Libera to nie tylko twórca niedoceniany, ale także artysta, rzec by można, nietypowy. Nie ukończył studiów artystycznych ani jakichkolwiek innych (przez dwa lata zmagał się z pedagogiką). W stanie wojennym półtora roku przesiedział w więzieniu za działalność opozycyjną, a jako człowiek związany ze sztuką wpierw zyskał popularność jako model fotograficznych prac Zofii Kulik, a dopiero później jako samodzielny autor.
Zrażony do rodzimych instytucji kultury potrafił na osiem lat wycofać się z życia artystycznego i odmawiać udziału w wystawach. Nigdy zresztą nie uległ mechanizmom anektującym i przystosowującym artystów do funkcjonowania w zinstytucjonalizowanym świecie, nie poddał się regułom rynku, presji kuratorów i krytyków, wymaganiom decydentów art worldu. Zachowywał – nie tak znowu powszechną w dzisiejszych czasach – niezależność intelektualną i artystyczną, co z socjalnego punktu widzenia było zapewne uciążliwe, ale pozwoliło mu w wielu sytuacjach zachować twarz. Jak wówczas, gdy w ogóle zrezygnował z udziału w weneckim Biennale Sztuk po decyzji kuratora polskiego pawilonu o wycofaniu jednej z jego prac (słynnego „Obozu koncentracyjnego LEGO”).
Pułapki nowej rzeczywistości
Liberę często przypisuje się do generacji utraconych szans. Coś w tym zapewne jest. Gdy wybuchł stan wojenny, miał 22 lata; dobry wiek na rozpoczęcie kariery. Tymczasem całe lata 80. spędził w umiarkowanie kreatywnym towarzystwie łódzkiej tzw. Kultury Zrzuty. Na szczęście kręcił na własny użytek – trochę na zasadzie buntu wobec mieszczańskich norm – własne filmy wideo, które okazały się niezłą zaliczką w III RP. Gdy więc w pierwszej połowie lat 90. sztuka polska uległa urokowi krytycznej postawy, Libera był już poukładanym intelektualnie i doświadczonym przez życie artystą, starszym o 5–8 lat od innych czołowych przedstawicieli tego nurtu: Katarzyny Kozyry, Pawła Althamera czy Artura Żmijewskiego. To on w znacznym stopniu wyznaczał rodzime standardy sztuki rozprawiającej się z mechanizmami, prawami i pułapkami nowej rzeczywistości.
Apogeum kreatywności Libery w owych czasach przypadło na lata 1994–96, a praktycznie każda jego nowa praca była wówczas ważnym i oryginalnym krytycznym spojrzeniem na świat kultury masowej i jej wzorców, na postawę konsumpcyjną, na terror reguł cywilizacji Zachodu, które nasz naród tak entuzjastycznie przyjmował i w przyspieszony oraz bezkrytyczny sposób adaptował. „Ciotka Kena”, czyli antyteza pięknej Barbie, to rozprawa z kultem kobiecego ciała, a „Body master” (urządzenie budujące muskulaturę u kilkuletnich chłopców) i „Uniwersalna wyciągarka do penisa” – z kultem ciała męskiego. I w końcu „Obóz koncentracyjny LEGO” – praca odebrana powierzchownie, budząca wiele emocji, a przecież będąca fantastycznym, wielowątkowym dyskursem z popkulturą, wzorcami wychowania, stereotypami pamięci itd. Libera był wówczas jednym z pierwszych, który przestrzegał, że świat, uwodzący nas swym zaawansowaniem i nowoczesnością, w praktyce często wręcz cofa się ku atawizmom i prymitywnym regułom, potrzebom, oczekiwaniom.
Dyskurs z przeszłością
Po paru latach artystycznego milczenia w nowe Millennium wszedł Libera z odmienioną, nową sztuką. Zamiast krytyki tego, co wokół, podjął dyskurs z przeszłością, budując coś na podobieństwo alternatywnej historii. Na pracę „Pozytywy” (2003 r.) składają się fotografie, w których zaaranżowano sytuacje o sensie odwróconym w stosunku do słynnych, pełnych dramatu i tragedii oryginałów. Oprawcy Che Guevary częstują go więc cygarem, więźniowie Auschwitz uśmiechają się zza drutów, podobnie jak wietnamskie dzieci ze słynnego zdjęcia po ataku napalmem. To cykl będący ironicznym, przewrotnym rozliczeniem z postrzeganiem najnowszej historii przez pryzmat jej ikonograficznych przedstawień. W tym samym roku powstała praca „Mistrzowie” – cykl fikcyjnych artykułów, poświęconych szczególnie cenionym przez Liberę twórcom. Na prywatny użytek dokonuje w nim rewizji historii sztuki i stawia pytanie o niejasne mechanizmy, które jednych twórców wynoszą na piedestał, drugich strącają zaś w publiczny niebyt.
Ten rozliczeniowy cykl kontynuował także w kolejnych latach. W dziele-książce „Co robi łączniczka” (2005) bada relacje między pamięcią publiczną a indywidualną, przygląda się oficjalnemu etosowi Powstania Warszawskiego. W najnowszej pracy-książce z 2009 r. „The Gay, Innocent and Heartless”, będącej apokryficznym zapisem podróży, naukowych badań i dziennikarskiej penetracji egzotycznej wyspy Neverland (Nibylandia), dokonuje wielonarracyjnej analizy idiomów współczesnej kultury.
Krytycy i historycy sztuki próbowali przymierzać do twórczości Libery różne tropy interpretacyjne. Prof. Piotr Piotrowski sugeruje, by rozpatrywać jego dzieła sytuując je między dwoma pojęciami: anarchii i krytyki. Z kolei Łukasz Ronduda uważa, że kluczem do zrozumienia tego dorobku jest „natura traumatycznego doświadczenia i sposobów radzenia sobie z nim”. Na wystawie zgromadzono praktycznie wszystko, co Libera dotychczas stworzył, co daje widzowi możliwość własnej interpretacji. To osobna, ciekawa i ważna sztuka, zasługująca zarówno na taką ekspozycję (z dobrym katalogiem), jak i na uwagę wszystkich miłośników sztuki współczesnej w kraju.
Zbigniew Libera, Prace 1982–2008, Państwowa Galeria Sztuki Zachęta, wystawa czynna do 7 lutego 2010 r.