Kraj

Chcę to!

O dziecku w krainie reklamy i konsumpcji.

Jest taka chwila w ciągu dnia, kiedy siadamy na tapczanie przed telewizorem i jak szaleni wołamy: chcę to!, chcę to!

To chwila przerwy między filmami dla dzieci kiedy lecą reklamy rzeczy o których istnieniu nie miałem pojęcia dopóki nie zostałem rodzicem.

Te wszystkie czarodziejskie syrenki które tak pięknie pływają, albo stwory z kosmosu które wyposażone w potężne wyrzutnie sprawiają tak potworne wrażenie.

Reklam jest dużo i nasz rytuał jest taki sam. Kiedyś zaciekawieni okrzykami dobiegającymi sprzed telewizora przysiedliśmy się zerknąć co chcą nasze dzieci. W zasadzie chciały wszystko i witały każdą kolejną reklamę jak dobrą znajomą.

- A to wróżka - chcę to!

- A to tor samochodzikowy - chcę to!

Ze zdumieniem stwierdziliśmy, że nasze dzieci znają po imieniu wszystkie prezentowane zabawki, wiedzą o wszystkich ich przygodach i cytują ich powiedzonka zupełnie jak my teksty z „Misia".

Wszedłem w ten świat i ze zdumieniem odkrywałem kolejne przygody Szybciora (każdy rodzic dziecka w wieku przedszkolnym powinien wiedzieć kim jest Szybcior - a jeśli nie wie to powinien szybciorowato nadrobić ten brak.)

Po filmie jak zwykle leciały reklamy jakiś stworów i pierwszy wołałem: chcę to!

- Tato, ale ty jesteś przecież już duży - z wyrzutem powiedziała mi córka.

Rzeczywiście jestem dość duży i w zasadzie nie widziałem różnicy między reklamami zachwalającymi Szybciora a reklamami kremów, piwa czy samochodów dla dużych chłopców. Wszystkie obiecywały że staniemy się szczęśliwsi i fajniejsi jeśli już sobie kupimy to coś na ekranie.

To prawda i nieprawda jednocześnie. Przekonaliśmy się o tym kiedy jakąś zabawkę z telewizji przyniósł Mikołaj, inną wujek, jeszcze inną kolega na urodziny.
0- Są w porządku - podsumował mój syn kiedy zapytałem dlaczego właściwie nie bawi się swoim torem, swoimi figurkami stworów kosmicznych i grą. - Ale jakoś nie mam ochoty. Pojeżdżę na rowerze.

Te wszystkie modne zabawki opuszczają swoje miejsca w szafie kiedy pojawiają się koledzy, albo w ten jeden dzień w tygodniu gdy można je zanieść do przedszkola.
Reklamowany samochód który potrafił jeździć po suficie przetrwał jeden dzień. Każde dziecko chciało choć raz zobaczyć takie cudo a mój syn z ważną miną wskazywał kto stoi na początku kolejki.

- Mógłbyś mi jeszcze kupić taki tor z wyrzutnią, bo Marek pozwala mi się bawić swoim tylko pięć minut - poprosił potem. W końcu pożyczył od Marka tor, a w zamian dał mu na dwa dni Szybciora i Omnitrixa (też nie można nie wiedzieć co to jest).

Tor przeleżał dwa dni nieużywany. Zapytałem mamy Marka jak poszło z Szybciorem i Omnitrixem. Ze zdziwieniem stwierdziła że zabawki też leżały na półce.
Uwielbiamy reklamy. Dzieci siedzą ze swoimi ulubionymi zabawkami których nie ma w telewizji. Mój syn ma misia Kesia, Tresia i Pesia i irytuje się kiedy ich mylę. I to starymi misiami bawi się codziennie.

Moja córka rozdała reklamowane zabawki, które dostała na urodziny i ja ją rozumiem. Jak można bawić się czymś co ma 172 albo 328 części i w dodatku jeszcze się to ciągle podkreśla? Czy producent nie wie że 67 części natychmiast zginie? Za to zyskała uwielbienie koleżanek.

Ostatnio słyszałem wypowiedź fachowca który obawiał się, że reklamowane zabawki są obce kulturowo i niczego nie nauczą dzieci. Ależ nauczą. Uczą tego, że lepiej mieć niż nie mieć, że ludzie bardziej lubią tych co mają i że zabawki dają władzę i prestiż (wszystko jedno czy to Barbie czy najnowszy model komórki albo Mercedesa).

Ale nie rwałbym szat że to straszne. Jakby się na to nie obrażać to prawdziwe, bo tak przecież wygląda świat i dzieci potrafią to po prostu powiedzieć (a ich rodzice wtedy skłamią bo tak wypada).

- Powiedzcie mi, które zabawki są najfajniejsze, bo się już pogubiłem - zapytałem dzieci.

- Najfajniejsze są te, które mają inni - odpowiedziały natychmiast.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną