Legendą romantyczną i piękną, ale legendą. Kogo kochał? Jak żył? Jakim był człowiekiem? Spróbujmy sobie odpowiedzieć na te pytania.
Urodził się w 1798 r. w Nowogródku albo w Zaosiu. Badaczom nie udało się tego ustalić. Ojciec: Mikołaj Mickiewicz, prawnik, prowincjonalny kauzyperda, zajmujący się podejrzanymi procesami.
Na początku XIX w. szlachta polska musiała udowadniać swoje szlachectwo. Był to rodzaj represji wymyślonych przez carat, by zmniejszyć jej liczebność. Zagrożenie wojskiem (chłopów obowiązywała aż 25-letnia służba) powodowało, że masowo stawano przed sądami, by udowadnić swe szlacheckie pochodzenie. W tej epoce wiele rodzin szlacheckich utraciło swoje prawa przez zaniechanie lub niemożność udokumentowania genealogii, a że natura próżni nie lubi, przy okazji weszło do stanu szlacheckiego sporo zamożniejszych mieszczan i chłopów.
Udowadnianiem szlacheckiego pochodzenia zajmował się właśnie Mikołaj Mickiewicz. Przy okazji i swoje udowadniał – dwukrotnie negowano szlacheckie korzenie rodziny Mickiewiczów. Drobna to bowiem była szlachta. Ojciec Mikołaja, Jakub, ledwo piśmienny, ożenił się bogato, co zdaje się zdecydowało o awansie całej rodziny i pozwoliło Mikołajowi skończyć studia.
Mickiewiczowie był to ród krewki, skory i do szabli, i do szklanki. Jak odnotowały annały, dwaj stryjeczni dziadkowie poety zginęli w bójkach. Jeden z nich, Bazyli, z ręki swojego wspólnika w różnych łajdackich przedsięwzięciach, niejakiego Jana Saplicy.
Matką poety była Barbara z Majewskich, córka ekonoma. Niezbyt to wysoka parantela. Kobieta ta intrygowała zawsze biografów, ponieważ stugębna plotka głosiła, że była frankistką, czyli Żydówką.
Matka naszego narodowego wieszcza Żydówką? Coś strasznego!! – wykrzykiwali dziewiętnastowieczni mieszczanie. I nie dopuszczali tego do wiadomości i świadomości. A to ciekawa historia: na Litwie działał w owych czasach głośny reformator Jakub Frank, który doprowadził do asymilacji kilku tysięcy Żydów. Chrzcili się oni i przyjmowali polskie nazwiska. Szlachta i arystokracja dopuszczała konwertytów do swoich herbów. Niekiedy nazwiska tych nowych szlachciców wywodziły się od nazw miesięcy, w których odbywał się chrzest. Nazwisko Majewska pochodzi od maja. A więc, może?
Ksawery Branicki, wspierający różne przedsięwzięcia polityczne Adama Mickiewicza, twierdził, że ten sam przyznał mu się do żydowskiego pochodzenia matki. Ale są to tylko słowa. Nie mamy żadnych dokumentów na ich poparcie.W tym miejscu wypada powiedzieć, że też raczej mieć ich nie będziemy. Syn naszego wieszcza, Władysław, życie strawił na tworzeniu legendy ojca między innymi poprzez niszczenie listów i dokumentów, które by rzuciły jakiekolwiek negatywne, w jego mniemaniu, światło na postać poety. Straty przez niego poczynione są nie do odrobienia.
Jak to było z Marylą
Rodzinie Mickiewiczów powodziło się nieźle aż do śmierci ojca w 1812 r. Później było już bardzo ciężko. Braci Mickiewiczów było aż czterech. Adam zdecydował się na studia w Wilnie. Uczył się dobrze i mógł wybrać sobie kierunek, ale potrzebował stypendium. Myślał o medycynie, zaczął jednak studiować w seminarium nauczycielskim, gdzie to stypendium udało mu się uzyskać. Zasady stypendialne były proste – za każdy rok studiów dwa lata pracy pedagogicznej w miejscu wskazanym przez uczelnię.
Na początku XIX w. Uniwersytet Wileński stał na wysokim poziomie. Wykształcenie klasyczne, jakie odebrał Mickiewicz, rozległe lektury plus talent poetycki dały mu potem wystarczające kwalifikacje do prowadzenia wykładów w paryskiej College de France i przynależność do ścisłej czołówki ówczesnej elity intelektualnej Europy.
Na studiach zawarł mnóstwo przyjaźni, którym pozostał wierny przez całe życie. Malewski, Odyniec, Zan, Czeczot, Domeyko to ludzie, którzy byli z nim na dobre i złe, którzy go wspierali i których on wspierał, gdziekolwiek by ich los rzucił. Jeden z kolegów napisał o przyszłym wieszczu, że Adam był: „nie mnisiej maniery...”. Po prostu – był kochliwy.
Romantyzm. Wtedy wszyscy się kochali. Ale Mickiewicz nie tylko się kochał. On romansował. Kręciły się po jego życiorysie różne panienki: jakaś Joasia, Józia, jakaś Aniela, co go do ołtarza próbowała doprowadzić. Nawet słynny wiersz „Do M.” był najpierw zadedykowany innej. Ale najważniejsza była oczywiście Maryla. Tylko z Marylą też było zupełnie inaczej niż nas uczono w szkole, inaczej niż mówi legenda o miłości wielkiej łączącej poetę i dziewicę, którą wydano za bogatego hrabiego.
Poeta jak to poeta – najpierw miał romans. Z panią Kowalską, żoną lekarza w Kownie. Kowieńska Wenera – tak o niej pisano.
W Kownie znalazł się Adam po ukończeniu studiów, właśnie tam musiał odpracować swoje stypendium. Nuda małego miasteczka, tępi uczniowie, marna pensyjka, z której wspomagał młodszych braci, podsyłając im pieniądze a to na koszule, a to na majtki – wszystko to powodowało, że nasz poeta zapada w Kownie na hipochondrię, depresję, ból zębów i wszelkie możliwe przypadłości. Koledzy ślą mu książki, wspomagają pożyczkami, niepokoją się o utalentowanego przyjaciela. To, że jest wybitnie utalentowany, już wiedziano. Właśnie wydał swój pierwszy tomik poetycki.
Wszystkie niedole życia prowincjonalnego znikają, gdy zaczyna się romans. Romans, który omal nie doprowadził do pojedynku. Kowieńska Wenera miała bowiem jeszcze jednego adoratora: szambelana Nartowskiego. Przy kartach panowie się kłócą o damę. Mickiewicz, nieodrodny wnuk Bazylego, wali szambelana w łeb lichtarzem. Na to pojawia się mąż, który rozdziela walczących.
Finał – dwa pojedynki. Z szambelanem i mężem. Niezły skandal jak na małe Kowno! Szczęściem doktorowa z kobiecym sprytem doprowadza do zgody między panami. O mało co, abyśmy może stracili w pojedynku naszego wieszcza. Tak jak Rosjanie stracili w pojedynku Puszkina.
Poeta romansuje w najlepsze z doktorową Kowalską, gdy poznaje w czasie wakacji pannę Marylę Wereszczakównę, z zamożnej, acz trochę zbiedniałej rodziny, zaręczoną już z hrabią Wawrzyńcem Puttkamerem. Miłość nie rozgorzała od pierwszego wejrzenia, jak każe legenda. Poeta wraca do Kowna i dalej romansuje z nadobną doktorową. Dopiero po roku w czasie wakacji znów spotyka Marylę i wtedy się zakochuje. Maryla jest już wówczas hrabiną Puttkamerową. Legenda głosi, że jej małżeństwo było białe, czyli nieskonsumowane. Stąd dziewica.
Przyjaciele starannie zacierali ślady doktorowej Kowalskiej. Zaklinali się, że łączyła z nią poetę tylko przyjaźń. Podobnie przesuwano w czasie romans z Marylą, by się nie wydało, że był to romans z mężatką. Romantyczny poeta powinien przeżywać wielką miłość, ale przecież nie z mężatką!
Z zachowanych fragmentów korespondencji Jarosław M. Rymkiewicz wydedukował, że romans ten miał przebieg niezwykle dramatyczny. Przytoczmy jego sugestie... Są one doprawdy sensacyjne! Maryla się truła. Zażyła końską dawkę popularnego w owym czasie laudanum, czyli opium. Odratowano ją. Truła się, ponieważ była przy nadziei. A małżeństwo ponoć było białe.
Z tego romansu urodziła się córeczka Ewelina, która gdzieś tam w historii zaginęła, być może umarła w dzieciństwie. Wspominano ją jako dziecko ponure i tępe. Może upośledzone. Wszak dawka laudanum była końska...
To najbardziej, jakbyśmy dziś powiedzieli, hardcorowa wersja romansu. Jak było naprawdę, nie wiemy. Ale mimo romantycznego sztafażu i zacierania śladów było wielkie uczucie. Mickiewicz wspominał Marylę przez całe swoje życie z największym sentymentem. Dopytywał o nią. Przechowywał pamiątki. Ona też podobno kochała tylko jego, mimo że jednakowoż miała z mężem kilkoro dzieci.
Także romans z panią Kowalską skończył się dość burzliwie. Porzucona doktorowa próbowała odzyskać, bezskutecznie, uczucia poety. Niemniej, gdy Adama uwięziono, obie damy stanęły na wysokości zadania – biegały do więzienia z paczkami, prały mu koszule i wspierały finansowo. Pewnie mijając się w bramie więzienia wymieniały uwagi, w jakim nastroju jest dziś drogi Adalko.
Romanse krymskie
Mickiewicz jeszcze w okresie studiów wraz z kolegami zorganizował kółka kształcenia naukowego, niewinne w gruncie rzeczy, choć oczywiście bardzo patriotyczne, związki filaretów i filomatów. Stały się one podmiotem śledztwa dwa lata po ukończeniu przez niego studiów. Wszyscy członkowie zostają aresztowani. Odbywa się proces, zapadają surowe wyroki.
Mickiewicz, już wówczas uznany poeta, zostaje potraktowany ulgowo i zesłany do wskazanego przez siebie miejsca. Tam ma odpracować studia. Wybiera słoneczny Krym i znakomite odeskie gimnazjum klasyczne, w którym akurat jest wakat nauczycielski. Inni trafiali gorzej – powędrowali na Sybir czy, jak Zan, do twierdzy.
To dobre miejsce ma jednak swoje złe strony. Mickiewicz wpada w tryby carskiej machiny biurokratycznej, która może z nim robić, co chce. Przerzucać z miejsca na miejsce, wskazywać, co i z kim ma robić. Jest śledzony, inwigilowany, musi pisać podania, gdy chce gdzieś pojechać.
Przemieszcza się między Krymem, Petersburgiem a Moskwą. Pisze wiersze, poematy, sonety – staje się sławny i podziwiany w Polsce, Rosji, na Litwie. Wchodzi w kręgi najlepszego petersburskiego towarzystwa. Zaprzyjaźnia się z dekabrystami, z księżną Wołkońską, Puszkinem. I romansuje. Jak napisał o nim Tomasz Łubieński, autor znakomitej biografii poety, należał do mężczyzn, którzy nie odmawiali...
Na Krymie wdaje się w romans między innymi z piękną Karoliną z Rzewuskich Sobańską, agentką carską, która chyba naprawdę polubiła naszego poetę – na niego nie donosiła... W Moskwie wzdycha do malarki Karoliny Jaenisch. Chce się nawet żenić, ale rodzina panny nie wyraża zgody.
Poznaje Marię Szymanowską, bardzo ustosunkowaną pianistkę ze znanej rodziny frankistowskiej. Zaprzyjaźnia się z nią, staje się nieomal domownikiem. Czy łączył poetę z nią romans, nie wiemy, choć niektórzy biografowie sugerują, że tak. Szymanowska ma dwie córki: starszą Helenę, która została później żoną najbliższego przyjaciela Mickiewicza Franciszka Malewskiego, i młodszą Celinę, z którą poeta na razie ciągle się droczy, a za kilka lat ożeni.
Mimo że pobyt w Rosji nie jest zbyt uciążliwy, przyjęcie goni przyjęcie, a wycieczka wycieczkę, Mickiewicz cały czas usiłuje się z tej Rosji wydostać. On sam, jak i jego przyjaciele ślą do władz podanie za podaniem, by pozwolono poecie dla ratowania zdrowia jechać do Włoch.
Dostaje bezustannie odmowy. Aż wreszcie zgodę. Wyjeżdża. Odbywa klasyczną podróż, grand tour, jaką odbywała cała ówczesna arystokracja. Włochy – Szwajcaria – Niemcy.
Kobiety zamiast powstania
We Włoszech jest Mickiewicz przyjmowany w najpierwszych, jak to się wówczas mawiało, domach. Jest już poetą o europejskiej sławie. Autorem „Grażyny”, „Konrada Wallenroda”, „Sonetów krymskich”. Ta podróż jest jego drugim uniwersytetem – czyta, zwiedza, chłonie i rozmawia. Zmienia się z poety w intelektualistę, myśliciela.
W Italii poznaje hrabiowską rodzinę Ankwiczów. Miłe wycieczki, obiady, poeta zaczyna adorować córkę domu Ewę Henriettę. Czy się zakochuje? Wątpliwe. Wydaje się, że ani on, ani panna. Niemniej występuje w roli starającego się i jest mile przyjmowany. Ma nadzieję na dobry ożenek. Ale gdy się deklaruje, dostaje czarną polewkę. Za wysokie progi...
Całą tę włoską sielankę zakłóca wybuch powstania listopadowego. Wieszcz narodowy powinien walczyć. Mickiewicz chce niby jechać do powstania. Jedzie. Długo. Zwiedzając po drodze, oglądając kaskady, podziwiając Rafaela. Dojeżdża. Ale nie do Polski – do Paryża. I znowu niby jedzie, jednak jakoś bez przekonania. Ciągle coś mu przeszkadza...
To ma wieźć broń, to chcą mu jakąś misję powierzyć. Może zatrzymują, by go ocalić? Nie wiemy. W końcu jednak rusza. Dojeżdża do Wielkiego Księstwa Poznańskiego – ale właśnie zamknięto granice tak szczelnie, że ani się przedostać. Próbuje, ale bez rezultatu. Czekając na zmianę sytuacji, wędruje po okolicznych dworach, wszędzie witany, fetowany. Spotyka się ze swoim bratem, rannym w powstaniu, i uwodzi kobiety. Wiele kobiet. Najważniejszą z nich była Konstancja Łubieńska, bardzo piękna, oczywiście mężatka, matka pięciorga dzieci, kobieta niewątpliwie z klasą. Konstancja zakochuje się, chce rzucać męża, z dużym trudem udaje się jej to wyperswadować. Jak ślicznie napisał o tym Łubieński: „Łubieńska chciała dla niego poświęcić wszystko, on nie miał nic dla niej do poświęcenia poza sobą. A siebie było mu trochę szkoda...”.
Być może uciekając przed wielbicielkami, wraca Adam Mickiewicz do Paryża, po drodze zahaczając o Drezno, gdzie w przypływie natchnienia spłaca swój dług Polsce, pisząc „Dziady”. Zaś Konstancja Łubieńska będzie jeszcze przez wiele lat słać do niego listy, będzie przyjeżdżać, próbować nawiązać zerwany romans. Będzie też przez całe życie poety udzielać mu wsparcia finansowego. Bezpośrednio i dyskretnie, przez wspólnych przyjaciół.
Po upadku powstania młody Rosjanin Chlustin, przyjaciel Adama, pisze do niego list, a w nim: „Żal mi pana, umrzeć tam byłoby pięknym losem, pana godnym”. Kompleks powstania, tego, że nie wziął w nim udziału, wlecze się za poetą do końca życia. Podobnie jak większość emigrantów popowstaniowych rusza do Francji i osiedla się w Paryżu. Rzuca się w wir pracy politycznej. Pisze „Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego”, pokrzepiające dzieło powszechnie wówczas czytane, w którym pojawia się koncepcja Polski jako narodu wybranego, a emigrantów jako pielgrzymów.
Pan Tadeusz i Celina
Zaraz po ukończeniu „Ksiąg” zaczyna pisać „Pana Tadeusza”. Kropi go – jak to określał – szybko i kończy w 1834 r. Wbrew pozorom, ta polska epopeja nie spotkała się z życzliwym przyjęciem emigracji. Powszechnie uważano „Dziady” za rzecz znacznie wyższych lotów. Każdy wbijał jakąś szpilkę; Norwid na przykład napisał, że jedyną postacią serio w tym utworze jest Żyd. Ale tu trzeba dodać, że Norwid za Mickiewiczem nie przepadał.
W chwili ukończenia „Pana Tadeusza” Mickiewicz ma lat 36 i czas mu się żenić, ustatkować. Jak się mówiło wówczas – ustalić. Jego małżeństwo zaskakuje wszystkich.
Mickiewicz zwierza się, ot tak, gawędząc, z zamiarów matrymonialnych znajomemu z Wilna Stanisławowi Morawskiemu. Mówi, że gdyby Celina Szymanowska była wolna, ożeniłby się z nią. Morawski przekazuje wiadomość do Warszawy, gdzie mieszka Celina, a ta natychmiast rusza w drogę.
Pozycja życiowa Celiny zmieniła się diametralnie od czasów petersburskich. Jest teraz ubogą sierotą. Jej słynna i piękna matka, światowej sławy pianistka, zmarła nagle na cholerę. Nie zostawiła żadnych zasobów finansowych – żyła wszak z pracy rąk.
Kiedy matka umiera, opuszcza Celinę narzeczony Erazm Puchalski. Alina Witkowska w swojej książce poświęconej małżeństwu Mickiewiczów wysuwa sugestię, że Puchalski był gejem, a narzeczeństwo z Celiną miało być dla niego przykrywką i zarazem odskocznią do kariery. Liczył na protekcje ustosunkowanej teściowej. Jeśli Celina po zerwaniu zaręczyn zdawała sobie z tego sprawę, a raczej zdawała, najpewniej było jej podwójnie gorzko. Ubogie samotne panny w owym czasie nie miały łatwo. Tułały się po domach bogatych krewnych pozbawione nadziei na zmianę losu. Nic więc dziwnego, że gdy panna dowiaduje się, że słynny poeta byłby nie od tego, by się z nią ożenić, wsiada w karetę, dyliżans czy inną dryndę i mknie do Paryża.
Zdumiony Mickiewicz nie wie, co z tym fantem zrobić. Ot! Tak sobie coś powiedział. Ale panna jest piękna, podoba mu się, a panny uwieść się nie da czy po prostu nie wypada. Podoba mu się też jej zdecydowanie. I bierze ślub. Polski Paryż jest wstrząśnięty tym niesłychanym szalonym mariażem.
Najpierw jest proste domowe szczęście. Szybko na świat zaczynają przychodzić dzieci, Marynia, potem Władzio, a potem jeszcze czworo. Zaprzątają one uwagę poety bez reszty – późne ojcostwo absorbuje. Listy do przyjaciół pełne są opowieści o pierwszych zębach, urodzie i inteligencji dzieci.
Mickiewiczowie hodują w domu różne zwierzęta, psy, koty, nawet srokę. Idylla. Nie do końca. Przede wszystkim dręczą ich kłopoty finansowe. To niełatwe dla poety utrzymać gromadę dzieci, żonę, psa i kota. Nie wspominając już o sroce! Zaczyna się nieustanne borykanie z losem, starania o pracę, o wydania czy wznowienia książek, pożyczanie pieniędzy od znajomych, zasiłki od przyjaciół i rodziny. Ciężki los dla poety. A równocześnie, gdy tylko w domu Mickiewiczów pojawiają się jakieś pieniądze, hojnie, na tyle, na ile może, wspiera emigrantów, zarówno przyjaciół, jak i zupełnie mu nieznanych, a w potrzebie. Praca poetycka kompletnie zamiera. W tych warunkach nie da się pisać poezji. Jak być wieszczem, gdy trzeba płacić rachunki, a pieniędzy nie ma? Gdy trzeba zwolnić służącą, zastawić ostatnie cenne rzeczy? Nie da się i już. Mickiewicz, by zarobić, pisze przypadkowe artykuły, usiłuje pisać sztuki teatralne, jakąś „Historię Polski” nigdy nieukończoną. Tego znoju codziennego nie wytrzymuje psychika młodziutkiej i nieprzygotowanej do takiego losu żony. Po urodzeniu drugiego dziecka zaczyna chorować i to chorować psychicznie. Chodzi dziwacznie ubrana, ma manię wielkości, wydaje jej się, że zbawi Polskę, że jest Matką Boską. Ma ataki szału.
Towiański i femme fatale
A Mickiewicz? Nie może pisać, czuje się winny, ucieka, ucieka w mistykę. I kiedy w Paryżu pojawia się Andrzej Towiański, który twierdzi, że doznał objawienia, poeta mu uwierzy i stanie się jego gorliwym wyznawcą. A uwierzy mu dlatego, że Towiański uleczył Celinę. Jak to zrobił, do dziś dnia nie wiadomo. Zjawił się w domu poety, namówił go, by odebrał żonę ze szpitala, jak wtedy mówiono, domu zdrowia, powiedział jej coś do ucha i Celina ozdrowiała. Cud.
Poeta uwierzył. Jak mógł nie uwierzyć? Oddał się mistrzowi bez reszty. Do tego stopnia, że dla sprawy towianizmu traci tak ważną dla emigracji, dla siebie i dla bytu materialnego rodziny Katedrę Literatury Słowiańskiej w College de France. Budzi nieufność władz. Odchodzi od katolicyzmu. Usiłuje dla sprawy towianizmu zjednać bez skutku papieża, emigrację, wszystkich wokół. Popada w mistycyzm, robi wrażenie szalonego. Z poręczenia Towiańskiego przybywa do domu Mickiewiczów Ksawera Deybel. Ma za zadanie pomagać wciąż słabującej Celinie w opiece nad dziećmi. Celina też należy do koła, jest żarliwą wyznawczynią mistrza.
Ksawera ma lat 22 i pochodzi z Wilna. Początkowo panie się przyjaźnią, później coś się psuje. Ksawera jest prawdziwą femme fatale. Mieszka i żyje kolejno z kilkoma braćmi. Staje się przyczyną konfliktów, a nawet bójek.
Co łączyło ją z Mickiewiczem? Nie wiemy. Dzieci poety nienawidziły jej do tego stopnia, że wzmianki o niej zostały w korespondencji zamazane. Większość badaczy uważa, że poeta był nie tylko jej kochankiem, ale też ojcem co najmniej jednego lub dwojga z jej dzieci. Cała historia z Ksawerą budziła ogólne zgorszenie, nic bardziej niż ona nie zaszkodziło reputacji towiańczyków. W końcu Ksawera zostaje wydana za mąż za inwigilującego koło towiańczyków komisarza francuskiej policji, który z miłości do Ksawery przystąpił do sprawy.
Legiony dwa i śmierci dwie
W 1848 r., roku Wiosny Ludów, przyjeżdża Mickiewicz do Rzymu, by wyjaśnić sprawę, czyli misję Towiańskiego, papieżowi, ma nadzieję na pojednanie. Nie wyrzeka się jednak sprawy ani mistrza, więc do pojednania nie dochodzi. Zawirowania polityczne sprawiają, że staje na czele Legionu Polskiego, który rusza ni mniej, ni więcej, aby oswobodzić Polskę. Poeta układa dla Legionu manifest ideowy „Skład zasad”, utwór głoszący równość, wolność i braterstwo. Dla wszystkich: kobiet, włościan i Żydów. Rzecz w owym czasie zupełnie niesłychana. Sam legion początkowo składa się z 11 ludzi, w tym ośmiu malarzy i jednego garbusa.
Powoli jednak pojawiają się ochotnicy. Wkrótce jest już ich kilkuset. Później ponad półtora tysiąca. Poeta przekazuje dowództwo legionu wojskowym i udaje się do Paryża. Legion przetrwał półtora roku. Nie odniósł żadnych poważnych zwycięstw, ale miał znaczenie zarówno moralne, jak i propagandowe dla sprawy polskiej.
A Mickiewicz? Mickiewicz rzucił się w wir innych wyzwań. Zaczął wydawać gazetę „Tribune des Peuples”. Dobrą gazetę. Nowoczesną i postępową. Taka gazeta oczywiście nie miała szans przetrwać. Szybko została zawieszona. Wraca więc Mickiewicz w domowe pielesze. Rodzi się jego ostatnie dziecko, syn Józio. Odpoczywa. Rodzina muzykuje, odbywają się spotkania towarzyskie. Spokojne mieszczańskie skromne życie. Podejmuje pracę bibliotekarza w Bibliotece Arsenału. Dumny poeta Adam Mickiewicz staje się skromnym bibliotekarzem. Obsługuje klientów. Trzeba. Żona, dzieci, te sprawy.
Wybucha wojna krymska. Rosja walczy z Turcją. Nowe nadzieje dla Polski. Do wojsk tureckich przyłączają się polscy ochotnicy. Mickiewicz jednak na razie nie może wyjechać. Celina Mickiewiczowa jest śmiertelnie chora. Spędzają razem ostatnie dni jej życia, wspominając, co było dobre, co złe. W 1855 r. Celina umiera. Kilka miesięcy później Adam Mickiewicz decyduje się jechać do Turcji, by swoim autorytetem wesprzeć sprawę polską. Ma zamiar znowu utworzyć Legion. Tym razem Legion Żydowski. Wszak raz już mu się udało.
Warunki polowe panujące w obozie nie służą poecie, brak higieny, żołnierskie jadło, wysokie temperatury. Cierpi na dolegliwości żołądkowe. Zjada bigos z nieświeżym salami. Choruje. Potem znowu czuje się lepiej i nagle ostry atak choroby, konwulsje, mdłości, utrata przytomności.
W ciągu kilku godzin w nocy z 25 na 26 listopada 1855 r. Adam Mickiewicz umiera. Na co? Sugerowano cholerę, zatrucie pokarmowe, wylew, a nawet truciznę. Tak naprawdę nie wiadomo. Oczywiście jest czarna legenda śmierci poety otrutego przez wrogów politycznych. Ale zostawmy ją na boku, bo mało ona wiarygodna. Zastanówmy się, jaki był Adam Mickiewicz? Jaki obraz jego osoby wyłania się biografii i wspomnień?
Wielkim poetą był
Adam Mickiewicz był porządnym facetem – tak byśmy dziś chyba o nim powiedzieli. Kochał dzieci, zwierzęta, kobiety. Żonę też kochał, choć ją zdradzał. Ale mężem był lojalnym – na dobre i złe. Pomagał przyjaciołom. Był skromny.
Skromny narodowy wieszcz to rzadkość. Chodził byle jak ubrany, do końca życia jadł potrawy kuchni polskiej i żydowskiej. Był trochę konserwatywny, łatwo się zapalał i kochał ojczyznę uczuciem największym i najszczerszym. Kochał, ale nie chciał dla niej umierać. Ale to chyba dobrze, bo przecież był naprawdę wielkim poetą...