce. Uścisk bokserskiego championa był delikatny, niczym u pianisty. Eastwood odszedł z myślą: Rocky Marciano nie musi cię mocno łapać za rękę. Wie, że mógłby cię zabić. To prawdziwy facet.
Wspomina też spotkanie z bardzo już starym Alfredem Hitchcockiem. Gdy zaczęli intelektualizować na temat kinematografii, Hitchcock powiedział: „Musisz pamiętać jedno – to tylko film”. Eastwood miał odpowiedzieć: „Masz rację. To nie wyleczy raka ani jakiejkolwiek innej choroby, ale może komuś gdzieś dać radość”. „Tak – odpowiedział stary mistrz – w tym rzecz”.
Eastwood, kiedyś uosobienie macho, dziś robi filmy, które zmuszają do myślenia. Studia filmowe mają z nim kłopoty. Gdy przyszedł z „Rzeką tajemnic”, mówiono mu, że to zbyt ponure. Przekonywał, że to ważne i ładnie opowiedziane. Rok później, przy okazji „Za wszelką cenę”, pytano, kto zechce oglądać film o dziewczynie bokserce. Przecież to opowieść o miłości ojca i córki. Boks jest tu okolicznością przypadkową – przekonywał. Powiedział Warner Brothers: „Nie wiem, czy coś na tym filmie zarobicie, ale myślę, że zrobię film, z którego będziecie dumni”. Mówi, że dziś brakuje chęci podejmowania ryzyka i stąd rodzi sie tyle powtórek i odgrzewanych seriali.
Nakręcony w 2008 r. „Gran Torino”, o tym jak, zgorzkniały weteran wojny w Korei (w tej roli sam Eastwood) i sąsiad grupy imigrantów z Azji Południowo-Wschodniej z bólem konfrontuje się ze swymi uprzedzeniami, to kameralny obraz bez żadnej innej gwiazdy, a zarobił w pierwszy weekend 30 mln dol. i został na krótko liderem kasowym. Wystarczyły przesłanie i gra.
Gdy Nicolas Sarkozy przypinał mu Order Legii Honorowej, nazwał Eastwooda „symbolem takiej Ameryki, jaką Francuzi podziwiają”. Nie miał na myśli spaghetii westernów, kręconych przez włoskich reżyserów w latach 60. i 70. XX w., filmów naśladujących westerny amerykańskie, którymi krytycy pogardzali, dopóki nie awansowały do roli filmów kultowych, a które uczyniły z Eastwooda gwiazdę.
Sergio Leone, mistrza tego gatunku, interesowała w 1964 r. twarz Eastwooda i jego leniwy sposób chodzenia. „Potrzebowałem bardziej maski niż aktora, i Clint w tym czasie miał tylko dwa wyrazy twarzy: w kapeluszu i bez” – mówił wiele lat później. Włoski western przyniósł redefinicję stereotypu bohatera amerykańskiego westernu. Szlachetnego i bezkompromisowego, w stylu Johna Wayne’a, zastąpił rewolwerowiec pełen moralnych wątpliwości albo po prostu gość do wynajęcia.
„Za garść dolarów”, pierwszy z trzech filmów, jaki Eastwood nakręcił z Leone, krytykom nie przypadł do gustu, ale przyniósł sukces kasowy i w następnym roku Eastwood nakręcił „Za kilka dolarów więcej”. W trzecim spaghetti westernie, „Dobry, zły i brzydki”, gdy obok niego pojawili się utalentowani aktorzy, wśród nich znany z „Siedmiu wspaniałych” Eli Wallach, Eastwood obawiał się, że go przyćmią. Skarżył się reżyserowi: „W pierwszym filmie byłem sam. W drugim było nas dwóch. Teraz jest trzech. Jak tak dalej pójdzie, w następnym będę grał z całą amerykańską kawalerią”. Wynegocjował znacznie lepszą gażę: 250 tys. dol., kolejne Ferrari i 10 proc. zysków z pokazów w Ameryce. Ale odmówił dalszej współpracy z Leone, który wiele lat później zrewanżował się niepochlebnymi porównaniami Eastwooda z Robertem DeNiro: „Bobby przede wszystkim jest aktorem, Clint przede wszystkim jest gwiazdorem. Bobby cierpi, Clint ziewa”.
W 1971 r. pojawił się detektyw Callaghan, czyli Brudny Harry, bezwzględnie rozprawiający się z przestępcami. Rola na długo pozostała wizytówką Eastwooda, a także inspiracją dla gatunku od tego czasu regularnie powielanego: policjanta, który stracił wiarę w system i bierze we własne ręce batalię o sprawiedliwość. Latem 1971 r. znalazł się na okładce magazynu „Life” z podpisem: „Ulubionym światowym gwiazdorem jest – nie żartujemy – Clint Eastwood”.
Po kilku takich sobie latach Eastwood zaskoczył wszystkich filmem „Bez przebaczenia”, który w 1993 r. był nominowany do Oscara w dziewięciu kategoriach. Dostał cztery nagrody (za najlepszy film, najlepszą reżyserię, najlepszą męską rolę drugoplanową i za najlepszy montaż).
Odbierając w zeszłym roku pierwszą w historii statuetkę Prix Lumičre, nagrodę nazwaną na cześć pionierów kinematografii, Auguste’a i Louisa Lumičre, Eastwood powiedział, że zawdzięcza im ponad 50 lat zatrudnienia. Aktorstwo traktował początkowo jako pracę dorywczą. Przedtem kopał rowy, pompował paliwo, służył w armii jako instruktor pływania.
Brudny Harry i czysta muzyka
Mniej znana strona Eastwooda to jego miłość do muzyki. Zamierzał studiować muzykę na uniwersytecie w Seattle, gdy w 1950 r., w czasie wojny w Korei, wzięto go do wojska. W młodości grał na pianinie w klubach w Oakland, aż, jak wspomina jeden z przyjaciół, „palce mu krwawiły”. Przyglądał się występom wielkich jazzmanów tamtych czasów. Gdy w 1971 r. reżyserował swój pierwszy film „Zagraj dla mnie, Misty”, w którym sam zagrał główną rolę, wybrał do niego romantyczny motyw muzyczny, „First Time Ever I Saw Your Face”, w wykonaniu nieznanej wówczas Roberty Flack. Utwór stał się standardem.
W hołdzie aktorowi, reżyserowi i wielbicielowi jazzu w 1996 r. w nowojorskiej Carnegie Hall odbył sie koncert z udziałem wielu legend jazzu, a także kwartetu Kyle Eastwooda, syna aktora. Było to podziękowanie za to, co Eastwood, fan jazzu od 16 roku życia, zrobił dla świata jazzu. Nie tylko za muzykę w filmach, ale za zbieranie funduszy na sfinansowanie takich projektów jak filmowa biografia Charliego Parkera, wirtuoza saksofonu, czy produkcja dokumentu o Theolniusie Monku.
Renesans zainteresowania przedwcześnie zmarłą Dinah Washington, jedną z najwybitniejszych wokalistek jazzowych XX w., i wspaniałym jazzowym barytonem Johnnym Hartmanem wiąże się z muzyką do filmu Eastwooda „Co się zdarzyło w Madison County”. Lennie Niehaus, saksofonista, aranżer i kompozytor jazzowy, często współpracuje przy filmach Eastwooda, choć sam aktor, reżyser, producent nie stroni od kompozycji. „Rzeka tajemnic” była pierwszym filmem, do którego sam napisał muzykę w całości. W 2003 r. Henry Mancini Institute przyznał mu Hank Award, wyróżnienie za wybitne zasługi dla amerykańskiej muzyki.
Jest republikaninem, ale odmówił wzięcia udziału w kampanii prezydenckiej George’a W. Busha. Głosował na Rossa Perrota, a w wywiadzie powiedział: „Uważam, że to, co ultraprawicowe skrzydło zrobiło dla republikanów, było autodestrukcją”. 10 lat później, na konferencji prasowej poświęconej filmowi „Rzeka tajemnic”, potępił wojnę w Iraku jako „wielki błąd” i bronił wizyty Seana Penna w Bagdadzie. Powiedział, że gdyby był młodszy, być może zrobiłby to samo. Za słuszne uważał usunięcie Saddama Husajna. Trzeba go było zastąpić bardziej cywilizowanym dyktatorem, a nie rozpuszczać armii i policji – powiedział przy innej okazji.
Wspiera wiele organizacji charytatywnych. Dba o kondycję fizyczną, co nietrudno zauważyć, patrząc na ekran. Biega, uważa na to, co je, nie pali, uprawia jogę, każdego dnia medytuje. Ma siedmioro dzieci, w wieku od 14 do 46 lat, z pięcioma kobietami. Był żonaty z modelką Maggie Johnson i przez 14 lat żył z Sondrą Locke, wielokrotną partnerką ekranową. Od 15 lat jest mężem Diany Ruiz, byłej dziennikarki i reporterki telewizyjnej, o której mówi, że jest najlepszym przyjacielem, jakiego miał w życiu.
Mieszka w Carmel, malowniczym miasteczku nad Pacyfikiem, półtorej godziny na południe od San Francisco, słynnym z klubu i pola golfowego. Przez 2 lata był tu burmistrzem. 5 lat temu stał się najstarszym zdobywcą Oscara za reżyserię („Za wszelką cenę”). Na widowni była jego 95-letnia matka.
Coraz lepiej
Eastwood pławi się dziś w sukcesie jak nigdy przedtem. W 2009 r. w Cannes odebrał Złotą Palmę za całokształt twórczości. Nowojorskie Museum of the Moving Image przyznało mu specjalne wyróżnienie, gdyż „jego praca jako aktora, reżysera i producenta pomaga definiować to, czym jest dzisiaj amerykańskie kino”. W listopadzie 2009 r. Magazyn AARP (American Association of Retired People), który dociera do 35 mln czytelników w wieku powyżej 50 lat, ogłosił nazwiska dziesięciu osobowości „wykorzystujących swoją energię, kreatywność i pasję, by uczynić świat lepszym”, w tym Eastwooda. Aktor znalazł się wśród laureatów The Inspire Awards. Magazyn „GQ” wybrał go Człowiekiem Roku 2009.
W najnowszej ankiecie amerykańskiego magazynu „Vanity Fair” na pytanie, „w jakim filmie najbardziej chcielibyście wystąpić”, najczęstsza odpowiedź brzmiała: w westernie u boku Clinta Eastwooda. A na polskim forum Stopklatka.pl. można przeczytać komentarze na temat Eastwooda: „Facet ma coś do powiedzenia o prawdziwych facetach i nie tylko to, że są silni i twardzi, ale też że myślą”.
Eastwood nie zwalnia tempa. Kończy już pracę nad kolejnym filmem. „Hereafter” to jego pierwszy horror, a producentem jest Steven Spielberg. W planach ma nakręcenie filmów o życiu Marka Twaina i Neila Armstronga.