Mamy środek lata, w mediach trwa sezon ogórkowy. Marketingowi stratedzy partii Jarosława Kaczyńskiego doszli do wniosku, że trzeba „wyjść naprzeciw tym, którzy nie lubią ciężkiej polityki i debat, a z chęcią obejrzeliby coś zabawnego dotyczącego bieżących wydarzeń" oraz przekazać „prawdę w wesołej formie". A przy okazji zapewne, spróbować nawiązać dialog z młodym pokoleniem, które sporą część życia spędza w sieci, i nierzadko łatwiej do niego dotrzeć śmiechem, niż poważną, metodyczną argumentacją.
W ten sposób narodziły się trzy animowane spoty, które trafiły do sieci i rozprzestrzeniły się w niej metodą marketingu wirusowego: rzecznik rządu dorabiający po godzinach, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz gromiąca kupców oraz tajemniczy spot, pokazujący jakoby całą prawdę o założycielach Platformy Obywatelskiej.
Doceniam twórczość, w której artysta używa humoru, „robiąc sekcję" zjawiskom popkulturowym, politycznym i obyczajowym. Tym razem jednak nie chce mi się śmiać, tylko z zażenowaniem przejść mimo. Jednak aby nie być jednostronną, postanowiłam zapytać młodych polskich twórców animacji - Annę Pankiewicz oraz Janka Kozę - co sądzą o tej formie wypowiedzi partii politycznych. - Jezu, nie wiem, co napisać... Żenujący „żart" w beznadziejnym wykonaniu. Może lepiej pominąć to milczeniem - odpisał Janek Koza.
Może rzeczywiście nie ma sensu wykpiwać tego, co samo siebie bezwiednie wykpiwa. Sądzę jednak, że jest jeden powód, dla którego warto pochylić się nad tym zjawiskiem. Jest nim obrona śmiechu, parodii, groteski, które - jeśli celnie i umiejętnie użyte - mają ogromną moc rażenia i docierania do prawdy. Ale jest to trudna sztuka. Pomysłodawcy i wykonawcy pisowskich spotów sprowadzają ją do parteru, a tym samym dezawuują.
Śmiech nie jest wartością samą w sobie, bywa też toksyczny i zamykający - jeśli proponuje i prowokuje wyzywanki, łatwą ślizgającą się po problemach „obśmiechówę" i uwłaczający odbiorcy populizm. Czy naprawdę w wakacje słońce nas tak ogłupia, że nagle zaczynamy rechotać z bąka puszczonego przez rzecznika rządu, (przy czym celem spotu jest „krytyka" domniemanego sfałszowania wpisu do rejestru korzyści majątkowych, a nie obyczajów jakiejś grupy czy osoby) albo z tego, że sprząta psie kupy u infantylnie przedstawionego Niemca. Sam Niemiec to też ekstrakt stereotypu - w bawarskim stroju, z wąsikiem przyciętym „na Hitlera".
Nie znaczy to wcale, że ograniczają nas tematy tabu, obowiązuje poprawność polityczna, ani że żart musi być szczególnie wyrafinowany. Może być prosty i łatwy w odbiorze, ale trafny i błyskotliwy. Sama wyrazistość i ostrość komunikatu, których pisowskim spotom trudno odmówić - a których z kolei brakuje zazwyczaj w spotach PO - są pożądane. Ale połączone z pobudzaniem najniższych instynktów i artystyczną bylejakością - nie do przyjęcia.
Młodzi polscy animatorzy krytykują również sam sposób wykonania tych filmów, technikę. Anna Pankiewicz: - Pomysł na animowane, złośliwe żarty polityczne podoba mi się. Myślę, że wprowadzenie tego rodzaju dowcipu do debaty jest trafione, możne nawet potrzebne. Ale to, co widzimy na ekranie wygląda tak, jakby PiSu nie stać na zatrudnienie porządnych animatorów. Jest tyle dobrych stylów plastycznych do wykorzystania, począwszy od colage'u Monthy Pythona, skończywszy na kreskówkach typu „Atomówki". Nie ma tu ani pomysłu, ani dobrego warsztatowo wykonania. Gdyby wykonały to dzieci w gimnazjum, powiedziałabym - genialne. Ale jeśli jest to coś, co zamawia jedna z większych partii politycznych - koszmar.
W efekcie wyszło trochę jak z filmami klasy B - bawi to, co miało być poważne, a to, co miało być zabawne, wprawia w zakłopotanie.
PS.: Zarówno twórcy animacji, jak i autorka starali się w swoich opiniach abstrahować od poglądów politycznych.
WIĘCEJ O ANIMACJI:
- Polska animacja: siła czy bezsiła? - Po dwudziestu latach niebytu polska animacja powoli odżywa. Jej odradzanie się i charakter próbuje uchwycić w książce z wywiadami z młodymi twórcami, Mariusz Frukacz, jeden z animatorów tego środowiska.
- Duch móch - Rozmowa z Bartkiem Kędzierskim, twórcą filmów animowanych, m.in. "Włatców móch"