Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Słowo o demokracji

Wielkimi krokami zbliżają się we Francji wybory lokalne. Wychodzę w niedzielę rano do miasteczka kupić bagietkę, świeże warzywa na targu i oczywiście „L’Equipe” (gdzież indziej znalazłbym potwierdzenie na piśmie kolejnego zwycięstwa Kamila Stocha czy bramek strzelonych przez Roberta Lewandowskiego dla Borussii Dortmund, co jest dla patrioty na obczyźnie sprawą najważniejszą). Niestety, przejść się nie da. Po rynku grasują przedstawiciele komitetów wyborczych, wręczając ulotki, prospekty, usiłując zagadać i przekonać. A natarczywe toto, a elokwentne, czasem nawet, co najgorsze – sympatyczne, grzeczne takie, że nie da się do czterech diabłów odesłać.

Chudzina w bezbarwnej kiecce, jakby od szarytek, wprawdzie ze skrajnej prawicy, ale patrzy tak żałośnie błękitnymi oczkami, że nawet Dzierżyński by się zlitował. Agitujący komunista widział Olafa podczas meczu piłki nożnej i podziwia jego drybling. Jak się nie zatrzymać, kiedy tak chwalą synka? Zamieniam parę zdań z ulotkowiczem od aktualnej merowej, na którą będę ponownie głosował. Niestety, usłyszał to ekologista. Jak gadałem z pierwszym, to dlaczego nie miałbym pogadać z drugim? Żyjemy w końcu w demokracji.

Tuż przed soczystą marchewką na straganie łapie mnie gaullista. Czy wiem, kim był generał? Wiem, oczywiście, w końcu czytałem książki Aleksandra Halla. Ściskam mu serdecznie dłoń i już prawie docieram do marchewki. Niestety, wyrasta przede mną rojalista. Z rojalistami jest problem, bo jedni chcą przywrócić Burbonów po linii Ludwika XIV, a są jeszcze bonapartyści… Licho wzięło marchewkę. Uciekam co tchu, wymijając w rozpaczliwym slalomie centrystów z „Modernu”, radykałów i bezpartyjnych z listy dbającej tylko o mnie ponad politycznymi podziałami.

Polityka 11.2014 (2949) z dnia 11.03.2014; Felietony; s. 96
Reklama